Rozdział 12
Zobaczyłam, że napastnik
wyciąga pistolet. Nie waha się. Strzela. W tym samym momencie
skierowałam dłonie na niego. Iskry były złoto-błękitne.
Usłyszałam rozdzierający krzyk osiłka. Nie poczułam, by kula
mnie trafiła. Z lamp strzelały iskry, które oświetliły ciemną
ulicę. Wiatr wiał coraz mocniej. Zamknęłam oczy i opóściłam
ręce. Otworzyłam oczy, a lampy nadal się skrzyły. Napastnik już
się nie podniósł. Z chodnika podniosłam spaloną kulę. Powoli
odwróciłam się do przyjaciół. Boże, jak ja się bałam.
Bardziej, niż gdy mnie atakowali. Wzięłam wdech. Stałam przodem
do nich. Shauna usadziła dziewczyny na ławce, inaczej by poupadały.
Filip nadal trzymał się za nos, ale widziałam, że krew przestała
płynąć. Shauna się nim zajęła.
- Może zadzwonić po karetkę?
- spytałam przyjaciółkę.
- I co powiesz? Że pokonałaś
bandziorów, strzelając iskrami z palców?
- Ten fragment można pominąć
– burknęłam.
- No dobra – pokiwała głową
– zadzwonisz? - spytała, stawiając Filipa na nogi.
- Yhym.. Chwila.
Popatrzyłam na Nathan'a.
Spoglądał na mnie, niedowierzając. Podeszłam i objęłam go.
Głowę oparłam na jego ramieniu. Przytulił mnie tak mocno, jak
tego potrzebowałam przez całe tygodnie. W tym uścisku było
wszystko.
- Myślałem, że już nigdy
cię nie zobaczę, że cię straciłem – wyszeptał w moje włosy.
- Jestem tu. - odsunęłam się
delikatnie i pocałowałam go w policzek.
Rozbawił mnie błysk w jego
oczach.
- Musimy zadzwonić po
karetkę. Potem wszystko wam wyjaśnię.
Wyciągnęłam telefon z
kieszeni i wybiłam numer.
- Halo? Corin Lyns z tej
strony. Na moich przyjaciół ktoś napadł. Jeden z nich jest
pobity.
- Dobrze, gdzie jesteście? -
odezwał się głos w słuchawce.
Nie znałam tej ulicy, więc
powiedziałam:
- Jakieś pół kilometra od
kręgielni.
- Karetka przyjedzie za około
piętnaście minut. Prosimy o cierpliwość.
- Jasne – burknęłam –
nie da się trochę wcześniej? - spytałam, ale połączenie zostało
zakończone.
- I co? - usłyszałam zza
pleców głos Shauny.
- Będą tu za jakieś
piętnaście minut – westchnęłam.
Spojrzałam na siedzące na
ławce przyjaciółki. Niepewnie zaczęłam iść w ich stronę.
Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę. Nathan obrócił
mnie w swoją stronę.
- Może poczekaj, aż wyjdą z
szoku... Naprawdę mocno to przeżyły. Twoją śmierć.. i to, że
teraz stoisz tutaj, cała i zdrowa – powiedział.
Spojrzałam na niego z
podejrzeniem i rozbawieniem w oczach.
- A ty to nie? - uśmiechnęłam
się. - Nie wiem czy pamiętasz, ale to ja byłam Corin i widziałam
w jakim byłeś stanie.
Wytrzeszczył na mnie oczy,
jakby dopiero teraz do niego dotarło, że byłam obok cały czas.
- Boże!, przecież ty...
Corin... A ja na ciebie tak wrzeszczałem... Byłem.. - przerwałam
mu, bo czułam, że ta wypowiedź nie ma najmniejszego sensu.
- Wiem przecież, i nie mam ci
tego za złe. Skąd mogłeś wiedzieć, że twoja nieżyjąca
przyjaciółka... no wiesz. To ja byłam Corin, byłam zawsze obok,
ale nie mogłeś tego wiedzieć.
