Przejdź do głównej zawartości

Opowiadanie Rosie - "Miłość"

 Jedno słowo: życzę miłego ryczenia przy zakończeniu :'(
___________________________________________________________________________________

Miłość.
Miłość…
Miłość?
Każdy twierdzi, iż zna to zagadkowe uczucie. Wie jakie są tego objawy. Jest świadom jego istnienia.
Kłamstwo rozszerzyło się na wysoką skalę…
To nieznane uczucie. Nikt nie wie dokładnie czy właśnie go dopadło, czy właśnie się…zakochał.
Każda miłość jest inna. Uniwersalna. Ponadczasowa. Nieprzeciętna.
Czy jest ona prawdziwa?
Czy o niej wiemy?
Miłość to jedna, wielka niewiadoma…
Otworzyłam oczy. Siedziałam po turecku na zimnej podłodze mojego pokoju. Musiałam zasnąć. Która godzina? Spojrzałam na zegarek stojący na biurku. Siódma. Dom jest pusty. Mama wróci dopiero o piętnastej, a Piotrek jest jeszcze w Warszawie.
Wstałam z wielkim trudem. Spojrzałam w lustro przy drzwiach. Patrzyłam w zupełnie nie znane mi oczy. Szare, zielone, a może jednak żółte? Przekrwione od całonocnego płaczu, zmęczone, puste…Ich właścicielka była biała jak kreda. Pewnie to przez ten szok i nadmiar sprzecznych emocji. Twarz byłaby nawet ładna, gdyby nie smutek, który od niej promieniował. Sine usta lekko drżały, a ręce zaciskały się w pięści. Miała na sobie podarte jeansy i czarną bluzkę. Postać przeczesała palcami kosmyki kasztanowych włosów i sięgnęła po czarny sweter leżący na podłodze obok powalonego krzesła.
Cały pokój był jak po spotkaniu z niezwykle silną burzą, czyli jego właścicielkę. Popatrzyłam na łóżko. Nie pamiętam co dokładnie z nim zrobiłam. Chyba posłużyłam się moim nożem myśliwskim, bo wszędzie jest podarta kołdra i materac. Najprawdopodobniej później rzucałam nim do celu. Szafa ma dość głębokie rysy, półki są połamane, a ubrania podarte i rozrzucone po całym pomieszczeniu. Wszystkie moje płyty leżą na podłodze, ale raczej je oszczędziłam. Niestety nie powiem tego samego o moich kryształowych aniołkach. Wszystkie potłukłam. Rzucałam nimi o ścianę i chyba pocięłam sobie nimi przez przypadek ręce. Wszystko co leżało na biurku zrzuciłam, ale jednak zostawiłam zegarek. Kredens z książkami kompletnie zdemolowałam. To była tylko jedna szklanka koniaku i trochę wściekłości…
Jestem potworem. Szybkim krokiem opuściłam miejsce zbrodni. Minęłam kuchnię i sięgnęłam po czarny płaszcz wiszący na wieszaku. Założyłam pośpiesznie szalik i starą czapkę ojca. Sięgnęłam po trampki. Wyszłam i zamknęłam drzwi. Muszę uważać żeby nie spotkać żadnego z sąsiadów. Jeśli słyszeli wczorajszą noc, a na pewno ją słyszeli to…
Szybko zbiegłam po schodach. Wybiegłam na chodnik. Jest jeszcze wcześnie, ale piekarnia na pewno już pracuje. Ruszyłam w stronę najbliższego sklepu.
Pięć minut później wyszłam z pączkiem w ręce. Jedząc przysmak ruszyłam w stronę dworca. Nikt mnie tam nie znajdzie. Kto by mnie tam szukał? Maszerowałam w szybkim tempie przez śpiące jeszcze miasto. Był styczeń, a dziś było rzeczywiście zimno. Mój oddech zamieniał się w parę, a ta w kryształki lodu. Schowałam ręce do kieszeni. Myślałam, że miałam w jednej z nich telefon…Ach przecież to nim pierwszym rzuciłam w ścianę.
Szłam dalej. Wkrótce dotarłam do dworca. Przeszłam obok budek z kasjerkami i udałam się w kierunku peronów. Tu też było cicho. Skierowałam się do mojego ulubionego peronu nr 7.
Zgarnęłam z ławki świeży śnieg i usiadłam. Od razu lepiej. Spokój i cisza. Patrzyłam przed siebie niewidzącym wzrokiem. Trzeba wszystko przemyśleć.
