Przejdź do głównej zawartości

Ulica Scar'ów

Rozdział 6

Tej nocy nie mogę zasnąć. Przewracam się z boku na bok, skopując z siebie kołdrę. Śnią mi się koszmary.
Dowiaduję się o śmierci taty i rzucam się do wzburzonej wody. Myślę, że będę mogła spokojnie oddychać, jednak się mylę. Gdy próbuję wziąć oddech, moje płuca błyskawicznie napełniają się wodą, fale rzucają moim ciałem o skały. Czuję przeszywający ból.
Budzę się zlana potem, haustami wciągam powietrze, którego jestem spragniona. Kołdra leży na podłodze wraz z poduszką i prześcieradłem. Sięgam ręką do lampki, chcę zapalić światło. Orientuję się, że żarówka jest potłuczona, a z nadgarstka spływa mi krew. Klnę pod nosem i rozglądam się w poszukiwaniu chusteczek. Dopiero zauważam obecność matki. Stoi w drzwiach, owinięta w zielony szlafrok, w kapciach tej samej barwy. Z trudem przypominam sobie, że to jej ulubiony kolor. 

 
 
- Słyszałam jak krzyczysz – mówi.
Próbuję coś dostrzec pomimo panujących ciemności.
- Możesz zapalić światło? - pytam.
Nie chcę tego, ale mój głos przypomina warkot.
Wzrusza ramionami.
- Wywaliło korki – mówi.
Wiem, że myślimy o tym samym.
"Tata wiedziałby co robić."
Pierwszy raz od dwóch lat przemyka mi przez myśl, że jej może być tak samo ciężko jak mi.
Matka zauważa w jakim stanie jest moja dłoń i wychodzi. Po chwili wraca z wodą utlenioną i bandażem. Bez słowa siada na przeciwko mnie i gestem pokazuje, bym podała jej rękę. Najpierw pozbywa się z ran resztek szkła, potem przemywa je wodą utlenioną. Krzywię się, na co ona uśmiecha się pod nosem.
Gdy owija rękę bandażem, wreszcie wybucham.
- Dlaczego to robisz?
Jej uśmiech znika.
- Jestem twoją matką – mówi spokojnie.
- Nienawidzisz mnie – odpowiadam szybko, a moje słowa są jak strzała przecinająca powietrze.
Matka spogląda na mnie.
- Wcale nie.
- Obwiniasz mnie o śmierć ojca – wyrzucam z siebie.
Kończy opatrywać rękę i odkłada na bok resztki bandażu. Jak raz jest uosobieniem spokoju.
- Nigdy nie obwiniałam cię za śmierć twojego ojca. To była jego decyzja.
- Której nie popierasz.
Wzdycha.
- Dlaczego żywisz do mnie taką nienawiść? Nie zrobiłam ci nic złego, zawsze chciałam dobrze.
- Ha, a to dopiero! A gdzie byłaś przez te dwa lata? Gdzie byłaś, gdy potrzebowałam wsparcia po śmierci taty? Gdzie byłaś kiedy uciekłam z domu? Nawet nie złożyłaś doniesienia na policję! Gdzie byłaś, kiedy Adam zaprosił mnie na bal? GDZIE SIĘ PODZIEWAŁAŚ, KIEDY CHCIAŁAM ZE SOBĄ SKOŃCZYĆ? Przez cały ten czas czepiałaś się dosłownie wszystkiego, wszystko ci p r z e s z k a d z a ł o. Miałam istną matkę tyrankę! - zaczynam krzyczeń. - Nie było cię w najważniejszych dla mnie chwilach, uważałaś mnie za nic niewartego śmiecia. Potrzebowałam cię – dodaję ciszej. - A zamiast zgody był wrzask i kłótnie.
Milknę, przetrawiając swoje własne słowa.
"Ponura rzeczywistość."
W mętnym świetle księżyca widzę, że matka płacze. Zakrywa usta dłonią, chcąc powstrzymać niekontrolowany szloch, który nią wstrząsa. Nie umiem jej pocieszyć. Nie mogę znieść widoku łez, sama nie płacząc, więc podnoszę się i wychodzę na przedpokój. Ubieram buty, wypadam na dwór, uwalniam się od przytłaczającej atmosfery. Owiewa mnie nocny wiatr, powietrze po deszczu. Księżyc schował się za chmurami, więc na ulicach panuje kompletna ciemność. Stawiam ciężkie kroki po pogrążonym w mroku chodniku. Nogi niosą mnie do domu Ami, po niedługim czasie pukam do jej drzwi. Otwiera mi wysoki chłopak o zielonych oczach, w samych spodniach od dresu. Czuję się, jakby ktoś przyłożył mi cegłą.
