- Oh, Aguś, tak nam przykro
– mówi prowadząca, zdobywając się na teatralne westchnięcie.
Na ekranie telewizora wydawała się być milsza.
- Mam na imię Agata. Nie
"Aguś" – odpowiadam cierpko.
Mam cichą nadzieję, że
sofa, na której siedzę wciągnie mnie do środka i przetransportuje
do domu. Jak właściwie znalazłam się w tym studiu?
Ah, no tak. Marek.
Mój brat jest wschodzącą
gwiazdą rock'a, czyli dostaje listy od fanek (skąd mają nasz
adres?), często nawet prezenty. Gdy po szkole wracam do domu, w
przedpokoju na podłodze leżą zwykle koperty i niewielkie
paczuszki. Kiedy po raz enty, sprawdzałam czy na pewno drzwi były
zamknięte, zrozumiałam, że pewnie te głupie dziewuchy wrzucają
fanty przez drzwiczki dla psa. Tylko żeby któregoś dnia Aza się
nie zdziwiła...
W zeszłym tygodniu Marek
dostał maila z propozycją wywiadu w jednym z tych porannych show,
które oglądamy rano z mamą. Dwie równoległe do siebie sofy,
wścibska prowadząca, czerwona jak krew biurowa podkładka i twoje
najmroczniejsze sekrety. Jako, że Marek nie wstydzi się swojej
rodziny i chętnie wszędzie z nami chodzi, zabrał nas ze sobą.
Taaak, wsparcie moralne. Razem z rodzicami siedzieliśmy na zapleczu,
gdzie dobrze ukryci oglądaliśmy program. Wywiad przebiegał według
planu, do czasu, gdy kobieta zaczęła wtrącać się do spraw
rodzinnych.
- A jak twoja rodzina? -
spytała.
- W porządku – odparł
podejrzliwie Marek. Ja też wyczułam, że o coś tej babie chodzi.
- Widzicie? - skierowała
wzrok do kamery – Jaki z niego twardziel! Marek, nie musisz niczego
przed nami ukrywać – położyła mu rękę na kolanie. - Wszyscy
już wiedzą o chorobie twojej siostry. Kochanie, zapraszamy tu do
nas!
Na początku nie
zorientowałam się, że chodzi o mnie. Ale jeżeli ta kobieta
wiedziała o wszystkim... skąd?
Na drżących nogach weszłam
na plan. Usiadłam obok Marka i skierowałam ku niemu pytające
spojrzenie. Wzruszył ramionami, z bezradnością.
I tak, znaleźliśmy się w
teraźniejszości. Znacie historię od czasu przybycia do tego
piekielnego miejsca.
Więc kiedy ta kobieta
wyjeżdża z "Aguś", jestem naprawdę wkurzona.
- Nie musisz tego trzymać
tajemnicy – szybko przechodzi do rzeczy, nie troszcząc się o moją
uwagę. - Jako kobieta, mogę cię zapewnić, że utrata piersi nie
jest niczym wielkim.
Nie chcę tego, ale opada mi
kopara, wręcz słyszę jak turla się po podłodze w kierunku jej
wypastowanego buta. Nie, ona tego nie powiedziała. Nie powiedziała.
Nie mogła!
- Rak piersi, to jest to,
tak? - docieka.
- Wywiad skończony –
Marek zrywa się i bierze mnie za rękę. Wyciąga mnie siłą ze
studia, tylnym wyjściem wychodzimy na świeże powietrze. Czuję, że
zaraz odlecę.
- Cały kraj teraz o tym
wie, tak?
- Ja wiem czy cały... Aga,
przykro mi, naprawdę...
- Ale Laura i Klara tak. I
Krzysiek – wykrztuszam.
Żadnemu z nich nie
powiedziałam o chorobie. Przejęliby się, gdyby się dowiedzieli.
Możliwe, że bolałoby to ich bardziej niż mnie.I teraz będą
patrzeć na mnie z litością. To nie tak miało być!
Nagle, szare masywne drzwi
otwiera mój tata. Nie mija chwila, a bierze mnie w niedźwiedzi
uścisk, kołysząc jak niemowlę.
- Tato – upominam go. -
Tato, nie mogę oddychać.
- Ah, tak, przepraszam.
Zaraz potem na dwór
wychodzi mama.
- Nie nagrali tego –
informuje nas, przytulając mnie. Ci ludzie chcą mnie zadusić.
- Jak to? - pytam
zaskoczona. - Widziałam na własne oczy czerwoną, mrygającą
lampkę przy obiektywie kamery.
- No dobrze... To nie tak,
że nie nagrali. Wasz ojciec – spogląda na tatę z wyrzutem –
zniszczył sprzęt.
- Wow! Tato – Marek klepie
go po plecach, śmiejąc się.
