Wielokrotnie spotkałam się z sytuacjami, w których zachowanie trzeźwego myślenia i obstawanie przy swoich racjach sporo mnie kosztowało. W chwilach tak zwanego "zagrożenia" pierwszym i podstawowym odruchem jest ucieczka. W wypadku zażartej dyskusji - milczenie. Kiedy cię obrażają - zamknięcie się w sobie, schowanie głowy w piasek. Odzywając się możesz stracić reputację i znajomych. Jednak czy byli warci zachodu, gdy opuścili cię w takiej chwili?
Kiedy zrobisz coś dobrego, przeciwstawisz się komuś, nikt nie poda ci ręki, gratulując. Nikt nie zaprowadzi cię do specjalnej sali dla wspaniałych ludzi i nie przydzieli miejsca w pierwszym rzędzie.
Jednak kiedy przychodzi czas, gdy wiesz, że za pozostanie wiernym sobie samemu nikt ci nie podziękuje, nie wiesz co zrobić, bo to się zwyczajnie nie opłaca. Nie dostaniesz żadnej nagrody, nikt nie poklepie cię po plecach i nie powie "dobra robota, teraz możesz iść do domu". Sam nie czujesz żadnej różnicy. Niebo nadal jest niebieskie, trawa zielona, a ty dziwnie niedowartościowany odniesionym zwycięstwem. Trudno jest docenić siebie. Minie jeszcze wiele lat, zanim w pędzie życia zatrzymasz się i podziękujesz samemu sobie za dawne lata.
Świat jest zbudowany w taki sposób, że walka nigdy nie ustaje. Jedno zdarzenie pokrywa się z drugim, te z trzecim i tak bez końca.
Wierność sobie jest trudna. Nikt ci za to nie podziękuje i nie pogratuluje. Nie dostaniesz złocistej szarfy, ani orderu odwagi. Tego wymaga od nas życie, a jeżeli spełnisz ten warunek, po latach sam będziesz sobie wdzięczny.
(w najbliższym czasie, w postach będą pojawiały się zdjęcia z Unsplash.com. Zwyczajnie nie mam wolnej chwili, by wyjść gdzieś z aparatem. Pewnie zmieni się to dopiero w okolicach maja.)
Jakie to jest prawdziwe eh;)
OdpowiedzUsuń