"Co, na wpół roznegliżowany facet, robi w domu Ami?"
Wtedy mój wzrok pada na numer, który widnieje obok dzwonka do drzwi.
- Cholera, pomyliłam mieszkania – mówię, pocierając wciąż zaspane oczy. - Przepraszam – mamroczę i kieruję się piętro wyżej.
Po chwili jednak doznaję olśnienia i z powrotem kieruję wzrok na chłopaka. Nadal tam stoi, on jednak wygląda tak, jakby oberwał workiem cegieł.
- Aiden?
- Co do jasnej... Aleks, co ty tu robisz?
Chłopak zaczyna się śmiać. Wkurzam się, bo śmieje się najwyraźniej ze mnie.
- O co ci chodzi? - zakładam ręce na piersi.
- Pomijając to, że przez przypadek pukasz do moich drzwi o drugiej nad ranem... - nie kończy, tylko pokazuje na mój strój.
W tej chwili chcę zapaść się pod ziemię. Modlę się, żeby pochłonęło mnie podłoże z betonu, żeby strop się zawalił, żeby Aleks nagle padł, rażony piorunem.
Jestem w piżamie. Niepełnej piżamie. Mam na sobie bluzkę SECRET ANGEL i pamiętne gacie w krowy.
- Nie gap się tak, bo ci oczy wyjdą na wierzch – odburkuję, czerwieniąc się lekko.
Mam jednak dumę i nie zamierzam pokazać, że coś mnie to obeszło – Nie przyszłam do ciebie.
- Domyślam się.
Kłaniam się lekko i z pogardą w głosie mówię:
- Pozwól, że się ulotnię – obciągam bluzkę jak najbardziej i biegnę na łeb na szyję po schodach.
Odwracam się jeszcze i krzyczę przez ramię:
- Ej! Miałeś się nie gapić!
Potem wybucham śmiechem.
Przeskakuję co dwa schodki i staję, tym razem, przed właściwymi drzwiami.
Najpierw pukam, potem walę pięściami, dzwonię, dobijam się jak tylko mogę. Gdy kopię w drzwi, a nikt nie otwiera, zaczynam się martwić.
"A jeśli coś się stało?"
Dochodzi trzecia, stoję na klatce schodowej od jakiejś godziny, zaczyna mi być zimno. Nie mam najmniejszej ochoty wracać do domu, by oglądać wypłakującą sobie oczy matkę. Pozostaje mi tylko jedno. Rzucam ostatnie spojrzenie na drzwi Ami i odwracam się, zrezygnowana.
Składam ponowną wizytę Aleksowi. Tym razem nie zwraca uwagi na moją prowizoryczną piżamę, tylko od razu wpuszcza mnie do środka. Mało mówi, jestem pewna, że właśnie go obudziłam i gdyby mógł, udusiłby mnie gołymi rękami.
- Coś się stało? - pyta, siadając na podłodze, w salonie.
Opiera się plecami o kanapę i widzę, że przysypia. Głowa leci mu raz na prawo, raz na lewo, co wygląda dość komicznie. W końcu nie mogę patrzeć jak się męczy, próbując nieco otrzeźwieć, więc wstaję i podnoszę go za łokieć. Lekko nim potrząsam, żeby zwrócił na mnie uwagę, udaje mi się.
- Aleks, idź spać, ja wrócę do domu. Przepraszam, że cię obudziłam.
Chłopak niemrawie kiwa głową i wychodzi do drugiego pokoju.
Wymykam się cicho na korytarz, zamykając drzwi wejściowe. Mam delikatne wyrzuty sumienia, że obudziłam go właściwie po nic, ale mija pięć minut i znikają.
Ja jednak nie wiem jak zniknąć, d o k ą d zniknąć.
Siadam na zimnych schodach, opieram się ramieniem o ścianę. Przenika mnie straszliwe zimno, ale to jest nic w porównaniu z chłodem, który wypełnia mnie od środka.
Gram w ten sposób na czas, mam okazję pomyśleć.
"Muszę coś zmienić."
Tylko co?
"Muszę zacząć żyć."
Tylko jak?
"Tato, dlaczego cię tu nie ma?"
Mogłabym bawić się w medium, wpajać sobie, że c z u j ę jego obecność, że stoi przy mnie. Czuję jednak jedynie ziejącą pustkę, chcę odzyskać ojca.
"Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?"
Chciałby, żebym cieszyła się życiem.
"Jesteś młoda: baw się, pij, pal, wracaj dopiero nad ranem."
"Tato, to chyba przesada, nie uważasz? Przeczysz metodom wychowawczym mamy."
"Metody wychowawcze nie oddadzą twojej matce młodości. Korzystaj póki możesz, żabko."

