Przejdź do głównej zawartości

Opowiadanie #1: Magia zimna

Razem z Rosie napisałyśmy dla Was dwa świąteczne opowiadania o miłości :3. Pierwsze jest Rosie. Zapraszam do czytania :).

~♥~
Spojrzałam przez okno. Wszystko było białe, takie zimne. Brak jakichkolwiek oznak życia. Framugi nie były dość szczelne. Czułam chłodny powiew wiatru głaszczący moje ramiona. Okryłam się bardziej moim swetrem i wzięłam do rąk gorącą herbatę. Mimo jej cudownego smaku moje cierpienie nie zostało załagodzone. Smutek przepełniał mnie całą. Ale dlaczego? Przecież tego w końcu chciałam. Moja decyzja była w pełni świadoma. Jak to możliwe, że robiąc coś słusznego czuję się jeszcze gorzej niż, gdy popełniałam błędy? Czemu nie rozumiem samej siebie? Zbyt dużo miłości, zbyt dużo nadziei. Od początku wiedziałam, iż tak to się skończy. W końcu musiałam pęknąć. Musiałam stchórzyć. Nie wyszłoby nam. Przecież wiedział, że mam skłonności do autodestrukcji. To jest tylko i wyłącznie jego wina. Nie prawda. Wiem, że to nie jest prawda. Ja zawsze byłam przeszkodą. Ja zawiniłam. Ja.
Nie zmienia to jednak faktu, iż był tego świadom. Powiedziałam mu wszystko to, co myślę. Wiedział o wszystkim, ale i tak był obok mnie. Zawsze i na zawsze. Dlaczego byłam taka głupia? Nie byłam. Chyba. Nie, nie, nie. Musiałam to zrobić. Ucieczka była najlepszym rozwiązaniem. Przynajmniej tak myślałam.
Otworzyły się drzwi do schowka. Wiedziałam, że w końcu mnie znajdą. Odwróciłam głowę w stronę wejścia. Nie spodziewałam się tej osobistości. Ukryłam zaskoczenie. Odłożyłam kubek na parapet i podeszłam w stronę światła wpadającego do ciemnego pomieszczenia.
-Powinieneś spać.
-Czekałem aż przyjdziesz i przeczytasz mi bajkę.-odpowiedział mały chłopiec z żółtą chustką zawiązaną na całkiem łysej główce.
-W takim razie chodź zaraz Ci przeczytam. Może sobie zjemy przy okazji po batoniku co?-zapytałam lekko się uśmiechając i biorąc go za malutką rączkę.
-Jasne. Ten czekoladowy z orzechami w środku.
Podeszliśmy do windy. Chodź za oknami było już ciemno tutaj w środku zawsze paliło się tysiące jaskrawych świateł. Przywykłam już do tego w końcu często odwiedzałam to miejsce. Nacisnęłam guzik. Zaświecił się na zielono i drzwi windy się otworzyły. W środku nie było nikogo. Weszliśmy i nacisnęłam kolejny guzik. Promieniował na czerwono. Piętro drugie. Pełno tam automatów z jedzeniem. Jechaliśmy krótko, oddział onkologiczny znajduje się przecież na piątym piętrze. Wyszliśmy z windy i pomaszerowaliśmy zielonym korytarzem. Zatrzymaliśmy się przy „naszym” automacie. Wrzuciłam kilka drobniaków i nacisnęłam kilka przycisków. Te się nie świeciły. Sekundę później maszyna wypluła słodycze. Podałam jeden batonik Olkowi drugi wzięłam dla siebie.
-Chodź.
-Otworzysz mi?
-Tak.
Znów weszliśmy do windy. Jednak tym razem nie byliśmy sami. Wiedziałam o tym, ale byłam w trakcie otwierania plastikowego opakowania. Nie miałam jak przyjrzeć się naszemu towarzyszowi.
-Proszę.
-Dzięki.-uśmiechną się szeroko, a ja pogłaskałam go po jego chustce.
Odwróciłam wzrok i napotkałam na swojej drodze parę szarych oczu. To był największy błąd jaki popełniła. Nie mogłam powstrzymać zdziwienia. On także wyglądał na zdezorientowanego. Co on w ogóle tutaj robi?! Skąd wiedział, że tu jestem?! Natychmiast się odwróciłam i zaczęłam jeść mojego batonika, by nie musieć odpowiadać na żadne jego pytania. Zdałam sobie sprawę, że mam na sobie tylko trampki, sweter i fartuch pielęgniarski w różnokolorowe smoki. Winda się zatrzymała, a ja chwyciłam Olka za rękę i wyprowadziłam z windy. Zaczęłam szybkim krokiem przemierzać korytarz aż dotarłam do jego sali. Wiedziałam, że inny pasażer podąża za nami. Ułożyłam Olka na jego łóżku i podczepiłam potrzebną aparaturę. Ani razu nie patrzyłam w stronę drzwi. Czekał na mnie.
