Przejdź do głównej zawartości

Sięgnąć nieba

Rozdział 11
Przytuliłam ją.
- Boże! Nawet nie wiesz jak się martwiłam. Myślałam, że dostanę palpitacji serca. Dobrze, że nic się nie stało! Ale i tak zrobiłam głupstwo!
- Chodzi ci o piosenkę? - spytała.
- Tak.. Dziewczyny namówiły mnie, żebym zaśpiewała, a przy wyborze piosenki... nie pomyślałam. "Jeśli umrę młodo"! Boże, co mi strzeliło do głowy?!
- Spokojnie, Zo. Działałaś pod wpływem impulsu.
- Ty nawet nie wiesz co ja zrobiłam PO piosence.
Ukryłam twarz w dłoniach. Usiadłyśmy na kanapie. Shauna zrobiła herbatę.
- Może te blond włosy wysysają mi mózg? - odparłam rozryczana, chwytając w palce kosmyk włosów.
- Opowiedz mi co zrobiłaś. Coś poradzimy.
- Mówisz jak moja mama. Znaczy, gdybym miała opiekuńczą mamę – pociągnęłam nosem.
Poczułam szybki, ostry ból w środku głowy. Ale nic nie zobaczyłam. Skrzywiłam się lekko. I to wszystko. Shauna tego nie zauważyła, więc postanowiłam o tym nie wspominać.
- Po piosence, zobaczyłam, że on zaczął płakać, podeszłam i wytarłam łzy z jego policzków, a gdy odchodziłam, odwróciłam się, posłałam mu spojrzenie, w którym było wszystko, co wydarzyło się w ostatnim czasie. I ten żal, że nie mogę mu nic powiedzieć. Shauna, ja nie mogę patrzeć jak on cierpi! A ja jeszcze wyskoczyłam z tą piosenką. Boże, ale ze mnie debilka! - teraz to już byłam rozryczana i osmarkana. Makijaż mi pociekł razem ze łzami. Nim Shauna zdążyła mi odpowiedzieć, usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Wymieniłyśmy spojrzenia. Shauna wstała i otworzyła. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. W progu stał Nathan. Na początku mnie nie zauważył. Podziękował tylko Shaunie, że zabrała go w samą porę ze stolika. Potem zobaczył mnie. Przyjaciółka starała się jak mogła, żeby mnie zasłonić, ale to było na nic. W końcu odsunęła się na bok, zrezygnowana. Siedziałam na kanapie, z rozmazanym makijażem, włosami opadającymi na twarz, a on na mnie patrzył. Gdy zobaczyłam, że robi krok w moją stronę, wstałam z kanapy.
- Ja.. - zaczął.
Ale wtedy wybiegłam z pokoju.
- Ja nie...! - tylko to powiedział, gdy wybiegałam.
Z pokoju Shauny słyszałam jeszcze ich rozmowę.
- Powiedziałem coś nie tak? - spytał.
- Jakbyś ty się w ostatnim czasie martwił o innych – odparła zgryźliwie Shauna. - Corin poprostu dużo przeszła w ostatnim czasie. Chyba musisz już iść – dodała.
Potem usłyszałam już tylko zamykane drzwi. Weszłam do łazienki. Zmyłam z twarzy makijaż. Potem weszłam pod prysznic, pozbyłam się samoopalacza i umyłam włosy. Owinęłam się ręcznikiem i przebrałam, w ubrania, które leżały pod ręką. Chyba wczorajsze. Wysuszyłam włosy i stanęłam przed lustrem. Stwierdziłam, że kupiłyśmy beznadziejną farbę, bo moje włosy po jednym myciu były spowrotem czarne jak węgiel. Westchnęłam. Co z tego, że wyglądam jak wcześniej, skoro i tak nie będę mogła z nikim porozmawiać jako ja. Oprócz Shauny. Wróciłam do pokoju mojej przyjaciółki i wtuliłam twarz w poduszkę. Zaczęłam szlochać. Przypomniały mi się słowa kołysanki z dzieciństwa. Znałam ją od zawsze, ale na pewno nikt z rodziny mi jej nie śpiewał.
- Zaśnij, ko-ochanie, bez cie-ebie... k-księżyc nie wstanie.... - zaczęłam po cichu śpiewać, między momentami, w których zanosiłam się szlochem. Z kolejnymi słowami piosenki, uspokajałam się. - Wszyscy śpią-ą... Zamknij zmęczone oczy, nie m-musisz czuwać. Ja tu zostanę, spokojnie, gdy słońce wzejdzie będę tu na-nadal. Spokojnie poczekaj na świt. Promienie radości otoczą twą twarzyczkę, a teraz śpij... Zamknij śpiące oczy, zacznij śnić... Zacznij śnić.... To miejsce dla ciebie...
