Przejdź do głównej zawartości

Z pozdrowieniami od Gabrysi

  "***"


Usłyszałam dzwoniący telefon znajdujący się pod łóżkiem, na którym właśnie leżałam i cicho łkałam. Poznałam od razu, że to Weronika. Powoli wygrzebałam się z pod góry kocy i sięgnęłam ręką pod mebel. Wyczułam rozbity aparat, chwyciłam i przeciągnęłam po nim palcem, odbierając rozmowę. Z głośnika po płynął istny potok wulgaryzmów i wrzasków.
-Nie wierzę, że ona to zrobiła!!! Jak ona mogła Ci to zrobić?! Miałaś sama mu o wszystkim powiedzieć?! Przecież…
Westchnęłam i położyłam się z powrotem, patrząc w sufit.
-Welcome to my prison-world!
-Nie mogę tego zrozumieć!
-Ja już prawie się pogodziłam z pieprzoną rzeczywistością …
-Aha, nie potrafisz kłamać. Co teraz?
-A jak myślisz-prychnęłam znużona.
-Czekaj, czekaj jestem tobą. Wściekłą, nieprzewidywalną i odrzuconą zakochaną, naiwną dziewczyną, którą najlepsza przyjaciółka wystawiła i powiedziała dla chłopaka, którego lubisz całą prawdę przed tobą „chcąc dobrze”…przeanalizujmy całą tę sytuację…na ich miejscu bym dawno już uciekała, gdzie pieprz rośnie, bo czas na piekielną…
-…zemstę wariatki Serafiny –roześmiałam się głośno.
***


