Przejdź do głównej zawartości

"Survival" - część druga



- Widzieliście Kamila? - pyta Serafina.
Chłopak, którego uratowałam przed odwodnieniem, oddaje mi butelkę i przenosi wzrok na Serafinę.
- Mówił, że mamy się spotkać przed ośrodkiem. Najpierw ścianka wspinaczkowa.
Gaja garbi się i zwiesza ramiona.
- Wspaniale, po prostu wspaniale – mówi.
- Chodź tu, nasza mierna egzystencjo – Serafina klepie Gaję po plecach i prowadzi ją w stronę kręgu ławek. Obie wyglądają jakby szły na ścięcie.
Po pół godzinie topienia się w skwarze, Kamil i reszta naszej grupy zastają nas rozwalone na ławkach. 
  - W górę serca! - krzyczy.
Większość grupy domaga się pierwszeństwa, a część, tak jak my, ze słabym zainteresowaniem obserwuje wspinaczkowe zmagania. Kiedy jakieś pięć osób, z rozczarowaniem nie dotarło na samą górę, Serafina zrywa się z ławki.
- Czas wreszcie skopać im te leniwe tyłki! - wrzeszczy i, przepychając się przez kolejkę, dociera wreszcie do instruktora.
W oka mgnieniu dostaje się na górę, a następnie, z szerokim uśmiechem i krzykiem zwycięstwa, zjeżdża z powrotem na ziemię.
- Niezła jesteś – mówi Gaja z niemałym podziwem.
Serafina prycha lekceważąco i zrzuca z siebie uprząż.
- Nie jestem niezła. Mnie się po prostu chce. Mam siłę woli i motywację żeby coś osiągnąć, a nie jak wy wszyscy. Nic wam się nie chce a potem marudzicie! I wcale nie jestem jakoś specjalnie dobra! Dajcie mi spokój!
Szybkim krokiem leci w stronę ogrodzenia z cienkiego drutu i przechodzi pod nim. Znalazła się w lesie.
Nie mogę uwierzyć, że mimo wszelkich ostrzeżeń, przelazła przez ten płot. W dodatku z tak błahego powodu. Już ciągnę Pelę za rękę i chcę pobiec za Serafiną, kiedy przyjaciółka mówi:
- Nie jest głupia. Ochłonie i zaraz wróci. Nie zapuści się głęboko w las.
Opadam na ławkę, choć nie jestem jakoś przekonana co do tego wyjścia. Nasze myśli znów krążą wokół ścianki wspinaczkowej, przed którą stoi Gaja. Co chwila zerka do tyłu jakby chciała w ostatniej chwili zwiać. Kiedy nie udaje jej się dotrzeć do drugiego poziomu ścianki, Gaja gwałtownie zrzuca z siebie uprząż i, na łeb, na szyję, leci w stronę ogrodzenia. Gdy wreszcie udaje mi się wykrztusić "NIE!", jest już za późno. Gaja znika w gąszczu.