Oczy zaczęły mi się kleić. Z piersi wydobywały mi się jeszcze pojedyncze szlochy, ale zaczęłam zasypiać. Stworzyłam naookoło siebie fortecę z kołdry i reszty poduszek. Chciałam się oddzielić od tego świata. Nucąc melodię kołysanki, zasnęłam. Przez całą noc czułam, jak księżyc rzuca światło na moją spokojną twarz. Rano obudziły mnie promienie słońca i przypomniałam sobie, dlaczego tak bardzo lubiłam tę piosenkę jako dziecko. Uspokajała mnie i dawała nadzieję na lepsze jutro. Dzięki niej wiedziałam, że zawsze ktoś będzie obok mnie. Niezależnie od tego, jak beznadziejne okaże się życie. Gdy wieczorem kładłam się na łóżko, wściekła na wszystko i wszystkich, nucąc piosenkę, nauczyłam się, że zawsze trzeba wstać, podnieść się po ciosie, który nam zadano. Dlatego teraz też wygrzebałam się z mojej fortecy. Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież. Wzięłam głęboki wdech i od razu poczułam się lepiej. Zamknąwszy okno, zaczęłam schodzić ze schodów. Zobaczyłam, że nadal miałam na sobie ubranie, które wciągnęłam wieczorem. Gdy byłam już u stóp schodów, usłyszałam kilka głosów. Szybko cofnęłam się za ścianę. Bez trudu rozróżniłam głosy. Pierwszy to Shauna, a drugi... Filip?
- Co on tu robi? - pomyślałam.
Szybko cofnęłam się na górę, zrobiłam się "na Corin" i dopiero wtedy, spokojnie zeszłam na dół. Niezauważona, przemknęłam do kuchni. No, może nie tak niezauważona, bo Shauna dostrzegła mnie kątem oka.
- Corin! Już wstałaś? - powitała mnie radosnym okrzykiem.
Za to Filip patrzył na mnie dziwnie. No tak, Nathan na 100% opowiedział mu, co wczoraj zrobiłam.
- Tak – uśmiechnęłam się.
Shauna zwróciła się do Filipa.
- Mówiłeś, że masz spotkanie klubu – powiedziała, wskazując na zegarek.
- A! Racja! - chłopak poderwał się.
Rzucił krótkie "cześć" i już go nie było.
- Przepraszam, Zoey, że cię nie uprzedziłam.
- Ledwo zdążyłam się schować za ścianą. Wróciłam i ukamuflażowałam się.
- Przepraszaaam – powiedziała przeciągle Shauna – Ale on wpadł bez zapowiedzi i zaprosił nas na kręgle. Dziś wieczór.
- Co to znaczy: nas? On się bawi w jakieś organizowanie nam czasu? - odparłam zgryźliwie.
- Nie. On... po prostu martwi się o Nathan'a. Chce go gdzieś wyciągnąć.
- To niech wyciągnie z domu NATHAN'A, a nie całą grupę.
Moja przyjaciółka wzruszyła ramionami.
- Nie wiem o co mu chodzi – powiedziała.
Oświeciło mnie. Filip zaprosił wszystkich tylko dlatego, żeby nie wyglądało to podejrzanie, jeśli zaprosi samą Shaunę. No i wszystko jasne.
- Filip potrafi dobrze ściemniać – powiedziałam, a Shauna spojrzała na mnie dziwnie.
- Co? O czym ty mówisz?
- Mówię, że zaproszenie nas WSZYSTKICH, to tak naprawdę przykrywka, żeby mógł się spotkać z tobą – wytłumaczyłam jej cierpliwie.
Shauna przez chwilę analizowała to co powiedziałam. Potem spurpurowiała.
- Ale ty pójdziesz, tak? - spytała. - nie chcę być tam sama.
- Przecież nie będziesz. Będą jeszcze dziewczyny, no nie?
Kiwnęła głową. Chciała namawiać mnie dalej, ale podniosłam rękę, uciszając ją.
- Ale JA nigdzie nie idę. Dość nawyrabiałam głupot. A poza tym, Nathan bardzo się ucieszy, jeśli mnie tam nie zobaczy.
- Ale ... !
- Nie: ale. Koniec, kropka. Nigdzie nie idę – powiedziałam.
Cała ta scena wyglądała, jakby matka nie chciała dać dziecku lizaka. "Koniec, kropka. Jadłaś dziś wystarczająco dużo słodyczy".
- No dobra – powiedziała po chwili – jak wolisz.
- Dopiero skończyła się jedna impreza, a on chce nas zawlec na drugą – pomyślałam.