Przez chwilę przyglądał mi
się ze zmrużonymi oczami, jakby coś analizował. Niemal słyszałam
trybiki pracujące w jego głowie.
- Wtedy, kiedy poszliśmy na
karaoke... - zaczął.
Poczułam jak gorąco wpływa
mi na policzki. Byłam w stu procentach pewna, że chodzi mu o
piosenkę... I o to co było potem... Nathan chciał wziąć mnie za
rękę, ale lekko go odepchnęłam i przesunęłam ręką po twarzy.
- Nathan... Lepiej pójdę
porozmawiać z dziewczynami. Chyba już doszły do siebie.
Odwróciłam się i
podbiegłam do Shauny.
- I co tam? - spytała,
mrugając do mnie i wskazując ruchem głowy na Nathana.
- Weź przestań. Przypomniał
sobie o tym nieszczęsnym karaoke.
- Rzeczywiście kiepsko –
przytaknęła.
- Jak tam Filip? - zmieniłam
temat.
Shauna westchnęła.
- Podejrzewam, że ma złamany
nos. Znowu zaczął krwawić.
- A jak dziewczyny?
Pokręciła głową.
- Spróbuj z nimi pogadać.
Może jakoś się z tego ockną.
- Dobra.
Podeszłam do ławki. Kucnęłam
przed nimi.
- Halo?
Jane popatrzyła na mnie
twarzą, niemal tak bladą jak ściana.
- Zoey, jak to możliwe? -
widziałam, że stara się, by jej głos brzmiał pewnie.
Pokręciłam głową.
- Nie mam bladego pojęcia.
Ale gdy już wrócimy do domu, wszystko wam opowiem, i... wytłumaczę
to, co się da wytłumaczyć.
Lekko pokiwała głową.
Trąciła łokciem pozostałe. Uspokajałam je, a one zaczęły już
normalnie kontaktować, gdy usłyszałam sygnał karetki. Szybko
powiedziałam do przyjaciółek:
- Dajcie mi coś, żebym
zakryła twarz! I włosy!
Sofia rzuciła mi swoje
okulary przeciwsłoneczne, Kris wymięty kapelusz (przez cały czas
miętosiła go w palcach), a Jane wyjęła z torebki szminkę. Rose
podała mi bluzę z kapturem.
- Full wypas – roześmiałam
się do nich.
Nathan natychmiast był przy
mnie.
- Chyba nie powinni cię
rozpoznać?
- Mam nadzieję, że nie.
Razem patrzyliśmy, jak
karetka zabiera Filipa i odjeżdża. Wszyscy umówiliśmy się, że
spotkamy się w szpitalu, a potem w domu Shauny. Przyjaciółka
poklepała mnie pokrzepiająco po plecach i poszła do do Filipa.
Wiedziała, że czeka mnie ciężka lub nie, rozmowa z Nathan'em.
Oddałam dziewczynom akcesoria. Usiadłam na ławce, gdzie wcześniej
siedziały Rose, Jane i Kris oraz Sofia. Przyjaciel stał za mną.
Gdy reszta odeszła, westchnęłam. Zawiesiłam wzrok na gładkiej
tafli jeziora.
- To wszystko jest takie
nienormalne – powiedziałam melancholijnie.
Usiadł obok mnie.
- Wiem. Stwierdziłem to, gdy
na karaoke, domniemana kuzynka Shauny, zaczęła do mnie zarywać –
uśmiechnął się zawadiacko.
Ledwo uniknął kuksańca w
ramię.
- Wcale do ciebie nie
zarywałam! - zaczęłam protestować.
- Więc co znaczyła ta
piosenka? - spoważniał. - I to co było... potem?
Niebezpieczny grunt,
pomyślałam.
- Piosenka... To był wybór
pod wpływem impulsu. Jeśli umrę młodo... - obróciłam się do
niego, by spojrzeć mu w oczy.
Wzięłam go za ręce.
- Umarłam, ale znów tu
jestem. Nie zapominaj o tym. Tą piosenką chciałam ci coś
przekazać. Nie mogłam nic powiedzieć, więc piosenka... zrobiła
to za mnie. - kontynuowałam.
