Przejdź do głównej zawartości

Opowiadanie #2: Bożonarodzeniowy cud choinkowy

To opowiadanie jest mojego autorstwa, "troszkę" się rozpisałam :). Ponownie: Chcę wam życzyć wesołych świąt, złagodzenia wszystkich sporów, może romantycznej świątecznej historii. Byście dostrzegali piękno i wyjątkowość świata, który dał nam Bóg. Smacznej kolacji wigilijnej, trafionych prezentów od serca. Spełnienia najskrytszych marzeń. I najważniejsze: zapachu cynamonu i goździka w domu. :3

"Bożonarodzeniowy cud choinkowy"
❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪ ☆ ❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪ ☆ ❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪


Trenowałam przez trzy tygodnie. Wyciskałam z siebie siódme poty, by wieczorem zostać zatrudniona jako kucharka na pełen etat. Uwierzcie mi, że prawdziwym utrapieniem jest przygotowanie Wigilii dla pięcioosobowej rodziny. Tata i brat wyjechali po choinkę, więc powinni wrócić dopiero wieczorem. Siostra promowała mnie wśród znajomych, żeby jak najwięcej osób przyszło mi kibicować. Tak więc, zostałam sama z mamą, która po dobrych kilku godzinach gotowania, miała serdecznie dość. Gdy dostałam od niej sms'a, byłam w trakcie wyżymania wody z włosów. Otworzyłam chorobliwie żółtą szafkę, kilka razy przekręcając w zamku niewielki kluczyk. Ekran mojego pomarańczowego alcatel'a rozbłysnął nikłym światem. Odblokowałam go i przeczytałam wiadomość.

"O której wracasz? Potrzebuj twojej pomocy w kuchni. Nie możecie zostawiać wszystkiego dla mnie. Ojciec wybył z Marcelem. Atena też gdzieś pojechała. Cała kolacja jest na mojej głowie. Wracaj już."

Wepchnęłam telefon do plecaka, z którego wyjęłam resztę ubrań. Zmięłam je w kulkę i przycisnęłam do piersi. Mój strój był jeszcze mokry, więc na białym podkoszulku pojawiła się mokra plama. Wrzuciłam plecak do szafki i zamknęłam ją z trzaskiem, po czym weszłam do przebieralni. Od reszty ludzi dzielił mnie tylko cienki kawałek różowego materiału w kwiatki. Za każdym razem czułam się tak samo nieswojo. Więc gdy wyszłam cała, zdrowa i przebrana, jak zwykle poczułam ulgę. Wszyscy zwolennicy pływania już wyszli, ale na końcu damskiej części zobaczyłam – no cóż, nie kobietę. Zmarszczyłam brwi i wpakowałam swoje rzeczy do plecaka. Odwróciłam się do nieznajomego i odchrząknęłam. Odwrócił się. Pierwsze co mnie uderzyło, to jego ciemne oczy. Potem się otrząsnęłam.
- Chyba pomyliłeś szatnie.
Dopiero wtedy zwrócił na mnie większą uwagę. Podniósł z ławki kluczyk z numerem 8.
- No nie wiem. Przy kasie dostałem klucz do tej szafki. Tam musieli się pomylić.
- Bo najlepiej zwalić winę na innych – mruknęłam pod nosem, zdejmując kurtkę z wieszaka.
Wyszłam z szatni i kamiennymi schodami wspięłam się na taras. Przy barierce siedziało kilkoro rodziców. Z zapartym tchem obserwowali swoje dzieci, które dopiero uczyły się pływać. Podeszłam do lustra. W odbiciu zobaczyłam dziewczynę z podkrążonymi oczyma i strąkami mokrych włosów, sięgających łokcia. Odłożyłam zimową kurtkę na bok i podłączyłam suszarkę do kontaktu. Najpierw rozczesałam włosy, wytarłam je ręcznikiem, dopiero potem wzięłam się do suszenia. Po dziesięciu minutach falami opadały mi na ramiona. Gdy były mokre, nie dało się zauważyć, że mają złotawo – czekoladowy odcień. Gdy wreszcie oporządziłam się do końca i wróciłam do domu, minęło dobre 40 minut od maminego sms'a. Czekała na mnie w przedpokoju ze skrzyżowanymi rękami.
- Miałaś mi pomóc – przywitała mnie.
- Mamo, muszę trenować. To ostatnie zawody w tym roku. Obiecałam sobie, że tym razem zdobędę złoty medal. W treningi włożyłam cały mój wolny czas. Są ferie. Równie dobrze mogłam pojechać na kolonię w góry, żeby pojeździć na nartach – tłumaczyłam, jednocześnie zdejmując buty.
Dopiero w przedpokoju poczułam straszne zmęczenie. Mama musiała poczuć smród chloru, gdyż skrzywiła się i wskazała na łazienkę.
- Idź wziąć kąpiel, potem masz zrobić zakwas do barszczu, utrzeć mak do makowca, zobacz w przepisie, co trzeba do karpia. Przydałoby się też pójść na świąteczne zakupy. A ja muszę zapakować prezenty.
Tak oto zostałam zatrudniona na pełen etat.

❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪ ☆ ❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪ ☆ ❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪


Ponowna podróż po choinkę. W skrócie: wczoraj ogrodniczy był zamknięty, więc panowie zdecydowali się zabrać mnie ze sobą, ze względu na "moje dobre oko". Zajęłam miejsce obok kierowcy i otworzyłam okno. Do samochodu wdarł się ostry wiatr, osadzając mi płatki śniegu na kolanach. Marcel i ojciec zaczęli oczywiście protestować i prosić, żebym zamknęła okno, ale na darmo. Kochałam śnieg.
- Więc po co braliście mnie ze sobą?
Mój brat wcisnął się w przerwę między przednimi fotelami.
- Masz dobry gust.
Prychnęłam.
- Jasne. Tak naprawdę boicie się Mikołaja, który tam rozdaje cukierki.
- Błagam cię. I ja, i ty mamy po szesnaście lat. Ja już od dawna się go nie boję, a ty od dawna o tym wiesz.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, pierwsza wyszłam z auta. Śnieg zaskrzypiał pode mną. Okrążyłam samochód i otworzyłam drzwi od strony brata.
- Hej, Święty na ciebie czeka – odparłam z uśmiechem.
Marcel przecisnął się obok mnie. Po zrobieniu kilku kroków dołączył do nas "Święty Mikołaj" z koszykiem w ręce. Standardowo, miał na sobie czerwony strój, opięty na wypchanym brzuchu. Czapka w tym samym kolorze, biała broda i wąsy zakrywały połowę twarzy. Staruszek patrzył przez okrągłe okulary. Nie powiem, trochę był podobny do Mikołaja.
- Ho ho ho! Jak masz na imię?
- Julia – odparłam, trochę zażenowana.
- A czy Julia była grzeczna?
- Nie.
Zastanowił się chwilę. Widocznie spodziewał się innej odpowiedzi.
- To proszę bardzo, weź cukierka za szczerość – powiedział wyraźnie rozbawiony, pochylając ku mnie koszyk.
Kątem oka zerknęłam na tatę. Byłam ciekawa, co on na to, że obcy facet proponuje mi słodycze. Nie słysząc z jego strony ani słowa, wzięłam do ręki tajemniczego cukierka, opakowanego w zielono – złoty papier.
Sklep ogrodniczy nie był właściwie sklepem. To otwarta przestrzeń, gdzie dla ludzi wyznaczona była wąska ścieżka, obłożona różnymi gatunkami choinek. Jedne miały białe wstążki na czubkach, drugie żółte, a ostatnie czerwone. Kosztowały odpowiednio 60zł, 75zł i 90zł. Oprócz tego, wszystko było obsypane śniegiem.
- Pójdę się rozejrzeć – powiedziałam, ale tata mnie zatrzymał.
- Poczekaj! Patrz kto do nas idzie: Dawid z synem.
Okay... Od razu wiedziałam, że kluczowym słowem w tej wypowiedzi było "z synem". Mój ojciec odgrywał rolę swatki w tej rodzinie. Nachmurzyłam się i usiadłam na masce samochodu. Od razu tego pożałowałam, bo zamieć śnieżna dotknęła i auto, i – w tym momencie – mojego tyłka. Poczułam przeraźliwe zimno. Odskoczyłam od auta i stanęłam obok taty. Śnieg przysłaniał mi pole widzenia i byłam naprawdę pełna podziwu dla jego wzroku.
- Nie mamy jakichś zapasowych spodni w bagażniku? - syknęłam.
- Niestety – odpowiedział, tłumiąc śmiech.
Westchnęłam. Gdy "Dawid z synem" wreszcie do nas dotarli, uśmiechnęłam się szeroko. Przywitaliśmy się, ale mi nadal było straszliwie zimno, w tylną część mego ciała. I nie tylko. W ogóle było zimno. W końcu tata zaproponował, żebyśm razem z synem Dawida poszli SAMI wybrać choinkę. No okay. Przebrnęliśmy jakoś przez zamieć i dotarliśmy do owej ścieżki.
- Kuba – wyciągnął w moją stronę rękę.
Wtedy go poznałam. Chłopak z szatni.
- Julia – powiedziałam, ale wtedy zostałam popchnięta przez któregoś z pozostałych klientów.
Poleciałam wprost na choinki. Kuba próbował mnie złapać, ale oblodzona dróżka nie działała na jego korzyść. Runęłam na drzewka szybciej, niż Mikołaj zdołałby wypowiedzieć jedno swoje "ho!". Chłopak kucnął przy mnie i pomógł mi wstać.
- Nic ci nie jest?
- Raczej nie. I tak było mi zimno w tyłek. Co z tego, że teraz cała jestem mokra - wypaliłam, otrzepując się ze śniegu.
Dotarło do mnie, co powiedziałam i zarumieniłam się (nie od mrozu). W tym samym czasie wybuchnęliśmy śmiechem.
- To może ta? - wskazał na choinkę, którą przygniotłam.
Była wysoka, pięknie zielona i pachnąca.
- Bierzemy.
Kupiliśmy drzewko i już zmierzaliśmy do samochodów, gdy Kuba nagle się zatrzymał. Postawił przed sobą choinkę.
- Słuchaj, może dałabyś się zaprosić na spacer?
Podeszłam bliżej i odchyliłam czubek drzewka, żeby zobaczyć jego twarz. Znowu te oczy.
- Chętnie.
- Pasuje ci jutro wieczorem?
- Może dzisiaj? - spytałam z uroczym uśmiechem.
- Super. Nie chciałem być nachalny – roześmiał się.
W drodze do domu, nie przestawałam wpatrywać się w oszronione boczne lusterko.

❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪ ☆ ❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪ ☆ ❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪


Czy to źle, że spotykałam się z nim codziennie? Czy to źle, że zaczęłam coś czuć?
Jak na razie w moim życiu liczyły się jedynie treningi. I to, by wygrać. Teraz czułam szybkie bicie serca, gdy nawiedzał mnie we śnie, gdy razem pływaliśmy. Gdy spacerowaliśmy w śniegu, pośród miliona świateł wdychając zapach świąt. Gdy tłumaczył mi, jak nazywają się poszczególne gwiazdozbiory. Gdy razem przygotowywaliśmy potrawy na Wigilię, obsypując się mąką i cynamonem w proszku. Teraz nie wyobrażałam sobie dnia bez niego. Mówiliśmy sobie wszystko. Kompletnie olałam pływanie i zawody.
Odbywały się 23 grudnia. Dzień przed świąteczną kolacją. Dziś. Rano wstałam zdenerwowana. Usiadłam na łóżku i przetarłam oczy. Dopiero podczas mycia zębów uświadomiłam sobie, że to mój wielki dzień. Siostra szybko mnie dopadła.
- Jak tam samopoczucie?! - krzyknęła.
- Atena, błagam cię, nie wrzeszcz tak. Nie rano – uwiesiłam jej się na ramieniu i zamknęłam oczy. - Dobranoc.
- Żartujesz?! Już zawożę cię na basen. Musisz się rozruszać.
Atena - dwa lata starsza ode mnie, a gotowa była zawlec mnie tam w piżamie.
Szybko się przebrałam i spakowałam wszystko, co było mi potrzebne. Wręcz zaciągnęła mnie do samochodu, nie zdążyłam nawet zjeść śniadania, a ona nie zwracała najmniejszej uwagi na to, jak mróz dotknął przedniej szyby. Ledwie mogłam coś zobaczyć.
- Mówię ci, wygrasz – powiedziała z dumą w głosie, ze wzrokiem przykutym do drogi.
- Tak, jasne, szczególnie bez śniadania– odparłam złośliwie.
- Na miejscu coś zjesz. Po to mają tam stołówkę.
- Nie. Stołówkę mają tam dla studentów. Zapomniałaś, że tak właściwie, tam jest szkoła, akademik, itepe, itede?
- Wpuszczą was.
Miałam nadzieję, że – skoro przyjechałam wczesną porą, na basenie nikogo nie będzie. Nie mogłam się bardziej mylić. W wodzie było ludzi jak mrówek. Darowałam sobie trening, ruszyłam do stołówki. Po kilku minutach, do mojego słoika dołączył się Kuba.
- Co ty tu robisz? - zdziwiłam się, aczkolwiek z uśmiechem.
- Zawody – roześmiał się uroczo.
Wmurowało mnie.
- Ee.. Zawody? Nie mówiłeś, że bierzesz udział. Ja też startuję.
Nagle mnie oświeciło. Te zawody miały być mieszane. Pierwsze takie w mieście. Powoli podniosłam się z krzesła.