Wieczorem, oglądałam telewizję, a Shauna zbierała się do wyjścia. Właśnie leciał jakiś talk-show.
- Głupoty – pomyślałam.
Shauna stała już przy drzwiach, więc życzyłam jej miłej zabawy. Zostałam sama. Przebiegłam chyba wszystkie kanały, aż zatrzymałam się na Animal Planet. "Jak przetrwać w dziczy".
- Nawet ciekawe – stwierdziłam po pół godzinie oglądania – tylko, że mi przydałby się serial "Jak przetrwać życie". Siedziałam jeszcze jakiś czas, aż
nagle zadzwonił telefon. Westchnęłam, dopiłam wcześniej zaparzoną kawę i odebrałam. Shauna. Zaniepokoiłam się.
- Corin? - w słuchawce słychać było jakieś krzyki, trochę przerywało – Corin?
- To ja.
Głos Shauny drżał.
- Mów wreszcie, co jest – ponagliłam ją.
- Na-napadli na nas. Pomóż!
- Jak niby mam wam pomóc? Jasne, że przybiegnę, ale jak ja mogę im dać radę? Ilu ich jest?
- Chyba... siedmiu? Trochę duzi, ale ty masz moce – zaczęła mówić coraz ciszej – Boże! Szybko Corin!
- Gdzie jesteście? - spytałam.
- Jakieś półtora kilometra od kręgielni.
- Czyli jakieś cztery kilometry od domu Shauny – pomyślałam.
- Szybko! - głos przyjaciółki ucichł. Połączenie zerwane.
Całe szczęście, że kiedyś biegałam skoro świt. Nie brałam kurtki, narzuciłam tylko na głowę jakąś perukę z szafy Shauny. Tak na marginesie. Skąd Shauna miała perukę? Szybko zamknęłam dom i rzuciłam się biegiem w stronę kręgielni. Gdy przebiegłam dwa i pół kilometra, nawet nie poczułam tej odległości. Dzięki adrenalinie, nie czułam zmęczenia. Popędzałam się jeszcze bardziej. Muszę zdążyć. Muszę skopać tyłki, tym którzy zadzierają z moimi przyjaciółmi. Przyspieszyłam. Biegłam, przegoniłam niektóre samochody. Dotarłam na miejsce. Poprawiłam nerwowo perukę. To co zobaczyłam, wcale mnie nie pocieszyło. Filip zataczał się, dłoń miał przyciśniętą do nosa. Jeden z osiłków nadal go tłukł, a reszta się śmiała. Na chodniku widniały świeże ślady krwi. Shauna próbowała przejść do przodu i pomóc Filipowi, ale inne dziewczyny wciągały ją do kręgu. Nathan właśnie chciał się rzucić na drugiego, który zmierzał ku nim. Na ziemi leżały porozwalane przedmioty i kilka torebek.
- Zostawcie ich! - warknęłam.
Ulica była pusta. Przynajmniej jedna dobra wiadomość.
Wszyscy obrócili się zdumieni. Poprawiłam perukę. Bandyci zaczęli rechotać. Weszłam pomiędzy nich, a moich przyjaciół. Ten, który tłukł Filipa, zaczął do mnie podchodzić.
- Co... ty.. wyrabiasz.. Corin!? - wydusił z siebie Filip.
- To co muszę – burknęłam – Że też zachciało wam się kręgielni!