Westchnął i spojrzał na
nasze dłonie.
- A to co zrobiłaś potem? To
też była impulsywna decyzja?
Cofnęłam ręce. Nagle
zrobiło się zimno.
- Nie – odpowiedziałam
kwaśno. - to był przyjacielski gest.
- Przyjacielski gest! -
wykrzyknął i poderwał się z ławki. - Nie wiedziałem, że
przyjaciele tak robią!
Też podniosłam się z ławki,
a Nathan kontynuował.
- Dobra, tą piosenką
chciałaś mi coś przekazać, ale nie wzięłaś pod uwagę tego, że
mogę cię nie zrozumieć! Nie przyszło ci do głowy, że mogę
cierpieć jeszcze bardziej? A po tym twoim przyjacielskim geście...
- nie dokończył.
Przybliżyłam się do niego
tak, że nasze twarze dzieliły jakieś dwa centymetry.
Myślałam, że serce wyskoczy
mi z klatki piersiowej. Co ja chciałam zrobić? Moje nogi zrobiły
się jak z waty, albo.. no nie wiem?, z płynnego asfaltu?
Cicho odchrząknęłam. W
ostatniej chwili, opanowałam się i odwróciłam głowę.
- Chyba przydałoby się pójść
do Filipa? - spytałam niepewnie.
- Racja. Chodźmy.
- Czekaj! Muszę znaleźć
moją perukę... - zaczęłam rozglądać się naokoło, aż
wypatrzyłam przedmiot w krzakach.
Naciągnęłam perukę na
głowę.
Gdy dotarliśmy do szpitala,
otoczył mnie zapach środków czyszczących. Biel była tak
oślepiająca, że mimo woli zaczęłam się zastanawiać, jak
pacjenci mogą tu wytrzymać. Podeszliśmy po recepcji. Kobieta
stojąca za ladą miała pewnie z dwadzieścia lat. Ubrana była w
biały (jakżeby inaczej) uniform. Na twarzy miała szczery uśmiech.
- Witam państwa – odezwała
się – Nowożeńcy? - zaświergotała.
Zgromiłam ją wzrokiem.
- Żadni nowożeńcy! Chcemy
wiedzieć, gdzie leży nasz przyjaciel. Zostałwssa przywieziony
jakiś czas temu. Prawdopodobnie ze złamanym nosem.
Kobieta zrobiła zbolałą
minę.
- Domyślam się, że na
początku każdego związku...
- Proszę przestać! -
warknęłam.
Nathan miał niezły ubaw.
Zwijał się ze śmiechu, usiadłwszy na pobliskim krześle.
- Ależ niech się pani tak
nie denerwuje, nie należy wstydzić się miłości...
- Będziesz tak na to
patrzył?! - zaczęłam drzeć się na przyjaciela. - Powiedziałbyś
coś!
- Ekhm.. A więc – zaczął,
ledwie tłumiąc śmiech. Wstał z krzesełka i zwrócił się do
mnie – kochanie, nie denerwuj się...
- Śmieszy cię to?! Filip
leży gdzieś na oddziale ze złamanym nosem, a ty robisz sobie
żarty? Proszę cię!
Wściekłam się i wybiegłam
z recepcji. Słyszałam, jak Nathan tłumaczy coś recepcjonistce i
biegnie za mną. Zaglądałam po kolei do losowych pokoi, w
poszukiwaniu przyjaciela, aż w końcu ktoś łapie mnie za ramię i
zatrzymuje.
- Można wiedzieć, co pani
robi? - pyta młody lekarz, może praktykant.
Powiedziałabym, że jest
jakiś rok czy dwa starszy ode mnie.
- Szukam kogoś –
odpowiadam.
Na końcu korytarza zauważam
zdziwioną twarz Nathan'a.
- Jeśli chce kogoś pani
znaleźć, to wiadomo, że trzeba udać się do recepcji –
powiedział sarkastycznie.
- Przepraszam, ale
recepcjonistka nie wykazała się zbytnio kompetencją – odparowuję
i zostawiam lekarza na korytarzu.