Moje wczorajsze rozmyślenia zakończyły się jednak dość … agresywnie. Czyli mu na mnie nie zależy. Okay tego to się domyśliłam już wcześniej tylko wmawiałam sobie, że to nieprawda. Nie wiem co się z nim dziej. Pewnie spędzał wczorajszy wieczór ze swoją dziewczyną lub jakąś inną dziwką. Dlaczego byłam tak ślepa?! Przecież zawsze byłam trzeźwo myśląca i spostrzegawcza. Niestety jeśli coś sobie wmawiamy i mamy nadzieję…
Nie rozumiem tego. Po tym wszystkim co się stało i co przeżyłam nadal jestem pewna, że go kocham. Nigdy się tak nie martwiłam o niego jak wczoraj i nadal się martwię. Rozwaliłam mój telefon dlatego, że nie oddzwaniał. Byłam wściekła, zrozpaczona, pełna nadziei, złości i …miłości.
Nigdy nikt nie zdołał odurzyć mnie tak jak on. Nikt nie przyćmił mojej intuicji. ŻADEN chłopak nie wzbudził we mnie tylu sprzecznych uczuć.
Schowałam głowę w zmarzniętych dłoniach.
-O matko, co ja robię?
O ósmej przyjechał pierwszy pociąg. Nikt nie wysiadł. Potem przyjechał kolejny i kolejny… Ludzie wysiadali i wsiadali… Pojawiali się i znikali… Była już 15, a ja nadal siedziałam w jednej pozycji na zimnej ławce.
***
-Nie mam bladego pojęcia gdzie mogła pójść.
-Co się z nią dzieje? Wróciłam do domu i zastałam… nie wiem nawet jak to opisać. Wszystko było porozrzucane i potłuczone.- kobieta zakryła twarz w dłoniach i zaczęła cicho łkać.
-Wszystko będzie w porządku proszę pani.- dziewczyna położyła rękę na ramieniu kobiety.-Alicja na pewno nic sobie nie zrobi.
Kobieta zaczęła jeszcze głośniej płakać. Dziewczyna przytuliła ją do siebie i zaczęła głaskać po plecach. Stały na środku kuchni. Nastolatka była jeszcze w ośnieżonej kurtce i czapce. Po plecach spływały brązowe loki.
-Co się z nią stało? Dlaczego tak zrobiła? Byłam na konferencji w Mrągowie, a jak wróciłam nie było jej. Pomyślałam, że jest u ciebie Łucjo, ale nie. Co teraz zrobimy?
-Poszukamy jej. Zaraz wszystkich przepytamy, czy jej nie widzieli. Proszę się nie martwić pewnie wyszła na spacer. Zadzwonię jeszcze do znajomego może on będzie wiedział.
Podała chusteczkę zrozpaczonej matce i przeszła do salonu. Wyjęła rozbity telefon przyjaciółki. Odblokowała i znalazła odpowiednią osobę w kontaktach. Przyłożyła urządzenie do ucha. „Oby odebrał. Proszę…” pomyślała.
-Halo? Alicja?
-Nie tu Łucja przyjaciółka Alicji.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Można było usłyszeć tylko przerywany oddech.
-Co… się z nią stało?-chłopakowi lekko załamał się głos.
-To ja się pytam co się stało i gdzie ona jest ty draniu?!-wysyczała Łucja.
-Nic nie zrobiłem. Nie odzywała się do mnie od dwóch dni! Nie wiem gdzie jest. a
-Moim skromnym zdaniem powinieneś! Gdzie mogła pójść?! Jej pokój wygląda jak ruina!
-Nie wiem co się dzieje. Jak to się w ogóle stało?
Dziewczyna głośno westchnęła i potarła czoło.
-Przyszła wczoraj do mnie, ale zaraz potem poszła. Nic nie mówiła o jej planach na jutro. Co najważniejsze nie wspomniała ani słowem o tobie. Wydawała się być smutna, ale wiesz jaka ona jest. Potrafi dobrze ukrywać swoje oblicze. Najprawdopodobniej wypiła trochę, bo na podłodze leżała pusta szklanka, a w barku ubyło nieco alkoholu.
-O boże. Czekaj zaraz będę w Olsztynie chyba jeszcze zdążę na ostatni pociąg. Która jest godzina?
-Chyba 20…-powiedziała Łucja.
-Jeszcze zdążę. Poszukam jej. Znajdę ją obiecuję.
Rozłączył się. Dziewczyna oparła się o ścianę i popatrzyła na wyświetlacz telefonu przyjaciółki.
-Ech, uwielbiasz sobie z nas drwić. Kochasz to. Tym razem Ci się nie uda odkryłam już twoją tajemnicę kochana.