Komentarze

  1. Świetnie piszesz! Jak będę miała czas muszę zacząć czytać od początku :D

    Mój blog - klik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, cieszę się, że komuś się podoba :)

      Usuń
  2. bardzo fajny post :) może obs za obs? jak tak to zacznij i napisz u mnie :))
    agnieszka--agnieszka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam to opowiadanie i jestem pod dużym wrażeniem. Bardzo mi się podoba ten rozdział ale jest trochę smutny. Szkoda mi głównej bohaterki, dlatego że jej tata nie żyje.

    Mój blog

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Każdy komentarz i obserwacja wywołują uśmiech i niezwykle motywują.

✓ Komentarze wulgarne są od razu usuwane.
✓ Przyjmuję jedynie konstruktywną krytykę.
✓ Zostaw link do swojego bloga - chętnie poczytam.
✓ Nie bawię się w rzeczy typu: obserwacja za obserwację. Ale jeśli twój blog mi się spodoba - zaobserwuję.
✓ Jeśli komentujesz, zrobię to na pewno u ciebie.

Popularne posty z tego bloga

Publikujesz?

Jakby nie dość było, że z całego serca wyczekuję lata, słońce wyszło z samego rana dosłownie na piętnaście minut, a potem zniknęło pod warstwą chmur, ukrywając się przez resztę dnia. Witam was tym pozytywnym akcentem! O czym możemy pomówić dzisiaj? O tym, o czym obiecałam się wypowiadać. Czyli kiedy publikować, a kiedy swoje dzieła zachować w szufladzie? Nie wiem, ale się wypowiem! Zacznijmy od tego, że publikować możemy w różnych formach. Możliwe jest wysłanie swojego tekstu do jednej z młodzieżowych gazet, czasopism literackich, które zwykle chętnie przyjmują kilka akapitów od początkujących, jeśli tylko propagują postęp i samokształcenie. No, nie zawsze, ale warto próbować. Oprócz ucieczki do papierowych opcji, możemy założyć konto na jednym z serwisów internetowych takich jak: * Wattpad, * Sweek, * Blogspot (lub każda inna platforma oferująca założenie własnej strony), * Tumblr, * Facebook (dla odważnych, warto pisać pod pseudonimem).

Pozytywne rzeczy i ich skutki...

... czyli jak sprawić, żeby dzień stał się lepszy (będąc świadomą konsekwencji) lub życie, w końcu składa się ono z chwil. ☺ Często uśmiech działa cuda. Uśmiechnij się do przypadkowego przechodnia, może akurat jest czymś zmartwiony? Umilisz dzień i jemu i sobie. Zbyt wielu ludzi popiera ignorancję i szarą prozę życia. Przypadkowy uśmiech jest niespodziewany, a większość z nich po prostu lubi niespodzianki. Ewentualny skutek : osoba może oczywiście wziąć cię za wariata, ale nie przejmuj się. Bycie wariatem jest w porządku.  ☁ Bądź ponad tym Czyli coś, co staram się robić na co dzień. Pomóż nawet w złości. Temu, kogo nie znosisz, nienawidzisz, nie możesz znieść. Po prostu olej wszystko i bądź okej w stosunku do siebie. Wszyscy mamy wady, irytujące nawyki, wkurzające śmiechy. Nie musisz być sympatyczny, ale wystarczą twoje dobre chęci, by okazać dobre serce. Skutek: Oczywiście możesz być wykorzystywany, ale w tym tkwi haczyk. Zachowaj umiar w pomaganiu.

la Lune #3

Drogi pamiętniku, Ostatnio wydarzyło się aż za dużo. Musiałam wyjechać z nad morza, gdzie przeżyłam wspaniałe chwile, poznałam kogoś. Wczoraj też cudem uniknęłam utonięcia, ale poradziłabym sobie, gdyby nie pomoc tego Eryka. Niestety, Laura wzięła jego numer i kazała mi zadzwonić. Kiedy jest w takim nastroju, lepiej nie dyskutować. Oczywiście przeprosiłam go, za to jak się uniosłam. Stało się to, czego się obawiałam. Spytał co powiem na spacer. Zgodziłam się, ale nie ukrywam, iż nie mam na to ochoty. Chcę tylko wyprostować całą sprawę i tyle. Nie zamierzam niczego zaczynać. Klara zamknęła pamiętnik. Stanęła przed lustrem. - Muszę się ogarnąć. Chociaż trochę, bo nie zamierzam się jakoś specjalnie stroić na to spotkanie – mówiła sama do siebie. Otworzyła szafę. Narzuciła na siebie białą bluzkę i jeansową kamizelkę. Zdecydowała się też na koka na czubku głowy. - Wygodnie i tak jak lubię – skwitowała. - Ile mam jeszcze czasu? Spojrzała na zegarek. Niecałe piętnaście minut. Usłyszała pukani