Rozdział 7
Po piętnastu minutach, ubrana
w zieloną piżamę, rozścieliłam sobie posłanie na podłodze,
obok akwarium w pokoju Shauny. Usiadłam na poduszce i wpatrywałam
się w złote rybki. Do pokoju weszła Shauna.
- Nie przychodzi ci do głowy,
jakim cudem zmieniłam się z powrotem w człowieka i co znaczyły te
wizje? - spytałam.
Shauna zamyśliła się.
- Nie bardzo. Ale jeśli nie
padniesz po pół godziny ze zmęczenia, to możemy poszukać trochę
w necie. Może też przypomnisz sobie coś więcej? - zaproponowała.
- Dobra.
Shauna postawiła laptop na
dywanie i usiadła obok mnie.
- Myślisz, że kamień miał
coś wspólnego z twoją wizją?
- Jaki kamień? - spytałam
zdezorientowana.
- Ten, przy którym usiadłaś.
- Wątpię.
- A te iskry?
- Shauna, może najpierw
znajdziemy coś na temat wizjii? Ten temat wydaje się być
łatwiejszy. No bo porównaj: moja przyjaciółka kilka tygodni po
śmierci, znów stała się człowiekiem, a z jej dłoni sypały się
iskry vs co to wizje?
- Dobrze mówisz. Ja wezmę
słownik. Poszukam hasła wizje, czy jakoś tak.
- W takim razie, ja spróbuję
znaleźć to samo w internecie – powiedziałam.
Zabrałyśmy się do pracy.
Odpaliłam Wikipedię i wpisałam w wyszukiwarce wizje,
przywidzenia. Nic. Dopiero po chwili zauważyłam, że Shauna
gorączkowo kartkuje słownik, nadrywając niektóre kartki.
- Masz coś? - spytałam,
zaglądając do słownika.
- Dziwne, bardzo dziwne... -
wymamrotała, wpatrzona w książkę. - Och! Mówiłaś coś?
- Znalazłaś coś? -
powtórzyłam.
- Przeszukałam słownik pięć
razy. W miejscu, gdzie powinno być hasło "wizja",
fragment kartki został wyrwany.
- Tylko fragment? -
zmarszczyłam brwi.
Shauna pokiwała głową.
- Klimat jak ze Scooby-Doo,
co? - roześmiała się cicho.
- Tak – powiedziałam -
tylko, że tutaj może chodzić o coś więcej, niż o zamaskowanego
przestępcę.
- Jak będę zdesperowana,
przypomnij mi, żebym poszukała hasła "kamień" –
zażartowała.
Roześmiałam się.
- Zamieńmy się. Ty bierz
laptop, a ja słownik.
Ledwie wypowiedziałam te
słowa, ekran komputera zrobił się czarny. Sprawdziłyśmy czy
zasilacz jest podłączony, a nawet, czy nie odłączyli prądu.
Wydawało się, że wszystko jest w porządku. Ale wtedy laptop
zaczął się dymić.
- Może zrobiło się spięcie
– zaoponowała Shauna, gdy z komputera zaczęły strzelać iskry.
- Żartujesz?! To wszystko
jest za dziwne, żeby to było choćby "przypadkowe"
spięcie. Daj mi jakiś koc! - Wrzasnęłam, gdy urządzenie się
zapaliło.
Shauna pospiesznie wcisnęła
mi w ręce koc z Hello Kitty, a ja zaczęłam okładać nim komputer.
Nagle Shauna pisnęła.
- Co znowu się stało?! -
krzyknęłam.
- Słownik zniknął! Okno
jest otwarte!
Zwyczajnie pomyślałabym, że
co mnie obchodzi jakiś stary słownik, ale nie tym razem. Poderwałam
się do okna. Na zewnątrz panowały ciemności, ale dostrzegłam
znikomy ruch tuż za domem, w ogrodzie. Ten ktoś przebiegał właśnie
obok oczka wodnego. Już miałam plan.
- Shauna! Okładaj tego
laptopa kocem!
Wykonała moje polecenie, a ja
wychyliłam się jeszcze trochę przez okno. Wystawiłam rękę i
zacisnęłam dłoń w pięść. Na oczu wodnym pojawiły się
kilkumetrowe fale i przykryły nieznajomego. Zobaczyłam, że upuścił
jakąś książkę. Cały zmoczony, porwał się biegiem do bramy.
Miałyśmy go z głowy. Narazie.
- Zgasiłaś ten laptop? -
spytałam już trochę spokojniejsza.
- Tak, tak.
- No to teraz idziemy do
ogrodu.
Zbiegłyśmy ze schodów w
pośpiechu. Gdy byłyśmy przy oczku wodnym zatrzymałyśmy się.
Stąd nigdzie nie mogłam dostrzec słownika. Pomyślałam, że warto
spróbować, skoro w moich rąk wydobywały się już wcześniej
iskry. Wyciągnęłam rękę do przodu i skierowałam ją na lampę
ogrodową. Skupiłam się najbardziej jak mogłam. Z poich palców
wystrzeliły złote iskry i zapaliły lampę.
- Jak ty to zrobiłaś? -
spytała Shauna.