Odłożyła telefon na stolik i poszła do kuchni zrobić herbatę. Wyświetlacz nadal rozświetlało zdjęcie pewnego chłopaka. Jego mina wskazywała na to, iż zdjęcie zrobione zostało z zaskoczenia. Nad zdjęciem widniał napis „Artur Moja Małpka”.
***
Zimno. Strasznie zimno. Co mnie do tego podkusiło? Dlaczego siedzę w taki mróz na dworcu? Myślałam, że to pomoże. Zawsze kochałam patrzeć na pociągi…
Zaczęłam chuchać na zmarznięte ręce i trzeć je, by się ogrzać. Mój oddech był obłoczkami pary. Tarłam dłonie bez opamiętania. Chłód przedostawał się pod płaszcz. Czułam jak drętwieją mi palce u stóp. Zamarzałam…
Zapadł już zmierzch, ale ja nadal tu siedziałam. Chodnik po mojej lewej stronie oświetlała latarnia. Czasami jej światło przygasało i znikało, a potem znów się pojawiało. Dworzec całkowicie opustoszał. Byłam sama. Usłyszałam charakterystyczny pisk. Przyjechał kolejny pociąg. Ciekawe kto wysiądzie?
Nadal siedziałam wpatrzona w swoje całkowicie przemoknięte trampki. Latarnia znów zgasła. Spojrzałam na to wadliwe urządzenie i w tym samym momencie usłyszałam skrzypienie śniegu na chodniku. Zwróciłam głowę w stronę nadchodzącego nieznajomego. Sekundę później poczułam ostry ból brzucha i ukłucie w sercu. Z szoku czknęłam nabierając powietrze. Ręce zaczęły mi się trząść. Ze wściekłości i stresu. Przeszedł mnie dreszcz. Chciałam wstać, ale moje kończyny odmawiały posłuszeństwa. Chciałam uciec, lecz nie mogłam. Szeroko otworzyłam usta. Miałam zamiar coś powiedzieć. Niestety wydałam tylko stłumiony jęk rozpaczy.
Pod latarnią stał dobrze znany mi chłopak. Miał na sobie czarną kurtkę, jeansy i swoje ulubione buty. Jak zwykle nie założył czapki i jego kasztanowe, krótko przycięte włosy były dobrze widoczne. Był spięty. Mocno zaciskał szczękę. Nie mogłam nic wyczytać z jego postawy. Jego usta były zaciśnięte w wąską linię. Na jego lewym policzku spostrzegłam dobrze mi znaną małą bliznę. Nigdy nie był taki zdenerwowany.
Spuściłam wzrok na moje ręce. Uparcie się w nie wpatrywałam, aby nie poddać się urokowi jego czekoladowo-orzechowych oczu. Zbyt dobrze mi znanych. Usłyszałam jego kroki na śniegu. Zobaczyłam jego nogi. Ukląkł naprzeciwko mnie i dotknął mojego kolana. Poczułam falę gorąca, która przelała się przeze mnie w chwili, gdy jego palce znalazły się na moim kolanie. Drugą ręką dotknął mojego lodowatego policzka. Nie proszę, nie rób tego, nic nie mów. Usta zaczęły mi lekko drżeć. Poczułam dwie gorące łzy, którym udało się uwolnić i spłynąć na jego rękę.
-Alicjo.- jego głos sprawił, że moje serce zabiło mocniej.
Nic nie odpowiedziałam.
-Proszę spójrz na mnie.
Kolejne łzy potoczyły się po moim policzku. Cicho pociągnęłam nosem. Nie mogłam. Podniosłam wzrok. Moje oczy napotkały jego. Serce zaczęło galopować w dzikim tempie. Nigdy tak na mnie nie patrzył. Z troską, strachem, radością, smutkiem i… miłością?
-Co ty tu robisz?-zapytał cicho wycierając moje łzy.
-Siedzę.- szepnęłam drżącym głosem.
-Wszyscy cię szukają. Martwią się o ciebie. Jak długo tu jesteś?
-Od rana.-wychrypiałam.
-Powinienem od razu się domyślić jak zareagujesz.- powiedział ze smutkiem w głosie.