-Jaką chce pan bajkę?
-O Mikołaju i reniferach i o świętach.
-No tak dziś Wigilia…Szkoda, że a trakcie kolacji musiałeś być na chemii. Są jednak plusy. Jestem przekonana, że dostaniesz więcej prezentów niż inni za swoją odwagę rycerzu.-uśmiechnęłam się i przybiłam mu piątkę.
-Napisałem już list do Mikołaja. Chcesz zobaczyć? Chyba nie będzie zły kiedy Ci go pokażę, prawda?
-Nie będzie.
Ziewając wyciągnął mały skrawek papieru spod poduszki w niebieskie misie i mi go podał. Ułożył się wygodnie na łóżku i czekał aż zacznę czytać. Rozwinęłam list. Ręce mi drżały.
-Święty Mikołaju. Jest bardzo dużo prezentów, które chciałbym dostać od Ciebie. Chcę mieć swojego misia, samochodzik, który jeździ najszybciej na świecie, nowe buty, ale jest coś co chcę najbardziej.-nie chciałam czytać dalej, zbyt bardzo się bałam- Chciałbym, aby moja mamusia… miała nowego, zdrowego… dzidziusia. Żeby go kochała…, bo ja nie jestem… dobrym dzieckiem… i jestem… chory i chciałbym, aby mamusia… mnie… kochała, ale… chyba już mnie… nie naprawią, więc chciałbym, aby tego… drugiego mama… pokochała. Olek.
Próbowałam zapanować nad głosem, ale nie potrafiłam. Czułam łzy spływające mi po policzkach. Spojrzałam na mojego, małego i bardzo mądrego chłopczyka. Uśmiechnęłam się do niego przez łzy. On uśmiechnął się do mnie, ale potarł oczki, które same mu się zamykały. Pochyliłam się i pocałowałam go w czoło. Nakryłam go kołdrą i położyłam list obok, na stoliku.
Zbyt dużo uczuć. Nie wytrzymam tego. Czując, że zaraz wybuchnę wybiegłam z sali mijając chłopaka stojącego od dawna w drzwiach. Miałam tego dość. Tym razem wybrałam schody. Szybciej nimi ucieknę. Słyszałam jak woła moje imię. Nie zdążyłam wziąć nawet kurtki. Na dworze jest zimno. Trudno. Szybciej dojdę do siebie. Chwyciłam za klamkę drzwi awaryjnych.
Wybiegłam przez nie na dwór. Za dużo migoczących światełek. Wszędzie są samochody. Za dużo dźwięków. Obraz mi się rozmazywał. Łzy spływały po policzkach. Nie mogę się zatrzymać. Muszę biec. Dalej. Na przód. Śnieg skrzypiał pod moimi trampkami. Czułam chłód przenikający przez cienkie ubranie. Biegłam dalej. Usłyszałam kroki za sobą. Biegł za mną. Przyśpieszyłam.
Byłam już na moście, gdy poczułam jego ręce chwytające mnie w pasie. Krzyknęłam. Przyciągnął mnie do siebie. Trzymał w mocnych ramionach. Szarpałam się. Bałam się. Nie chciałam powiedzieć mu prawdy. Teraz mogłam jak najbardziej. Tego się właśnie bałam. Krzyczałam z żalu, który rozrywał moje serce na strzępy. Rozsypywałam się na tysiące kawałeczków nie do sklejenia. Nie miałam już nadziei. Zgasł jej ostatni płomień właśnie teraz. Poczułam jak ręce ciemności wciągają mnie do swojego świata. Łkałam bez opamiętania. Rozpacz. Smutek. Nienawiść. Chcę już nic nie czuć.
-Spokojnie.-szepnął mi do ucha. Nadal trzymał mnie w objęciach jakby się bał, że mu ucieknę. Miał się czego obawiać.
-Puść… mnie-załkałam odpychając jego ręce.
-Proszę nie odchodź.
-Zostaw mnie.
-Serafino proszę.
-Nie.
-Wytłumacz mi dlaczego?!-krzyknął. Nie spodziewałam się takiej reakcji.
Odwróciłam się. Byłam dziesięć metrów od niego. Doskonała odległość.
-Wiesz, że tego nie zrobię!
-Dlaczego mnie zostawiasz?!
Nie odpowiadam. Czuję wstyd.
-Dlaczego mnie odrzucasz?!
Patrzę nie widzącym wzrokiem przed siebie.