- Nie ma się z czego
cieszyć, synu. Muszę zapłacić karę – wzdycha.
I choć powiedział, że to
nic wesołego, to w drodze powrotnej, z tylnego siedzenia słyszymy z
Markiem jak w rozmowie rodziców, ojciec mówi, "a widziałaś
jego minę?", wesołym szeptem.
Uśmiecham się do siebie.
Za to kocham tę rodzinę: choć wiem, że się martwią, niczego nie
roztrząsają i dają życiu płynąć.
Tymczasem, widok
monotonnych ulic usypia mnie. Zanim zasnę, myślę o tym tygodniu,
który mnie czeka. Ostatnie siedem dni w szkole. Potem? Nauczanie
indywidualne w szpitalnej sali. Łysa ja, bez przyjaciół, bez
miłości, z malutką nadzieją na życie.
Następnego dnia, wchodzę
do szkoły, czując, że nogi mam jak z waty. Nie mogę zwlekać, bo
inaczej się wycofam. Stawiam nogę za nogę, już mam wrażenie, że
jestem odmieńcem. Tylko, że póki co mam włosy.
- Aga! - Krzysiek obejmuje
mnie od tyłu. Podskakuję, wystraszona.
- Cześć.. Musimy pogadać –
mówię niemrawo.
- Okej – uśmiech na jego
twarzy zastępuje niepokój, jakby wiedział co się święci.
Niestety, nie wie.
- Musimy się rozstać –
wykrztuszam. Jestem równie zaskoczona jak on, że przeszło mi to
przez gardło.
- Ale... dlaczego? Jesteś
na mnie zła? Zrobiłem coś nie tak?
- Nie, nie o to chodzi,
jesteś naprawdę wspaniały, ale czuję, że to nie to – kłamię.
Jest mi tak strasznie wstyd. - Nie mogę tego dalej ciągnąć, to
byłoby nie w porządku. W stosunku do mnie jak i do ciebie. Po
prostu... nie kocham cię już – w myślach warczę do głosiku w
mojej głowie, żeby się zamknął.
Nie mogę czekać na
odpowiedź, bo już czuję jak pieką mnie oczy. Klnę pod nosem,
powstrzymując płacz. Punkt pierwszy odhaczony.
Mijają kolejne trzy
lekcje. Okazuje się, że kończymy dwie godziny wcześniej, niż
powinnyśmy. Cieszyłabym się, ale zdecydowanie nie teraz. Klara i
Laura próbują wyciągnąć mnie do miasta, na spacer. Odmawiam,
choć mam wielką ochotę gdzieś pójść. Kolejne dni mijają
podobnie. Odłączam się od nich, nie rozmawiam, odrzucam wszelkie
propozycje wyjść i odwiedzin. Po ostatniej lekcji, w piątek, Marek
podjeżdża po mnie pod szkołę nowym samochodem i razem jedziemy do
domu. Gdy opuszczamy parking, we wstecznym lusterku udaje mi się
zobaczyć przyjaciółki i chłopaka. Nie, eks-przyjaciółki i
eks-chłopaka. Stoją we trójkę i wpatrują się w samochód. I
chyba wszyscy są zdezorientowani, smutni.
- W porządku? - pyta mnie
brat, który od początku wiedział o moich zamiarach.
- Jakoś nie bardzo –
opieram czoło o szybę. - Nie chciałam tego robić.
- Wiem – wzdycha. - Więc
dlaczego?
Jedyna względnie sensowna
odpowiedź, którą mogę wymyślić to cytat z Gwiazd Naszych Wina.
- Jestem jak granat.
Minimalizuję ofiary. Mogę umrzeć.
- Możesz też wyzdrowieć.
- Hazel Grace nie
wyzdrowiała.
- Nie wiesz tego, Green
skończył książkę i niczego nie wytłumaczył – krzywi się.
- Tak, po śmierci
Augustusa. Wygrałam? - pytam.
- Na razie, póki nie
wymyślę riposty.
Resztę trasy pokonujemy w
ciszy. Wysiadamy pod blokiem. Szybko pakuję trochę rzeczy i z
czarną torbą w ręce, z powrotem pakuję się do samochodu. Jedziemy
do szpitala. Hura.
Dwa lata i
trochę później...
Przeszłam kilka operacji, chemioterapii. W skrócie. Jestem łysa i
strasznie mi się to podoba (Żadnych grzebieni, szczotek, żadnego układania fryzury! To niezwykle praktyczne!), mimo, że tak zupełnie jeszcze zdrowa
nie jestem. Przedłużają moje życie jak mogą. Odrzuciłam
przyjaciół, przeze mnie Marek zaniedbał swoją karierę. Rodzice i
on siedzą ze mną tak długo, jak mogą.