-Wcale nie mam dziewczyny tylko żartowałem i wcale nie jesteś dla mnie tylko przyjaciółką. Z każdą kolejną rozmową z tobą i spotkaniem spostrzegałem coraz więcej. Domyślałem się co do mnie czujesz i na początku próbowałem trzymać cię na dystans, bo myślałem, że nie odwzajemniam tego samego uczucia. Przestraszyłem się. Najzwyczajniej w życiu stchórzyłem. Przepraszam. Przepraszam, że cię okłamywałem. Zależy mi na tobie i uświadomiłem to sobie dopiero wtedy, gdy myślałem, że już cię straciłem i nigdy nie odzyskam. Przepraszam cię Alicjo. Nie chciałem żebyś przeze mnie cierpiała. Potrzebuję cię. Nie ma dnia ani minuty, kiedy byś nie zaprzątała moich myśli. Nie ma rzeczy ani miejsca, które by mi ciebie nie przypominało. Nie potrafię być z inną, kiedy cały czas mam cię przed oczami. Twój uśmiech i twoje piękne oczy. Wreszcie uświadomiłem sobie, że nie mogę bez ciebie żyć. Przepraszam, że musiało mi to zająć aż półtora roku. Przepraszam, że tyle razy nieświadom tego skrzywdziłem cię. Przepraszam, że dopiero teraz mówię : Kocham Cię Alicjo. Wybaczysz mi?
Patrzyłam prosto w jego strapione, pełne bólu i nadziei oczy. Widziałam w nich wszystko. Poranki pełne światła i noce pełne uśmiechów. Piękne chwile razem i osobno. Obietnicę wierności. Szansę życia. Nadzieję na miłość…
-Nigdy nie byłam na ciebie tak wściekła.-wydukałam-Siedząc tu zrozumiałam jednak, że to na siebie jestem zła i to na sobie się zawiodłam. Nie chciałam się w tobie zakochać. Próbowałam, ale nie wyszło. To było silniejsze ode mnie. Tonęłam coraz głębiej. Poznając ciebie dostrzegałam w twoich wadach coś więcej. Widziałam w tobie kogoś kto potrafiłby naprawić moje potłuczone serce. Miałam nadzieję, że jeśli ci zaufam to nie zawiodę się na tobie, że zawsze będziesz, że kiedyś ty też dostrzeżesz we mnie kogoś kto będzie twoją szczęśliwą gwiazdą. Bałam się tego uczucia. Bałam się że znów zostanę sama, a tego bałam się najbardziej samotności bez… ciebie. Nie chcę dłużej tego przed tobą ukrywać Arturze strasznie Cię Kocham i nie mam zamiaru przestać.
Popatrzył na mnie. Nagle wstał i chwycił mnie w ramiona. Uniósł następnie przysiadł ze mną w rękach na ławce. Oparł się i przytulił do siebie mocno. Wtuliłam się w jego szyję i wdychałam dobrze mi znany zapach tego chłopaka. Odgarnął włosy z mojego policzka i ucałował je czule. Przyciągnął mnie bliżej i mocniej utulił. Pocierał moje nogi, aby je nieco rozgrzać. Nie zwracałam na to uwagi. Dawno już zapomniałam o zimnie. Patrzyłam uważnie w jego oczy. Czułam jak kolejne łzy spływają mi po twarzy. Otarł je, ale nie zabrał swojej dłoni z mojego policzka. Patrzyłam na niego, a on na mnie.
-Kocham cię.
-Kocham cię bardziej.-powiedział uśmiechając się filuternie.
-Nie to ja kocham cię mocniej.-odparłam udając urażenie.
Roześmieliśmy się, lecz nadal na siebie patrzeliśmy. Nagle umilkliśmy. Znałam tą magiczną ciszę. Mogliśmy tak siedzieć wieczność i wpatrywać się w nasze oczy. Porozumiewaliśmy się bez słów…
Jego ręce szczelnie mnie oplatały, a moje zanurzone były w jego czuprynie. Chciałam się nim nacieszyć. Chciałam być blisko niego już na zawsze. Móc opiekować się nim, przytulać, pocieszać, pomagać, uszczęśliwiać.
Nasze przyśpieszone oddechy się mieszały. Był tak blisko mnie. Wiedziałam co chce zrobić i jasno dałam mu do zrozumienia, że jestem na to gotowa. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. To był zupełnie inny pocałunek niż sobie mogłam wyobrażać. Na początku delikatny, pełen żalu i smutku, przeistoczył się w walkę żywiołów. Przekazywaliśmy wszystkie skrywane dotąd uczucia kryjące się w najciemniejszych zakamarkach naszych serc. To było niesamowite. Piękne.
Nie wiem jak długo siedziałam w jego objęciach. Pamiętam tylko jak ciągle całował moje zmarznięte ręce. Nigdy wcześniej nie czułam tak ogromnego szczęścia i ulgi. Jakbym pozbyła się niewyobrażalnie dużego ciężaru. Wszystkie te sprzeczne emocje zamieniły się w miłość i spokój, które przepełniały moje serce. Wtuliłam się w jego szyję i zamknęłam oczy. Odzyskałam go, już na zawsze…