-Nigdy nic mi nie powiedziałaś. Byłaś szczęśliwa, więc dlaczego do cholery to robisz!?
Koniec miarka się przebrała.
-Wiesz dlaczego?!-krzyknęłam z furią-Dlatego, że miałam trudne życie. Nigdy nie było pięknie. Mój świat mnie zmienił. Zmienił na gorsze. Dostałam niezłego kopa. Dlatego postanowiłam z nikim się nie zadawać. Nic nie czuć, bo wszyscy kiedyś w końcu mnie opuszczą krzywdząc, zadając ostateczny cios. Tak mam skłonności do autodestrukcji! Wiesz dlaczego?! Żeby ludzie się mnie bali!-zaśmiałam się- Nie ma innych nie ma zmartwienia! Tak przynajmniej myślałam dopóki nie Ty! Gdybyś się wtedy tam nie pojawił…-przerwałam i chwyciłam się za głowę. Zaczęłam chodzić w kółko.-Gdybyś się nie pojawił! Och wszystko zepsułeś! Nie mogłam myśleć, nie mogłam spać. Zaczęłam się zmieniać. Och do cholery…Zaczęłam w końcu coś czuć!!! I to mnie niszczyło…
-Przestać pierdolić! Czyli ja jestem temu winny?! Przyznaj byłaś szczęśliwa. Wiem to! Widziałem to w twoich oczach! Przestań mnie w końcu zwodzić powiedz mi w końcu prawdę!
Zatrzymałam się. Zły ruch Arturze. Zły. Stałam plecami do niego, ale słyszałam jak ze zdenerwowania szybko oddycha. Ręce mi trzęsły. Nie mogłam się opanować. Zaczęłam płakać.
-Nigdy bym Ci nie powiedział, bo to jak przyznanie się przed samą sobą!
-Co?! Tyle razy chciałem Ci powiedzieć…
Odwróciłam się gwałtownie i w tym samym momencie powiedziałam.
-Przepraszam Cię za wiele rzeczy. Ale za to nigdy Cię nie przeproszę…
-Kocham Cię Serafino!!!
-Kocham Cię Arturze!!!
Spojrzeliśmy na siebie z niedowierzaniem. Obydwoje byliśmy tak samo źli na siebie. Nienawiść błyszczała w naszych oczach. Patrzyłam prosto w jego szare oczy, a on w moje-zielone. Nagle zaszła w nas dziwna zmiana. Zrozumieliśmy, że nigdy nie przeżylibyśmy bez siebie. Nie mogłam się dłużej oszukiwać. Nie mogę go dalej ranić tylko dlatego, że się boję iż go pokocham. Za późno. Już to zrobiła. Może to będzie największy błąd, który popełniłam, ale zrobię wszystko byleby poczuć jego miłość. Widziałam ją w jego oczach. A czy w moich też była?
Oszołomiona zaczęłam iść w jego kierunku. On także. Drżałam z zimna i z powodu wszystkich tych emocji, które nagromadził się we mnie. W połowie drogi przyśpieszyłam. Potykałam się o własne nogi. Ręce zdrętwiały z zimna. Śnieg zaczął padać. Na moich włosach leżały już białe śnieżynki. Biegłam do niego. Chwyciłam się go jak ostatniej deski ratunku. Nie zdawałam sobie sprawy , że jest dla mnie tak ważny. Kocham go. Patrzyłam mu w oczy. Uśmiechał się. Widziałam w jego oczach wszystkie odpowiedzi na moje pytania, a on w moich. Chwycił rękoma moją twarz i pocałował.
Ten pocałunek był wszystkim co chciał mi przekazać. Tęsknota. Rozpacz. Żal. Smutek. Zagubienie. Radość. Ulga. MIŁOŚĆ. Czułam słony smak naszych łez, kiedy pogłębiał ten pocałunek. Moje ręce przeczesywały jego brązowe włosy, a jego przyciągały mnie bliżej. Czułam jak się uśmiecha.
Był szczęśliwy. Ja też byłam. Po tak długim czasie nie myślałam, że odnajdę upragniony spokój. Straciłam nadzieję. Moje serce rozpadło się na kawałki, ale tylko on potrafił je złożyć. Naprawić mnie. Pocieszyć. Dać nadzieję na lepsze jutro. Na to, ze jestem w stanie żyć. Że potrafię kochać. Może to wszystko tylko moje marzenie, może to tylko wyobrażenie? Nie obchodziło mnie nic prócz niego. Liczył się tylko on i ja. Teraz. Tu. Całujący się wśród padającego śniegu i gwiazd, patrzących na nas z góry. Może jednak święta moją odrobinę magii w sobie? Może nie naprawią wszystkiego, ale właśnie wtedy człowiek jest zdolny do wszystkich rzeczy niemożliwych.
~♥~