- Nie wiem, ale poczułam się
wspaniale to było, jakbym była cała wypełniona czystym światłem,
energią... Ale teraz szukajmy słownika! - przypomniałam sobie. -
A, i nie masz nic przeciwko, że podlałam ci ogród?
- Czyli to też ty? Dobra
jesteś – wyszczerzyła zęby w uśmiechu i schyliła się, żeby
sprawdzić przy kamieniach otaczających oczko. - Jest ! - krzyknęła.
- Dobra, wracajmy. Lepiej tu
nie stać. Robi się coraz bardziej podejrzanie.
- Racja. Ktokolwiek chciał
ukraść ten słownik, nie chciał, by książka trafiła w twoje
ręce. Lepiej będzie, jeśli przeszukamy go dokładniej, strona po
stronie.
- Płonący komputer miał
pewnie odwrócić naszą uwagę - stwierdziłam.
- I to skutecznie.
- Zamknęłaś drzwi na dole?
- Tak. Te od ogrodu też –
powiedziała Shauna.
- Lepiej pozamykajmy też
okna. Mam przeczucie, że ten kto tu wszedł, nie podda się tak
łatwo.
Shauna przytaknęła. Nie
kontynuowałyśmy już poszukiwań. Obie stwierdziłyśmy, że dość
się wydarzyło jak na jeden wieczór. Zaproponowałam, że schowam
słownik pod swoją poduszką. Tak więc walnęłam się na posłanie
i w ciągu dwóch minut zasnęłam. Gdy się obudziłam, była ósma
rano. Przetarłam zapuchnięte oczy. Sześć godzin snu to stanowczo
za mało. Ze zdziwieniem zauważyłam, że Shauny nie ma w pokoju.
Jej łóżko było starannie posłane, a na biórku leżała mała
karteczka. Wstałam i sięgnęłam po nią.
- Poszłam do miasta. Shauna –
przeczytałam na głos.
Uspokojona, zaczęłam
schodzić na dół, ale w połowie drogi zawróciłam się, wyjęłam
słownik spod poduszki i razem z nim zeszłam do salonu. Przecież
nigdy nic nie wiadomo, tak?
Usiadłam na kanapie i
włączyłam telewizor. Właśnie leciały poranne wiadomości, a
potem jakiś film kryminalny. Weszłam do kuchni i zaparzyłam kawę.
Już po łyku poczułam się lepiej. Wróciłam na swoje miejsce
przed telewizorem. Ledwo co dopiłam kawę, a usłyszałam, że ktoś
wali w drzwi. Podeszłam do nich i zawołałam:
- Kto tam?!
- SHAUNA! Otwieraj, zaraz się
wywalę!
Pospiesznie
otworzyłam drzwi na oścież. Shauna, obładowana ciuchami chwiejnym
krokiem dotarła do kanapy. Znaczy, prawie, bo tuż przed nią
potknęła się o dywan i wszystko, łącznie z nią,
runęło na kanapę.
- Zo, nie wspominałaś, że
masz AŻ tyle ciuchów – dało się słyszeć głos mojej
przyjaciółki spod sterty ubrań.
- Jakoś się nie złożyło,
do mówienia o ilości ciuchów – roześmiałam się i zaczęłam
odrzucać ubrania na bok.
Po chwili Shauna była
uwolniona i obie siedziałyśmy na kanapie, jedząc śniadanie.
- Myślałam trochę nad tym,
dlaczego nasz tajemniczy nieznajomy nie chciał, byś przeczytała
ten słownik – powiedziała Shauna wskazując na książkę, leżącą
na stoliku.
- I do jakiego doszłaś
wniosku? - spytałam z pełnymi ustami.
- Że w środku musi być coś
takiego jak wytłumaczenie ostatnich zdarzeń. Wiesz o co chodzi.
Może napisano to jakimś szyfrem...
- Jak myślisz, dlaczego to ma
być zapisane akurat w tym słowniku? - spytałam, odkładając
tosta.
Shauna wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Może po prostu go
otwórzmy.
Sięgnęłam
po słownik i otworzyłam go
na pierwszej stronie. Potem
drugiej, trzeciej, czwartej. Shauna poszła do kuchni zrobić kolejną
porcję kanapek, a ja szukałam dalej. Przy setnej stronie już
chciałam się poddać, ale zauważyłam stare wygrawerowane słowa
na dole strony.
-
Shauna! - krzyknęłam – chodź
tutaj! Znalazłam!
Wybiegła z kuchni cała
usmarowana masłem, a na bluzce miała ślady po pomidorach.
- No – roześmiałam się –
to jak ci idzie robienie kanapek?
Moja przyjaciółka
skrzyżowała ręce na piersi.
- Ten pomidor odmawia
współpracy – stwierdziła i zaraz dodała – to co znalazłaś?
Werqa
Ju
Komentarze
Prześlij komentarz
Każdy komentarz i obserwacja wywołują uśmiech i niezwykle motywują.
✓ Komentarze wulgarne są od razu usuwane.
✓ Przyjmuję jedynie konstruktywną krytykę.
✓ Zostaw link do swojego bloga - chętnie poczytam.
✓ Nie bawię się w rzeczy typu: obserwacja za obserwację. Ale jeśli twój blog mi się spodoba - zaobserwuję.
✓ Jeśli komentujesz, zrobię to na pewno u ciebie.