Komentarze

  1. ojejku jakie cudne, serio świetne! *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gabrysia, bardzo dziękuje za komentarz :)
      + żebyś widziała jej reakcję :3

      Usuń

Prześlij komentarz

Każdy komentarz i obserwacja wywołują uśmiech i niezwykle motywują.

✓ Komentarze wulgarne są od razu usuwane.
✓ Przyjmuję jedynie konstruktywną krytykę.
✓ Zostaw link do swojego bloga - chętnie poczytam.
✓ Nie bawię się w rzeczy typu: obserwacja za obserwację. Ale jeśli twój blog mi się spodoba - zaobserwuję.
✓ Jeśli komentujesz, zrobię to na pewno u ciebie.

Popularne posty z tego bloga

Publikujesz?

Jakby nie dość było, że z całego serca wyczekuję lata, słońce wyszło z samego rana dosłownie na piętnaście minut, a potem zniknęło pod warstwą chmur, ukrywając się przez resztę dnia. Witam was tym pozytywnym akcentem! O czym możemy pomówić dzisiaj? O tym, o czym obiecałam się wypowiadać. Czyli kiedy publikować, a kiedy swoje dzieła zachować w szufladzie? Nie wiem, ale się wypowiem! Zacznijmy od tego, że publikować możemy w różnych formach. Możliwe jest wysłanie swojego tekstu do jednej z młodzieżowych gazet, czasopism literackich, które zwykle chętnie przyjmują kilka akapitów od początkujących, jeśli tylko propagują postęp i samokształcenie. No, nie zawsze, ale warto próbować. Oprócz ucieczki do papierowych opcji, możemy założyć konto na jednym z serwisów internetowych takich jak: * Wattpad, * Sweek, * Blogspot (lub każda inna platforma oferująca założenie własnej strony), * Tumblr, * Facebook (dla odważnych, warto pisać pod pseudonimem).

Pozytywne rzeczy i ich skutki...

... czyli jak sprawić, żeby dzień stał się lepszy (będąc świadomą konsekwencji) lub życie, w końcu składa się ono z chwil. ☺ Często uśmiech działa cuda. Uśmiechnij się do przypadkowego przechodnia, może akurat jest czymś zmartwiony? Umilisz dzień i jemu i sobie. Zbyt wielu ludzi popiera ignorancję i szarą prozę życia. Przypadkowy uśmiech jest niespodziewany, a większość z nich po prostu lubi niespodzianki. Ewentualny skutek : osoba może oczywiście wziąć cię za wariata, ale nie przejmuj się. Bycie wariatem jest w porządku.  ☁ Bądź ponad tym Czyli coś, co staram się robić na co dzień. Pomóż nawet w złości. Temu, kogo nie znosisz, nienawidzisz, nie możesz znieść. Po prostu olej wszystko i bądź okej w stosunku do siebie. Wszyscy mamy wady, irytujące nawyki, wkurzające śmiechy. Nie musisz być sympatyczny, ale wystarczą twoje dobre chęci, by okazać dobre serce. Skutek: Oczywiście możesz być wykorzystywany, ale w tym tkwi haczyk. Zachowaj umiar w pomaganiu.

Życie mimo wszystko

Rozdział 7 Po piętnastu minutach, ubrana w zieloną piżamę, rozścieliłam sobie posłanie na podłodze, obok akwarium w pokoju Shauny. Usiadłam na poduszce i wpatrywałam się w złote rybki. Do pokoju weszła Shauna. - Nie przychodzi ci do głowy, jakim cudem zmieniłam się z powrotem w człowieka i co znaczyły te wizje? - spytałam. Shauna zamyśliła się. - Nie bardzo. Ale jeśli nie padniesz po pół godziny ze zmęczenia, to możemy poszukać trochę w necie. Może też przypomnisz sobie coś więcej? - zaproponowała. - Dobra. Shauna postawiła laptop na dywanie i usiadła obok mnie. - Myślisz, że kamień miał coś wspólnego z twoją wizją? - Jaki kamień? - spytałam zdezorientowana. - Ten, przy którym usiadłaś. - Wątpię. - A te iskry? - Shauna, może najpierw znajdziemy coś na temat wizjii? Ten temat wydaje się być łatwiejszy. No bo porównaj: moja przyjaciółka kilka tygodni po śmierci, znów stała się człowiekiem, a z jej dłoni sypały się iskry vs co to wizje? - Dobrze mówisz. Ja