Przejdź do głównej zawartości

Ulica Scar'ów



Rozdział 7,5


Przez kolejny tydzień pracowaliśmy tak wytrwale i dokładnie, jak mogliśmy. Do końca nie wiem, dlaczego McMillan zatrudniła nas, skoro mogła wynająć wyspecjalizowaną ekipę, która przeprowadziłaby remont co najmniej dziesięć razy szybciej niż my.

Przez pierwsze dni udało nam się zedrzeć tynk ze ścian, położyć nowy, a teraz nareszcie zaczęliśmy malować. Wszystko potoczyłoby się jak spłatka, gdyby McMillan nie paradowała przez środek salonu ubrana jak milion dolarów, z cappucino w dłoni.

Gdy robi to po raz kolejny, ze złośliwym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy, nie wytrzymuję. Kobieta znika w drzwiach, a ja schodzę z drabiny.

- Mam dosyć. Ona wyraźnie cieszy się z naszej udręki – rzucam wałek na ziemię.

Aleks patrzy na mnie przez chwilę, a potem wraca do malowania.

- Jesteśmy darmowi – mówi.

Patrzę chwilę na ścianę, a potem mówię:

- Ogłaszam strajk.

Przyjaciele wyglądają na zdezorientowanych. Spoglądają po sobie, nie spodziewając się spodziewanego.

Biorę pędzel z wiadra i wsadzam go do czerwonej farby. Po chwili piszę na świeżo pomalowanej ścianie:
STRAJK


W chwili, gdy kończę ostatnią literę, do salonu wchodzi McMillan z pustą szklanką po kawie. Upuszcza ją, gdy widzi moje dzieło.

- Co... ty... n a r o b i ł a ś?!

Podbiega pod ścianę. Robi się niemal tak czerwona, jak farba, spływająca teraz na futrynę.

Z trudem tłumę śmiech, ale widzę, że Ami spogląda na mnie z dezaprobatą. Aleks próbuje zachować powagę, jednak już pomylił wiadra z farbami. Ściana w jednym miejscu jest jaskrawo-fioletowa, czego on chyba nie zauważa. Nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem, podczas gdy McMillan wskazuje na drzwi i syczy:

- Natychmiast wyjdźcie.

- Mam wyrzuty sumienia, że zostawiliśmy tam Ami – mówię, gdy wychodzimy na dwór.

Mierzwi sobie włosy i unosi prawy kącik ust.

- Co cię podkusiło? - uśmiecha się szerzej.

Przekrzywiam głowę.

- To pewnie przez te opary z farby. Poza tym, McMillan mnie wkurza.



Rozdział 8


Gdy wreszcie nudzi nam się kręcenie po okolicy, dochodzi dziesiąta, a słońce zaczyna porządnie przygrzewać. Ludzie na ulicach zdejmują z siebie swetry i kurtki, zmyleni chłodnym porankiem. Pędzą przed siebie, wielu z nich rozmawia przez telefon, niesie siatki z zakupami. Dopiero co położona nawierzchnia ulicy przyciąga promienie słońca i wydaje się błyszczeć w świetle dnia. Przyglądam się jej w zamyśleniu, czuję gorąco odbijające się od mojej skóry. Muszę się przebrać, a co za tym idzie – wrócić do domu.

Żegnam się z Aleksem i obiecuję, że niedługo się zobaczymy. Jeszcze długo podążam wzrokiem za jego sylwetką, oddalającą się ode mnie. Jasno dałam mu do zrozumienia, że nie chcę, by odprowadzał mnie do mieszkania. W tej chwili, sama powinnam porozmawiać z mamą. I choć w małej części spróbować ją zrozumieć.

"Nie mogę dłużej uciekać."

Gdy wchodzę na klatkę schodową, szczypiący chłód choć na chwilę przynosi ukojenie. Słońce rozszalało się na dobre, a co za tym idzie, bawełniane dresy Ami powinny wylądować w szafie.

Pierwszy raz, zanim wejdę do domu, pukam. Potem wchodzę. Pierwszą rzeczą, którą jestem w stanie zauważyć, jest panujący na przedpokoju bałagan. Cicho przemykam do mojego pokoju, zakładam krótkie spodenki i luźną koszulę na ramiączkach. Biorę torbę, do której pakuję ubrania Ami, trochę pieniędzy oraz notatnik z długopisem. Od chwili mojego wyjścia, nic się nie zmieniło. Ścielę szybko łóżko, otwieram okno, by trochę przewietrzyć. W mieszkaniu panuje kompletny zaduch, powietrze jest zatęchłe. Po chwili orientuję się, że to nie tylko wina nadciągającego upału. W kuchni zalegają brudne naczynia, talerze z resztkami jedzenia. Wzdycham, odkładam torbę i biorę się za porządki. Ogarnięcie kuchni, umycie naczyń zajmuje mi niewiele czasu, bo tylko godzinę. Sprawa z przedpokojem jest jednak bardziej skomplikowana. Zauważam, że z moich adidasów obsypuje się piasek, a jeszcze inne – rozwalone pod szafą, pokryte są grubą warstwą błota, które zaczęło odpadać. Na podłodze walają się stare pocztówki, listy oraz obrazki przedstawiające Jezusa i Matkę Bożą, otrzymane od księdza po kolędzie. Szuflady są wysunięte, w nich też panuje kompletny rozgardiasz. Widzę, że w niektórych miejscach ściany są obdrapane, na podłodze pokrytej wykładziną, majaczą jakieś plamy.