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Publikujesz?

Jakby nie dość było, że z całego serca wyczekuję lata, słońce wyszło z samego rana dosłownie na piętnaście minut, a potem zniknęło pod warstwą chmur, ukrywając się przez resztę dnia. Witam was tym pozytywnym akcentem! O czym możemy pomówić dzisiaj? O tym, o czym obiecałam się wypowiadać. Czyli kiedy publikować, a kiedy swoje dzieła zachować w szufladzie? Nie wiem, ale się wypowiem! Zacznijmy od tego, że publikować możemy w różnych formach. Możliwe jest wysłanie swojego tekstu do jednej z młodzieżowych gazet, czasopism literackich, które zwykle chętnie przyjmują kilka akapitów od początkujących, jeśli tylko propagują postęp i samokształcenie. No, nie zawsze, ale warto próbować. Oprócz ucieczki do papierowych opcji, możemy założyć konto na jednym z serwisów internetowych takich jak: * Wattpad, * Sweek, * Blogspot (lub każda inna platforma oferująca założenie własnej strony), * Tumblr, * Facebook (dla odważnych, warto pisać pod pseudonimem).

Pozytywne rzeczy i ich skutki...

... czyli jak sprawić, żeby dzień stał się lepszy (będąc świadomą konsekwencji) lub życie, w końcu składa się ono z chwil. ☺ Często uśmiech działa cuda. Uśmiechnij się do przypadkowego przechodnia, może akurat jest czymś zmartwiony? Umilisz dzień i jemu i sobie. Zbyt wielu ludzi popiera ignorancję i szarą prozę życia. Przypadkowy uśmiech jest niespodziewany, a większość z nich po prostu lubi niespodzianki. Ewentualny skutek : osoba może oczywiście wziąć cię za wariata, ale nie przejmuj się. Bycie wariatem jest w porządku.  ☁ Bądź ponad tym Czyli coś, co staram się robić na co dzień. Pomóż nawet w złości. Temu, kogo nie znosisz, nienawidzisz, nie możesz znieść. Po prostu olej wszystko i bądź okej w stosunku do siebie. Wszyscy mamy wady, irytujące nawyki, wkurzające śmiechy. Nie musisz być sympatyczny, ale wystarczą twoje dobre chęci, by okazać dobre serce. Skutek: Oczywiście możesz być wykorzystywany, ale w tym tkwi haczyk. Zachowaj umiar w pomaganiu.

Życie mimo wszystko

Rozdział 7 Po piętnastu minutach, ubrana w zieloną piżamę, rozścieliłam sobie posłanie na podłodze, obok akwarium w pokoju Shauny. Usiadłam na poduszce i wpatrywałam się w złote rybki. Do pokoju weszła Shauna. - Nie przychodzi ci do głowy, jakim cudem zmieniłam się z powrotem w człowieka i co znaczyły te wizje? - spytałam. Shauna zamyśliła się. - Nie bardzo. Ale jeśli nie padniesz po pół godziny ze zmęczenia, to możemy poszukać trochę w necie. Może też przypomnisz sobie coś więcej? - zaproponowała. - Dobra. Shauna postawiła laptop na dywanie i usiadła obok mnie. - Myślisz, że kamień miał coś wspólnego z twoją wizją? - Jaki kamień? - spytałam zdezorientowana. - Ten, przy którym usiadłaś. - Wątpię. - A te iskry? - Shauna, może najpierw znajdziemy coś na temat wizjii? Ten temat wydaje się być łatwiejszy. No bo porównaj: moja przyjaciółka kilka tygodni po śmierci, znów stała się człowiekiem, a z jej dłoni sypały się iskry vs co to wizje? - Dobrze mówisz. Ja