**

Gdy tylko wszyscy się rozeszli, przeszłyśmy przez ogrodzenie.
Przedzieramy się przez gąszcz roślin. Gałęzie ranią moje odsłonięte nogi i przedramiona. Kiedy Pela wypuszcza kolejną gałąź, która z trzaskiem uderza mnie w brzuch, cedzę przez zaciśnięte zęby:
- Mogłabyś trochę uważać. Trzeci raz? Serio?
- Sorki. Możemy się zamienić miejscami.
Myślę o tym wszystkim co jest przed nami: zwierzęta, k l e s z c z e, podejrzane nory i... stwierdzam, że jestem tchórzem.
- Nie dzięki.
Pela oczywiście spodziewała się takiej odpowiedzi, więc nawet nie zatrzymuje się. Brniemy dalej przez las.
- Nie mogę uwierzyć, że uciekły – mruczę pod nosem. - Jeszcze Gaja... to potrafię zrozumieć. Ale Serafina? Królowa Odpowiedzialności? Co one sobie myślały?
- Nie myślały. I w tym kłopot – Pela kopie jakąś gałąź. - Jak myślisz, gdzie mogły pobiec?
Wzdycham zirytowana. Przez ich widzimisię musimy teraz penetrować cały las.
- Znając życie, Gaja pewnie przycupnęła pod jakimś drzewem i teraz zanosi się płaczem, egzystując swój ból i niezrozumienie – zaczynam. - A Serafina... założę się, że w l a z ł a na jakieś drzewo, żeby nam utrudnić i właśnie w tej chwili rzuca szyszkami w wiewiórki. Zresztą, zawsze stawia sobie wyzwania.
Pela kiwa głową, zastanawiając się nad tym, co powiedziałam. Jeszcze przez jakiś czas idziemy wydeptaną ścieżką, potem zatrzymuję się. Przyjaciółka odwraca się do mnie. Wyraz jej twarzy mówi: "co ty robisz?".
- Nie widzisz? Ścieżka się kończy – wskazuję kilka metrów dalej.
Wzdycha i przysiada na ziemi.
- Nie powinnyśmy iść dalej – mówi.
- Na bank się zgubimy – potwierdzam, jednak żadna z nas nie kwapi się do powrotu.
- Słuchaj, są czasami strasznie irytujące, ale musimy je znaleźć.
- A jak już je znajdziemy, zaakceptować różnice między nami czterema.
Chwilę nasłuchujemy, mając nadzieję, że może z jakiegoś odległego krańca buszu dobiegnie nas dźwięk szlochu, albo wściekłego walenia w drzewo. Gdy nic takiego nie następuje, podnoszę się z ziemi. Popołudniowe słońce już tak nie grzeje, a piach, w cieniu drzew już jest zimny.
- Idziemy? - pytam.
- Idziemy.
Schodzimy ze ścieżki. Serce zaczyna mi bić mocniej, gdy torujemy sobie drogę między krzakami. Przypominam sobie wszystkie przygodowe książki, gdzie na bohaterów czekają dziwne stworzenia i tajemnicze leśne komnaty. Zawsze byłam strachliwa, ale jedynie, gdy popuszczałam wodze fantazji. Jedyną rzeczą, której boję się niezależnie od mojej wyobraźni jest ciemność. Już teraz mój wzrok pada na przeróżne ciemne zakamarki, choć słońce wciąż gości na niebie. Strach pomyśleć, co będzie gdy się ściemni.
- Mam nadzieję, że wrócimy przed zmrokiem – mówię pod nosem.
- Jeśli nie, rozpalimy ognisko i postawimy szałas. Inaczej: ja rozpalę ognisko i ja postawię szałas – śmieje się.
Obie wiemy, że nie dla mnie są sztuki przetrwania.
- To ja upiekę podpłomyki.
- Mąki w lesie raczej nie znajdziesz, wiesz?
Wzdycham, zrezygnowana. Jak na komendę, zaczyna mi burczeć w brzuchu.
- Reszta grupy pewnie teraz siedzi w stołówce... - zaczynam.
- ... i zajadają się tymi drożdżówkami z truskawkami. - dokańcza Pela. - Nawet mi o tym nie przypominaj. Koniec gadki o jedzeniu.
Wbijam ręce do kieszeni. Moja prawa dłoń natrafia na całe opakowanie mentosów, które są naszym wybawieniem. Triumfalnie wyjmuję słodycze z kieszeni.
- Lepiej sprawdź kieszenie – mówię.
Po chwili siedzimy pod drzewem, jedząc stare ciastka z żurawiną, o których Pela kompletnie zapomniała. Mentosy zostawiamy na później.
Opieram głowę o pień, nasłuchując. Żadna z nas się nie odzywa. Mija może pięć minut, a mnie na nos spada kropla deszczu.
- Chyba przyszła pora na szałas – zauważa Pela, obserwując, powoli chmurzące się niebo. 
- Zaczyna padać – potwierdzam. - Poszukam foliówek.

CDN

Komentarze

Prześlij komentarz

Każdy komentarz i obserwacja wywołują uśmiech i niezwykle motywują.