Zbieram wszystko i układam na miejsce, próbuję zachować się jak dobra córka. Mam wrażenie, że to całkiem niezły wstęp do rozmowy pod tytułem: "Od kiedy tata nie żyje...", mającej nastąpić już niebawem. Gdy udaje mi się uprzątnąć wszystkie papiery i bibeloty, biorę scyzoryk i zdrapuję brunatne plamy z podłogi. Nie ważne, ile razy dotykam scyzoryka – za każdym razem przechodzi mnie dreszcz, przypominający zimno metalu na moim policzku, wędrujące ku szyi.

Potrząsam głową, by odgonić od siebie wizje przeszłości. Ona minęła i nie powróci, muszę zając się teraźniejszością. I ją naprawić.

Gdy rutynowo przechodzę do kolejnej plamy, zauważam, że prowadzą do pokoju mojej mamy. A gdy pocieram wierzchem dłoni czubek nosa, by otrzeć kropelki potu, moje serce zatrzymuje się na kilka sekund. Ten zapach, który wdarł się zbyt głęboko w moją głowę, bym mogła o nim tak szybko zapomnieć. Zapach krwi.

Znieruchomiała, wpatruję się w plamę pod moją dłonią. Czuję się brudna, szczególnie, że nie wiem, skąd krew wzięła się w moim domu. Gdy podnoszę się z klęczek, moje kolana cicho skrzypią od napięcia, które się we mnie gromadzi. Otwieram drzwi do pokoju mamy. Powolnym ruchem naciskam srebrzystą klamkę, przygotowując się na to, co mogę zobaczyć. Wchodzę.

Powoli wypuszczam powietrze, widząc, że wszystko jest w porządku. Mama najpewniej wyszła do miasta po zakupy. Zapewne w tej chwili pędzi ulicami miasta jak reszta zabieganych przechodni.

Jej pokój jest obładowany wszelkimi pamiątkami. Na wszystkich ścianach widnieją fotografie rodzinne, przedstawiające mnie, mamę i tatę, szeroko uśmiechniętych. Jedynie ściana na końcu pokoju, ułożona na ukos, uniemożliwiła powieszenie na niej jakichkolwiek babilotów. Jest pusta i jakby opuszczona, nie licząc wmurowanego, dużego okna. W niewielkiej przerwie pomiędzy ścianą, podłogą a łóżkiem leży puchaty dywan.

Granatowa pościel, cała w paski, jak zawsze jest nienagannie ułożona, bez żadnej plamki i zagniecenia. Mimo wszystkich zalet tego pokoju, panuje w nim zaduch, tak jak w całym mieszkaniu. W duchu przepraszam mamę i staję na idealnie pościelonym łóżku. Wspinam się na palce, nachylam się nad niewielką przerwą, otwieram okno. Czuję przypływ świeżego powietrza, więc zachłannie biorę głęboki wdech. Gdy spoglądam w dół, chcąc znów wycofać się na przedpokój, oddech zamiera. Więźnie mi w gardle. Chyba zaczynam się krztusić, nie wiem.

W małej szparze leży moja mama. Szeroko otwartymi oczyma wpatruje się we mnie. Oczyma, które są nieruchome. Które już nigdy nie zobaczą mnie. Ale widzą ojca. Mama leży w kałuży własnej krwi. Jej twarz jest blada i nieludzka.

Nie potrafię się poruszyć.

Jedną ręką nadal dotykam okna.

Boję się poruszyć.

Boję się oddychać.

Boję się tych oczu.


Nie wiem ile czasu mija, ale zaczynam czuć mrowienie w nogach.

"Czuję coś."

Oszołomiona wpatruję się w zwłoki mamy.

Coś popycha mnie do zrobienia jednego kroku, potem idzie łatwo. Spadam z łóżka i na czworakach chcę jak najszybciej wydostać się z pokoju. Otwieram z impetem drzwi, przy okazji uderzając się w stopę. Ból przenika przeze mnie, ale nie reaguję na niego. Otwieram drzwi wejściowe i wypadam na klatkę schodową. Mieszkanie zamykam na klucz. Siadam na wycieraczce i boję się mrugnąć.