Szybko zrobiłam unik, bo osiłek zamachnął się. Korzystając z okazji, że był pochylony, zadałam mu cios pomiędzy żebra. Stęknął z bólu. Uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam, że byłam tak silna. Reszta wyrzutków też do mnie podeszła. Na początku dawałam radę, wszyscy skupili uwagę na mnie. Byłam zręczna i szybka, co działało na moją korzyść. Gdy zagapiłam się, jeden z nich uderzył mnie pod łopatką. Syknęłam. Bolało. Po kilku takich ciosach, stwierdziłam, że dalej nie dam rady. Obejrzałam się dookoła. Nikogo nie było.
- Schowajcie się! - ryknęłam do przyjaciół.
Zbili się w jedną kupkę. Skupiłam się, zamknęłam oczy. Otworzyłam je, i czułam, że wypełnia mnie energia. Z moich palców wystrzeliły błękitne iskry i trafiły jednego z napastników w plecy. Upadł na ziemię. Słyszałam krzyki zdziwienia, moich przyjaciół. Zrobiłam szybki obrót i powaliłam kolejnego. Ten pierwszy zaczął już uciekać. Najwyraźniej nie należał do najodważniejszych. Tak samo było z kolejnymi. Zostało dwóch. Dopiero teraz zauważyłam, że obok jest jezioro. Zaczęłam podbiegać do brzegu, ale jeden z napastników zatrzymał mnie. Wygiął mi ramię do tyłu. Zaczęłam wrzeszczeć. Nadepnęłam mu na stopę. Puścił mnie i wpadł do wody. Wyciągnęłam rękę i zaczęłam tworzyć fale na jeziorze, ale nie zdążyłam ich wykorzystać, bo drugi już był obok. Złapał mnie za szyję, a ja poczułam, że zaczynam się dusić. Bez problemu podniósł mnie i postawił na chodniku. Nadal ściskał mi szyję.
- Nie wiem kim jesteś, i co chcesz zrobić, ale nie dam ci popsuć mi interesu. - warknął, a ja poczułam na twarzy jego śmierdzący oddech.
- Chyba właśnie to zrobiłam – wydusiłam z siebie i ugryzłam go w kciuk.
I to całkiem mocno, sądząc po wrzastku napastnika i strużce krwi spływającej z ręki. Wylądowałam na chodniku. Potrzebowałam chwili, żeby złapać oddech. Gdy już wstałam, oczy osiłka wypełnione były wściekłością. Gdyby wzrok mógł zabijać, już dawno leżałabym martwa. Był kilka metrów dalej. Zamknęłam oczy. Słyszałam jego ciężkie kroki. Byłam skupiona jak nigdy dotąd. Przypomniałam sobie kołysankę. "To miejsce dla ciebie..." Otworzyłam oczy. Uniosłam ręce do góry, a w kałuży zobaczyłam, że moje oczy świecą, jakby miały w sobie błędne ogniki. Tęczówki zrobiły się oszałamiająco niebieskie. Z lamp stojących po dwóch stronach chodnika zaczęły sypać się iskry. Czułam jakbym przejmowała ich światło. Zawiał wiatr. Zerwał mi perukę z głowy, na chwilę zesztywniałam. Nie śmiałam się odwrócić do przyjaciół. Moje czarne włosy opadły mi falami na plecy. Dziewczyny wydały z siebie piski, przechyliłam lekko głowę na bok, by zerknąć. Nathan stał z rękami przyciśniętymi do ust, kręcił głową. Filipa nie dostrzegłam. Latarnie już tylko lekko się skrzyły, migoczącym światłem. Energia mnie wypełniała.