- To dlatego się ze mną umawiałeś? Chciałeś, żebym zapomniała o treningach i zawaliła na całej linii! - podniosłam głos, wychodząc szybko z sali.
Słyszałam za sobą jego kroki. Wiedziałam, że za mną idzie.
- Stój! Wiesz, że bym tego nie zrobił!
- Byłam dla ciebie niezłą konkurencją, tak?! - prychnęłam.
Popchnęłam drzwi wejściowe, pośpiesznie wkładając kurtkę. Nie zdążyłam jej zapiąć, gdy poczułam, że chłopak łapie mnie za rękę.
- Puść mnie! - kipiałam z wściekłości – Włożyłam tyle czasu w treningi, a ty to po prostu zniszczyłeś.
- Przestań.
Obrócił mnie do siebie, jakbym była szmacianą lalką.
- Niezłe mięśnie. Masz szansę wygrać – mruknęłam cicho.
Do oczu napływały mi łzy, zamazując obraz. Jakimś cudem mu się wyrwałam.
- Poczekaj! Tu nie chodziło tylko o zawody. Tu w ogóle o nie nie chodziło...
- Daj już spokój, dobra? Byłeś pierwszym chłopakiem, do którego zaczęłam coś czuć. I jak to się skończyło?! - trzymałam go na odległość kilku metrów.
Widziałam w jego oczach cierpienie. Widziałam, że go nie rozumiem. Nie chciałam rozumieć. Nie chciałam znów się zakochać. Nie chciałam znów pokryć swojego serca bliznami. Pragnęłam, by znów liczyły się tylko treningi, tylko wygrana i złote medale.
Płatki śniegu opadły mi na rzęsy. Policzki szczypał mróz. Śnieg pod moimi stopami skrzypił niemiłosiernie.
- Zrozum, nawet nie wiedziałem, że startujesz! - zaczynał tracić cierpliwość.
- Gdybyś wiedział to lepiej byś to zaplanował, prawda?!
- O co ci chodzi?! Dlaczego mi nie ufasz?
- Wiesz co?! Zawsze w moim życiu liczyły się tylko zawody. Nie musiałam nic czuć.
I niech tak zostanie – stwierdziłam dobitnie, odchodząc.
- Julia... Julia!
- Zostaw mnie!
Pobiegłam za róg. Zobaczyłam, jak Kuba mija moją kryjówkę. Zaczęłam cicho łkać. Dlaczego nic do mnie nie przemawiało? Dlaczego nie ufałam ludziom? Dlaczego nie umiałam zdobyć się na nic więcej, tylko na wrzask?
Wyjęłam komórkę z kieszeni i zadzwoniłam po Atenę.
- Przyjedź po mnie.
- Co się stało? - spytała zaniepokojona – A co z zawodami?
- Proszę – powiedziałam zdławionym głosem, zginając się w pół.
Musiałam wyjść z zaułku, żeby siostra mnie znalazła. Nie zdążyła się nawet zatrzymać, gdy otworzyłam z rozmachem drzwi i wpakowałam się na tylne siedzenie.
- Po prostu jedź – wymamrotałam w odpowiedzi na jej zdziwioną minę.

❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪ ☆ ❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪ ☆ ❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪

Noc spędziłam owinięta w pościel, z łzami płynącymi po policzkach. Na zewnątrz, świąteczne światła mrygały, przypominając o nieubłaganie przychodzących świętach. Godzina 24:00. 24 grudnia. Boże Narodzenie. Poczułam potrzebę wyjścia. Tak, jakby niewidzialna ręka mnie pchała. Przez całą noc towarzyszyło mi uczucie tonięcia. Jakby fale wciągały mnie pod powierzchnię i tylko ta jedna osoba mogła mnie z tamtąd wydostać. Jakby moje płuca wypełniały się wodą. Z lekkim skrzypnięciem otworzyłam drzwi od pokoju, a potem wejściowe. Miałam na sobie tylko koszulę nocną i spodenki. Zbiegłam po kamiennych schodach, nie spodziewając się niczego. Wyszłam na dwór, nie spodziewając się, że Kuba będzie tam stał.
Zimne powietrze nocy otuliło mnie, wciągało w swoje ramiona.
- Co ty tu robisz? - spytałam, będąc na krańcu wytrzymałości psychicznej.
Odwrócił się.
- Nie wziąłem udziału w tych zawodach. Wycofałem się.
Spojrzałam na niego badawczo. Kłamał? Coś mówiło mi, że nie.
- Naprawdę miałeś szansę na wygraną– powiedziałam cicho.
- Nie czułbym się fair, gdybym...
- Czyli jednak mnie oszukałeś?! - podniosłam głos, miałam wrażenie, jakby wirujący śnieg zadrżał.
Przeciągnął ręką po twarzy.
- Dlaczego wszędzie doszukujesz się tego, że kłamię? Jesteś dla mnie wszystkim. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Dziś poczułem, że powinienem ci to powiedzieć. Może to cud, że cię tu spotkałem. Może nie. Julio...
Wzięłam oddech.
- Nie mów tego.
- Kocham cię.
- Przestań!
- Dlaczego? Dlaczego nie chcesz dać mi szansy? Dlaczego od razu się zamykasz?
Wzięłam głęboki oddek, przypominający przeciągły syk. Nie powinien o to pytać.
- Bo może nie zasługuję na miłość?! Powinnam siedzieć w tym cholernym basenie, aż zgniję! Zawsze miałam trudne życie, a dzięki tobie zmieniłam się. Zaczęłam coś czuć, zaczęłąm doceniać to, co mam przy sobie. Ale prawda jest taka, że na dłuższą metę nie umiem zaufać ludziom...! - wykrzyczałam, a z moich ust wydobywały się obłoczki pary. Zaczynałam drżeć.
Podszedł bliżej.
- Mi możesz zaufać. Obiecuję, że nigdy nie będziesz miała czym się martwić. Ludzie nie są tak źli, jak myślisz – powiedział, a zaraz potem mnie pocałował.
Zimno, które czułam nie tylko teraz, w środku nocy, w środku zimy, ale przez całe moje życie, minęło. Wszystkie te światła, gwiazdy przeniknęły do mojego serca i zagościły tam na dobre.
Chłopak delikatne objął mnie w talii, a ja pomyślałam, że może przyszedł czas, by zmienić swoje podejście. Uszczęśliwiał mnie, nie wyobrażaliśmy sobie życia bez siebie nawzajem. Sprawiłam, że pasja stała się ważniejsza niż miłość i uczucia. Pływanie sprawiło, że wolałam schować się w falach niż nawiązać nowe kontakty. Aż tu nagle pojawił się on. Wtedy, gdy wybieraliśmy drzewko... To był bożonarodzeniowy cud choinkowy. Położyłam mu ręce na klatce piersiowej i odsunęłam się lekko.
- Wesołych Świąt.
- Wesołych Świąt.
Stykaliśmy się czołami, a ja już na dobre mogłam zatonąć w jego ciemnych oczach.
Dzięki świętom zmieniłam coś w swoim życiu, Bóg postanowił wnieść do niego tę jedną osobę, dzięki której będę mogła uwierzyć w ludzi. Boże Narodzenie, atmosfera, zapach cynamonu, goździka, imbiru, lampki, światła, kolorowe witryny sklepowe, delikatne płatki śniegu na ramionach... Dały mi coś więcej niż szczęście. Dały mi nową szansę, którą przez całe życie sama sobie odbierałam. A teraz? O północy, w Boże Narodzenie, zaczęłam wierzyć.
❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪ ☆ ❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪ ☆ ❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪ ❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭
KONIEC
✮ ✰ ✪ ☆ ❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪ ☆ ❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪ ❊ ❉ ✱ ✲ ✩ ✫ ✬ ✭ ✮ ✰ ✪ ☆ ❊ ❉ ✱ ✲

Komentarze

Prześlij komentarz

Każdy komentarz i obserwacja wywołują uśmiech i niezwykle motywują.