✓ Komentarze wulgarne są od razu usuwane.
✓ Przyjmuję jedynie konstruktywną krytykę.
✓ Zostaw link do swojego bloga - chętnie poczytam.
✓ Nie bawię się w rzeczy typu: obserwacja za obserwację. Ale jeśli twój blog mi się spodoba - zaobserwuję.
✓ Jeśli komentujesz, zrobię to na pewno u ciebie.

Popularne posty z tego bloga

Największe niesprawiedliwości świata

Myśl dnia: ten moment, gdy nawet osiedlowy supermarket ma Instagrama, a ty nie i zastanawiasz się co takiego mogą tam wrzucać. Zdjęcia szynki z promocji? Pomijając tym razem poważne tematy, trochę się pośmiejemy (powodzenia, moje poczucie humoru jest dziwne) rozważając nad tym co przeszkadza nam w świecie.  Zapraszam na post pełen nawiasów i subiektywnych podpunktów trochę po nic. A jednak po coś. ☆ Najbardziej denerwują mnie osoby, które jedzą, jedzą, i nie tyją (wcale nie jestem jedną z nich ciii, to koncepcja samoirytacji). Mogą wtrąbić cały słoik Nutelli, dobić to grubymi naleśnikami na oleju, z syropem klonowym i cukrem, a nogi nadal wyglądają jak z paryskiego wybiegu. Ugh. ☆ Łączenie kolorów. Kiedy ty boisz się połączyć czarny z żółtym, a te wszystk...

Książka o promyczku

Jeśli kiedykolwiek chciałeś poddać się tylko dlatego, że było trudno, powinieneś przeczytać wspaniałe dzieło Kim Holden. Książka chwyciła mnie za gardło, przydusiła, a na koniec wywołała niemożliwy do powstrzymania potok łez. Masz przed sobą taki krajobraz: jezioro, chmurne popołudnie. Na pomoście siedzi dziewczyna z nogami podkulonymi pod samą brodę i kiwa się w tył-przód jakby miała chorobę sierocą. Szara przestrzeń otacza ten samotny punkcik, mimo że w około turyści na kocach łudzą się o trochę słońca. Po twarzy bieduli strumieniami płyną łzy, sprawiając, że wygląda szalenie nieatrakcyjnie, ale co tam.  Pytanie: Co tak naprawdę robi? Odpowiedź: Czyta najpiękniejszą, najbardziej nieziemską książkę jaką mógł wymyślić człowiek. Właściwie, może Kim Holden nie jest człowiekiem? Może jest wszechwiedzącą maszyną do pisania wyrywających serca powieści? Może jej życiową misją jest uczenie nas, [SPOILER ALERT] że tak naprawdę to nie śmierć jest najważniejsza?

Kot dla uwagi

http://www.unsplash.com Naprawdę dawno mnie tu nie było, więc trzy miesiące spóźniona, witam wszystkich w nowym roku! Mam nadzieję, że dla wszystkich będzie jeszcze lepszy niż ten poprzedni. Przyznajcie się, kto zdążył już złamać swoje postanowienia? Dzisiaj przychodzę do was tak właściwie... z niczym. Przepraszam. Daję znać, że żyję i jeżeli ktoś pozostał jeszcze na tych starych śmieciach, mam nadzieję, że mój warsztat nadal będzie was zadowalał. A teraz czas na lanie wody. Upływający czas mierzę nie tylko zerkając na białe kartki kalendarza, ale też przez patrzenie w lustro. Włosy, które w sierpniu sięgały nad ramię, teraz urosły o dobre sześć centymetrów. Mam wrażenie, że jeszcze te prawie pół roku temu uważałam się o wiele mądrzejszą niż jestem teraz, ale cóż, tak bywa. Mam nadzieję, że niedługo znowu zacznę gadać od rzeczy. Nie wiem nawet o czym powinnam pisać. Nie kręci mnie już wysławianie się na każdy temat, a także lanie wody (udawajmy, że właśnie teraz tego nie ...