Pod powiekami wciąż mam obraz jej oczu.

Jej obraz. 
Martwej.

Komentarze

  1. Fajny post :) wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. O o, cóż tu więcej dodać, niezbyt ciekawe życie ma bohaterka, aż mnie natchnęłaś do odkładanej ciągle książki. fotographyfire.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam prawie jednym tchem! Masz bardzo duży dar, potrafisz ciekawie pisać, nie przestawaj. :) Zyskujesz nową obserwatorkę, zostaję na dłużej.
    NOWA ODSŁONA BLOGA - ZAPRASZAM!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Każdy komentarz i obserwacja wywołują uśmiech i niezwykle motywują.

✓ Komentarze wulgarne są od razu usuwane.
✓ Przyjmuję jedynie konstruktywną krytykę.
✓ Zostaw link do swojego bloga - chętnie poczytam.
✓ Nie bawię się w rzeczy typu: obserwacja za obserwację. Ale jeśli twój blog mi się spodoba - zaobserwuję.
✓ Jeśli komentujesz, zrobię to na pewno u ciebie.

Popularne posty z tego bloga

Publikujesz?

Jakby nie dość było, że z całego serca wyczekuję lata, słońce wyszło z samego rana dosłownie na piętnaście minut, a potem zniknęło pod warstwą chmur, ukrywając się przez resztę dnia. Witam was tym pozytywnym akcentem! O czym możemy pomówić dzisiaj? O tym, o czym obiecałam się wypowiadać. Czyli kiedy publikować, a kiedy swoje dzieła zachować w szufladzie? Nie wiem, ale się wypowiem! Zacznijmy od tego, że publikować możemy w różnych formach. Możliwe jest wysłanie swojego tekstu do jednej z młodzieżowych gazet, czasopism literackich, które zwykle chętnie przyjmują kilka akapitów od początkujących, jeśli tylko propagują postęp i samokształcenie. No, nie zawsze, ale warto próbować. Oprócz ucieczki do papierowych opcji, możemy założyć konto na jednym z serwisów internetowych takich jak: * Wattpad, * Sweek, * Blogspot (lub każda inna platforma oferująca założenie własnej strony), * Tumblr, * Facebook (dla odważnych, warto pisać pod pseudonimem).

Pozytywne rzeczy i ich skutki...

... czyli jak sprawić, żeby dzień stał się lepszy (będąc świadomą konsekwencji) lub życie, w końcu składa się ono z chwil. ☺ Często uśmiech działa cuda. Uśmiechnij się do przypadkowego przechodnia, może akurat jest czymś zmartwiony? Umilisz dzień i jemu i sobie. Zbyt wielu ludzi popiera ignorancję i szarą prozę życia. Przypadkowy uśmiech jest niespodziewany, a większość z nich po prostu lubi niespodzianki. Ewentualny skutek : osoba może oczywiście wziąć cię za wariata, ale nie przejmuj się. Bycie wariatem jest w porządku.  ☁ Bądź ponad tym Czyli coś, co staram się robić na co dzień. Pomóż nawet w złości. Temu, kogo nie znosisz, nienawidzisz, nie możesz znieść. Po prostu olej wszystko i bądź okej w stosunku do siebie. Wszyscy mamy wady, irytujące nawyki, wkurzające śmiechy. Nie musisz być sympatyczny, ale wystarczą twoje dobre chęci, by okazać dobre serce. Skutek: Oczywiście możesz być wykorzystywany, ale w tym tkwi haczyk. Zachowaj umiar w pomaganiu.

la Lune #3

Drogi pamiętniku, Ostatnio wydarzyło się aż za dużo. Musiałam wyjechać z nad morza, gdzie przeżyłam wspaniałe chwile, poznałam kogoś. Wczoraj też cudem uniknęłam utonięcia, ale poradziłabym sobie, gdyby nie pomoc tego Eryka. Niestety, Laura wzięła jego numer i kazała mi zadzwonić. Kiedy jest w takim nastroju, lepiej nie dyskutować. Oczywiście przeprosiłam go, za to jak się uniosłam. Stało się to, czego się obawiałam. Spytał co powiem na spacer. Zgodziłam się, ale nie ukrywam, iż nie mam na to ochoty. Chcę tylko wyprostować całą sprawę i tyle. Nie zamierzam niczego zaczynać. Klara zamknęła pamiętnik. Stanęła przed lustrem. - Muszę się ogarnąć. Chociaż trochę, bo nie zamierzam się jakoś specjalnie stroić na to spotkanie – mówiła sama do siebie. Otworzyła szafę. Narzuciła na siebie białą bluzkę i jeansową kamizelkę. Zdecydowała się też na koka na czubku głowy. - Wygodnie i tak jak lubię – skwitowała. - Ile mam jeszcze czasu? Spojrzała na zegarek. Niecałe piętnaście minut. Usłyszała pukani