 Werqa Ju


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Publikujesz?

Jakby nie dość było, że z całego serca wyczekuję lata, słońce wyszło z samego rana dosłownie na piętnaście minut, a potem zniknęło pod warstwą chmur, ukrywając się przez resztę dnia. Witam was tym pozytywnym akcentem! O czym możemy pomówić dzisiaj? O tym, o czym obiecałam się wypowiadać. Czyli kiedy publikować, a kiedy swoje dzieła zachować w szufladzie? Nie wiem, ale się wypowiem! Zacznijmy od tego, że publikować możemy w różnych formach. Możliwe jest wysłanie swojego tekstu do jednej z młodzieżowych gazet, czasopism literackich, które zwykle chętnie przyjmują kilka akapitów od początkujących, jeśli tylko propagują postęp i samokształcenie. No, nie zawsze, ale warto próbować. Oprócz ucieczki do papierowych opcji, możemy założyć konto na jednym z serwisów internetowych takich jak: * Wattpad, * Sweek, * Blogspot (lub każda inna platforma oferująca założenie własnej strony), * Tumblr, * Facebook (dla odważnych, warto pisać pod pseudonimem).

Pozytywne rzeczy i ich skutki...

... czyli jak sprawić, żeby dzień stał się lepszy (będąc świadomą konsekwencji) lub życie, w końcu składa się ono z chwil. ☺ Często uśmiech działa cuda. Uśmiechnij się do przypadkowego przechodnia, może akurat jest czymś zmartwiony? Umilisz dzień i jemu i sobie. Zbyt wielu ludzi popiera ignorancję i szarą prozę życia. Przypadkowy uśmiech jest niespodziewany, a większość z nich po prostu lubi niespodzianki. Ewentualny skutek : osoba może oczywiście wziąć cię za wariata, ale nie przejmuj się. Bycie wariatem jest w porządku.  ☁ Bądź ponad tym Czyli coś, co staram się robić na co dzień. Pomóż nawet w złości. Temu, kogo nie znosisz, nienawidzisz, nie możesz znieść. Po prostu olej wszystko i bądź okej w stosunku do siebie. Wszyscy mamy wady, irytujące nawyki, wkurzające śmiechy. Nie musisz być sympatyczny, ale wystarczą twoje dobre chęci, by okazać dobre serce. Skutek: Oczywiście możesz być wykorzystywany, ale w tym tkwi haczyk. Zachowaj umiar w pomaganiu.

la Lune #3

Drogi pamiętniku, Ostatnio wydarzyło się aż za dużo. Musiałam wyjechać z nad morza, gdzie przeżyłam wspaniałe chwile, poznałam kogoś. Wczoraj też cudem uniknęłam utonięcia, ale poradziłabym sobie, gdyby nie pomoc tego Eryka. Niestety, Laura wzięła jego numer i kazała mi zadzwonić. Kiedy jest w takim nastroju, lepiej nie dyskutować. Oczywiście przeprosiłam go, za to jak się uniosłam. Stało się to, czego się obawiałam. Spytał co powiem na spacer. Zgodziłam się, ale nie ukrywam, iż nie mam na to ochoty. Chcę tylko wyprostować całą sprawę i tyle. Nie zamierzam niczego zaczynać. Klara zamknęła pamiętnik. Stanęła przed lustrem. - Muszę się ogarnąć. Chociaż trochę, bo nie zamierzam się jakoś specjalnie stroić na to spotkanie – mówiła sama do siebie. Otworzyła szafę. Narzuciła na siebie białą bluzkę i jeansową kamizelkę. Zdecydowała się też na koka na czubku głowy. - Wygodnie i tak jak lubię – skwitowała. - Ile mam jeszcze czasu? Spojrzała na zegarek. Niecałe piętnaście minut. Usłyszała pukani