Nagle poczułam, że znów ktoś
mnie zatrzymuje. Nathan odwrócił mnie do siebie.
- Co robisz? - pyta.
- Szukam Filipa – odpowiadam
spokojnie.
- Sala 315 – mówi i
wskazuje na pobliskie drzwi.
Kiwam głową. Gdy wchodzimy
do środka, widzę Shaunę trzymającą chłopaka za rękę.
- I co powiedzieli? - odzywa
się Nathan.
- Złamał nos, jest też
trochę potłuczony. Ma pęknięte dwa żebra – dodaje moja
przyjaciółka i spogląda na śpiącego Filipa.
- Będą przeprowadzać jakieś
badania?
Zagapiłam się na swoje buty.
Nie wiedzieć czemu, czułam się po części odpowiedzialna za stan
przyjaciela.
- Tak. To na razie wstępna
diagnoza. Przynajmniej tak powiedział praktykant – Shauna wzięła oddech
i znów spogląda na Filipa.
- Praktykant? - zdziwiłam się
– Dają praktykantom badać takie przypadki?
- Nie – zaśmiała się
cicho – On tylko przekazywał badania, przeprowadzone przez
normalnego lekarza. A poza tym – dodaje ściszonym głosem Shauna –
ten praktykant jest całkiem przystojny.
Dałam jej kuksańca w ramię.
- Jak możesz myśleć o tym,
w takiej chwili? - zganiłam przyjaciółkę i po chwili mówiłam,
tak cicho, że tylko ona mogła mnie usłyszeć – Chyba spotkałam
go na korytarzu – chichoczę.
Na twarz Shauny wpełza
łobuzerski uśmiech.
- I cooo?
- Noo... Powiedzmy, że miło
sobie nie pogadaliśmy – uśmiechnęłam się pod nosem.
W tej samej chwili weszła
reszta grupy. Shauna opowiedziała im to samo co mnie (pomijając
praktykanta). Nagle odezwała się Rose.
- Wyjaśnisz nam wszystko, gdy
będziemy już u Shauny, tak? - zwróciła się do mnie.
Pokiwałam głową.
Wtedy zaczęłam myśleć o
tym, co wydarzyło się przez najbliższe dni i w jednej chwili
poczułam się, jakby mój mózg został rozświetlony przez
błyskawicę. Nagle przed oczami pojawiły mi się mroczki i
gwiazdki, a potem lekko osunęłam się na podłogę. Kris doskoczyła
do mnie i pomogła mi wstać.
- Co jest? - spytała szybko.
Napotkałam wystraszone
spojrzenie Shauny.
- Słownik – wyszeptałam
ledwo dosłyszalnie.
Reszta popatrzyła pytająco
na mnie i przyjaciółkę.
- Co? Jaki... słownik? -
zaczęli pytać.
Shauna zrobiła się blada.
Przycisnęła dłonie do ust.
- Muszę tam jechać! -
krzyknęłam ożywiona, aż kilka osób na sali zaczęło mnie
uciszać.
- Ale, sama?! - spytała
Shauna.
- A co?! Zje mnie coś?
- Mogę z nią pojechać –
zaofiarował się Nathan.
Przyjaciółka spojrzała na
mnie prosząco.
- A co jak coś się stanie?
Lepiej, żeby Nathan z tobą pojechał.
Westchnęłam zrezygnowana.
- Dobra.
Werqa
Ju
proszę bardzo, zgodnie z tym co napisałam :) Rozdział dłuższy, ale to taka 'mała' rekompensata.
Komentarze
Prześlij komentarz
Każdy komentarz i obserwacja wywołują uśmiech i niezwykle motywują.
✓ Komentarze wulgarne są od razu usuwane.
✓ Przyjmuję jedynie konstruktywną krytykę.
✓ Zostaw link do swojego bloga - chętnie poczytam.
✓ Nie bawię się w rzeczy typu: obserwacja za obserwację. Ale jeśli twój blog mi się spodoba - zaobserwuję.
✓ Jeśli komentujesz, zrobię to na pewno u ciebie.