Nie mogę powiedzieć, że nie tęsknię za Klarą, Laurą,
Krzyśkiem. Czuję się pusta, bo działałam wbrew sobie. A jednak,
każdego dnia przez te lata, miałam nadzieję, że któreś z nich
stanie w drzwiach mojej sali.
Zasypiam. Potrzebuję dużo snu. Oddycham miarowo, mocno otulając
się kołdrą. Nie ma szans, żeby tu byli, a jednak słyszę głos
Klary, rozmawiającej z Markiem. Nie chcę wierzyć, że to naprawdę
ona, bo może to kolejny skutek uboczny chemioterapii. Nie mam ochoty
robić sobie nadziei, a jednak to ona. Upewniam się, gdy otwieram
oczy. Za nią stoi pozostała dwójka, są przygnębieni, rozglądają
się po sali. Marek odwraca się i widzi, że już nie śpię. Mówi
coś do nich, a oni podchodzą do mojego łóżka, jakby sami nie
wierzyli w to, co widzą.
- Żeby jakakolwiek dieta była tak skuteczna... - wzdycha Laura.
Przypominam sobie, że strasznie schudłam.
- Ty tylko o jednym! Cicho bądź – szturcha ją Klara.- To nie
odpowiednie miejsce ani czas.
- Nie, to najlepszy czas. Bardzo się tu nudzę – mówię z krztą
wesołości.
- Aga... - zaczyna Krzysiek – nie myśl tylko, że przez cały ten
czas nie próbowaliśmy dowiedzieć się... co się stało. Tylko, że
nikt nie wiedział.
- Krążyły plotki – rehabilituje się Laura – że wyjechałaś,
przeprowadziłaś się hen, wsi no dal! Nie było z tobą kontaktu.
Twój brat nie odbierał telefonu.
- Więc skąd się tu wzięliście?
- W końcu sam zadzwonił... Powiedział o wszystkim. Dlaczego
zrobiłaś to, co zrobiłaś – mówi Klara.
- Dlaczego? - pyta Krzysiek.
Dyktuję to, co mówię wszystkim, gdy pytają o przyjaciół.
- Jestem jak granat. Chciałam zminimalizować szkody.
- Dobra, ale jaki jest prawdziwy powód? - niecierpliwi się Laura. -
Cytacik z książki wiele nie mówi.
Przy jęku sprężyn, podnoszę się do pionu.
- Okej. Klara... Pamiętasz, kiedyś tak teoretycznie spytałam cię,
co zrobiłabyś, gdybym zachorowała na raka? I tak, wtedy jeszcze
wszystko było w porządku.
Kiwa głową.
- Powiedziałaś, że wspierałabyś mnie, ale potajemnie byś
płakała. Nie chciałam, żebyś musiała się o mnie martwić.
Luiza... To ty zawsze powtarzasz, że jestem wzorem optymizmu i tej
całej radości życiowej. Co by było, gdybym to wszystko straciła?
Pomyślałabyś, że się poddaję i zacznę pisać mroczne wiersze
o śmierci. Zawiodłabyś się. I Krzysiek... Ty zawsze widziałeś
mnie taką silną, mocną... stabilną. Pewną swojej przyszłości.
Spójrz na to, co jest przed tobą. Bałam się, że jeśli mnie taką
zobaczysz, uznasz mnie za kompletnie inną dziewczynę. Nie tą,
którą kochałeś.
Krzysiek przez dłuższą chwilę kręci głową, jakby to było dla
niego zbyt wiele informacji. Za dużo.
- Nie pokochałem cię za wygląd. Podoba mi się twoja osobowość,
to, JAKA jesteś. Nie ma znaczenia twoja fryzura, czy cokolwiek
innego. Kocham c i e b i e, nie twój wygląd.
- Kochasz? Byłam przecież taka okropna.
- Nigdy nie przestałem.
- Ale... Kłamałam... Wtedy...
- Wiem. I wiedziałem, że coś było nie tak. Ale teraz już się
nas nie pozbędziesz, nie martw się.
- Aga, pamiętaj, że przyjaciele są od tego, żeby się wspierać.
Nie martw się tym wszystkim. Wszyscy cię kochamy i nie damy ci
odłożyć życia na drugi plan – wtrąca się Klara.
- I teraz będzie ci o wiele łatwiej – mówi energicznie Laura.
- Kochani, dziękuję wam – wykrztuszam.
Cała trójka pochyla się nad łóżkiem i przytulają mnie po
kolei.
Na mojej łysince wiążę błękitną chustkę, którą przyniosła
Laura. Od razu czuję się lepiej.
ładnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńBy Ajina Blog
Cudownie napisane
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,Madda
blog ->klik
dziękuję :)
Usuńcudnie napisane!
OdpowiedzUsuńhttp://paulablogxx.blogspot.com/
Złapało za serducho :). Super - rozwijaj się dalej ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
Do what you love - klik!