Trzy tygodnie spędziłam w szpitalu, zanim wezwali moją babcię i rodzeństwo... Zirytowałam się, gdy któryś z lekarzy powiedział, że nie wpuszczali rodziny z odwiedzinami. Nawet kiedy byłam nieprzytomna. Przez cały ten czas pobytu w szpitalu, miałam jakieś "sesje uzdrawiające", przynajmniej tak to określiła kobieta, która je prowadziła. W jej wyglądzie, czy sposobie bycia, nie było nic uspokajającego. To kobieta o ostrych rysach, wydatnej szczęce. Skórę ma ziemistą, przywodzącą na myśl trupa, albo zombie. Gdy mówiłam coś nie tak, zgrzytała zębami, więc zaczęłam się zastanawiać, czy są prawdziwe, czy też ma protezę. - To czy odzyskasz pamięć zależy tylko i wyłącznie od wyników badań oraz od tego, czy będziesz się przykładać na tych spotkaniach. Rozumiesz mnie? - powiedziała na którejś z kolei sesji. Nie rozumiałam. Gdy babcia z moim rodzeństwem weszli do sali, siedziałam akurat na łóżku i dyndałam nogami. W przód – w tył. Próbowałam poprawić krążenie, bo wciąż był...