✓ Komentarze wulgarne są od razu usuwane.
✓ Przyjmuję jedynie konstruktywną krytykę.
✓ Zostaw link do swojego bloga - chętnie poczytam.
✓ Nie bawię się w rzeczy typu: obserwacja za obserwację. Ale jeśli twój blog mi się spodoba - zaobserwuję.
✓ Jeśli komentujesz, zrobię to na pewno u ciebie.

Popularne posty z tego bloga

Publikujesz?

Jakby nie dość było, że z całego serca wyczekuję lata, słońce wyszło z samego rana dosłownie na piętnaście minut, a potem zniknęło pod warstwą chmur, ukrywając się przez resztę dnia. Witam was tym pozytywnym akcentem! O czym możemy pomówić dzisiaj? O tym, o czym obiecałam się wypowiadać. Czyli kiedy publikować, a kiedy swoje dzieła zachować w szufladzie? Nie wiem, ale się wypowiem! Zacznijmy od tego, że publikować możemy w różnych formach. Możliwe jest wysłanie swojego tekstu do jednej z młodzieżowych gazet, czasopism literackich, które zwykle chętnie przyjmują kilka akapitów od początkujących, jeśli tylko propagują postęp i samokształcenie. No, nie zawsze, ale warto próbować. Oprócz ucieczki do papierowych opcji, możemy założyć konto na jednym z serwisów internetowych takich jak: * Wattpad, * Sweek, * Blogspot (lub każda inna platforma oferująca założenie własnej strony), * Tumblr, * Facebook (dla odważnych, warto pisać pod pseudonimem).

Pozytywne rzeczy i ich skutki...

... czyli jak sprawić, żeby dzień stał się lepszy (będąc świadomą konsekwencji) lub życie, w końcu składa się ono z chwil. ☺ Często uśmiech działa cuda. Uśmiechnij się do przypadkowego przechodnia, może akurat jest czymś zmartwiony? Umilisz dzień i jemu i sobie. Zbyt wielu ludzi popiera ignorancję i szarą prozę życia. Przypadkowy uśmiech jest niespodziewany, a większość z nich po prostu lubi niespodzianki. Ewentualny skutek : osoba może oczywiście wziąć cię za wariata, ale nie przejmuj się. Bycie wariatem jest w porządku.  ☁ Bądź ponad tym Czyli coś, co staram się robić na co dzień. Pomóż nawet w złości. Temu, kogo nie znosisz, nienawidzisz, nie możesz znieść. Po prostu olej wszystko i bądź okej w stosunku do siebie. Wszyscy mamy wady, irytujące nawyki, wkurzające śmiechy. Nie musisz być sympatyczny, ale wystarczą twoje dobre chęci, by okazać dobre serce. Skutek: Oczywiście możesz być wykorzystywany, ale w tym tkwi haczyk. Zachowaj umiar w pomaganiu.

la Lune #3

Drogi pamiętniku, Ostatnio wydarzyło się aż za dużo. Musiałam wyjechać z nad morza, gdzie przeżyłam wspaniałe chwile, poznałam kogoś. Wczoraj też cudem uniknęłam utonięcia, ale poradziłabym sobie, gdyby nie pomoc tego Eryka. Niestety, Laura wzięła jego numer i kazała mi zadzwonić. Kiedy jest w takim nastroju, lepiej nie dyskutować. Oczywiście przeprosiłam go, za to jak się uniosłam. Stało się to, czego się obawiałam. Spytał co powiem na spacer. Zgodziłam się, ale nie ukrywam, iż nie mam na to ochoty. Chcę tylko wyprostować całą sprawę i tyle. Nie zamierzam niczego zaczynać. Klara zamknęła pamiętnik. Stanęła przed lustrem. - Muszę się ogarnąć. Chociaż trochę, bo nie zamierzam się jakoś specjalnie stroić na to spotkanie – mówiła sama do siebie. Otworzyła szafę. Narzuciła na siebie białą bluzkę i jeansową kamizelkę. Zdecydowała się też na koka na czubku głowy. - Wygodnie i tak jak lubię – skwitowała. - Ile mam jeszcze czasu? Spojrzała na zegarek. Niecałe piętnaście minut. Usłyszała pukani