Od godziny siedziałam w parku. Przyniosłam torbę pełną ekwipunku na niezapomnianą noc. Adrenalina buzowała w moich żyłach. Już niedługo i wszystko się skończy. Uśmiechając się jak głupia chodziłam wokół ławki. Nagle usłyszałam szelest trawy. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Zwróciłam się ku przybyszom. Przede mną stał wysoki student i drobna gimnazjalistka obydwoje w czarnych ubraniach z kominiarkami na twarzach, tak jak ich przywódca-ja. Rzuciłam torbę na trawę. Chłopak szeroko się uśmiechną.
-Ty to masz łeb do takich akcji.
-Albo się to ma albo nie.
-No nieźle, ile sprzętu. Farba, ryby, kij, kwiaty? Ty idziesz na jakieś przyjęcie, czy co?- zapytała skonsternowana dziewczyna.
Uśmiechnęłam się tajemniczo. To niespodzianka. Chłopak przybił mi piątkę i chwycił torbę.
-Szybko dziewczyny, zanim nas świt złapie!
-Serafino, wynajęłaś nam przystojnego kierowcę na ten wieczór?-spytała śmiejąc się przyjaciółka.
-Maciek? Przystojny? Kierowca? Mój kochany przyjaciel sam się zgłosił na ochotnika zresztą musi ćwiczyć akcje desantowe.-roześmiałam się głośno.
-Och, ty wariatko tęskniłem za tymi akcjami jak cholera – odparł, otwierając mi drzwi czarnego bmw. Chwilę później pędziliśmy przez puste ulice miasta do naszego celu, aby rozpętać istne piekło.
***
Pierwszy przystanek - dom pewnej młodej damy. Maciek zatrzymał samochód kilka ulic dalej. Dokładnie przyjrzeliśmy się budynkowi. Prosta, elementarna konstrukcja, żadnych większych zabezpieczeń i najbardziej ułatwiająca dostęp do wnętrza rzecz: otwarte okno. Któż by zostawił otwarte okno na noc? Zapewne osoba, która wymknęła się z domu bez pozwolenia na imprezę. Jeszcze momencik poprzyglądaliśmy się domostwu, sprawdzając, czy na pewno wszyscy śpią. Następnie po prosiłam Weronikę o „magiczną” torbę. Wyciągnęłam dwie ryby, farbę w spreju i kij basebollowy.
-Jak długo masz zamiar tam być?-zapytał chłopak.
-Wystarczająco długo, by wypełnić wszystkie zaplanowane czynności na ten dom.
-Mam ci pomóc, prawda? - uśmiechnęła się niepewnie Weronika.
Podałam jej rękę i pomogłam wyjść z auta.
-Skoro chcesz. Potrzymaj kij - pochyliłam się do Maćka. - Słuchaj, najprawdopodobniej za jakieś 5 może 10 minut będziemy tutaj biegły, więc możesz przekręcić kluczyk, kiedy na ganku zapalą się światła. Rozumiesz?
Uśmiechnął się tylko i życzył mi powodzenia. Zatrzasnęłam drzwi i przebiegłam razem z moją towarzyszką przez ulicę. Ukrywając się w cieniu, podeszłam pod bramę. Przy furtce przywiązany został różowy balonik wypełniony helem, w kształcie serca. Odwiązałam go i chwyciłam. Mój cień lekko mnie szturchnął i dodał ze śmiechem:
-Założę się, że to ty go tutaj przywiązałaś.
Udałam, ze jej nie słyszałam i przerzuciłam jak najciszej przedmioty przez płot, a potem sama przez niego przeskoczyłam i pomogłam Weronice. Szybko ruszyłyśmy dalej kierując się w stronę okna. W mgnieniu oka dotarłyśmy do celu. Przelazłam przez parapet i kazałam jej czekać na zewnątrz.
-Welcome to my prison-world, Kinga - wyszeptałam cicho.
Zabrałam się szybko do roboty. Znalazłam telefon właścicielki pokoju i rozbiłam jego ekran. Wyjęłam farbę i narysowałam na nim wyraziste, czerwone „S”, następnie przywiązałam go do balonika, który natychmiast poniósł telefon w górę. Nadszedł czas na punkt drugi programu. Wyjęłam z kieszeni czarnych spodni karteczkę i położyłam ją na biurku. Widniał na niej fragment cytatu Leca „…wystarczy chwila, by stracić przyjaciela.” Obok położyłam cuchnącą rybę. Uśmiechnięta od ucha do ucha podeszłam do szafy i wyjęłam z niej pięć najładniejszych sukienek na każdej z nich namalowałam krwawą literę „S” i rozrzuciłam je po pokoju. Tanecznym krokiem powędrowałam do różowego łóżka podniosłam materac i usytuowałam pod nim największą rybkę. Wspięłam się na pościel. Sekundę później na ścianie nad posłaniem widniało wielkie „S”. Wzięłam kij i podeszłam do rutera i komputera leżącego niedaleko niego. Teraz eksplodujący finał! Zamachnęłam się na urządzenie, a następnie z ogromnym hukiem je zniszczyłam. Kolej na komputer, on także nie za dobrze zakończył swoje spotkanie z kijem. Następny w kawałkach skończył głośnik. Jeden, drugi… Och czyżby to czyjeś kroki i krzyki było słychać na schodach? Dokonałam ostatnich poprawek i szybko wyskoczyłam prze okno. Pociągnęłam za sobą kompana i pognałyśmy do samochodu. Tak jak liczyłam. Zatrzymał się i zgarnął swoje pasażerki, a rodzice i właściciele domu najprawdopodobniej wchodzili właśnie do pokoju, który miałam przyjemność odrobinę urozmaicić.
***
Pół godziny po uwerturze, którą miałam zaszczyt zaprezentować. Szofer przywiózł nas do kolejnego umownego celu naszej nocnej przygody. Kolejny dom było nieco mniejszy, lecz także otoczony płotem niższym, ale jednak płotem. Niedaleko bramy stał samochód. Jego właściciela niestety i tak nie było w domu.
-Droga wolna, dziewczęta - powiedział Maciek.
-Czujesz to? - zapytałam zaciągając się powietrzem w samochodzie.
-Co? Ten okrutny i niewyobrażalny odór ryby? - roześmiała się Weronika.
-Możecie udawać, że to nasza przepustka do wolności, ale ryba też. Czas najwyższy się jej pozbyć. Maciuś, tak jak ostatnio. Po prostu czekaj, aż skończymy misję, a potem pojedziemy sobie na pizzę.
Wysiadłam z samochodu zabierając pozostałe przyrządy, których jeszcze nie użyłam: czerwone, przygniłe róże, kilka ostatnich ryb, wytrych, farbę w spreju. Szybko podbiegłam do drzwi samochodu i zaczęłam przy nich majstrować. Po chwili drzwi od strony kierowcy otworzyły się. Odsunęłam nieco fotel, a pod nim położyłam dwie ryby. Otworzyłam schowek i tam schowałam jeszcze jedną. Zamknęłam pojazd i przeszłam do punktu kulminacyjnego całego przedstawienia. Razem z moją pomocnicą podbiegłam do płotu, tak jak ostatnio: przerzuciłam wszystko i razem z towarzyszką przedostałyśmy się na drugą stronę. Przebiegłyśmy przez ogródek i stanęłyśmy przy właściwym oknie. Znów zaczęłam rytualną gimnastykę z wytrychem, aż udało mi się otworzyć przejście do innego świata, który miałam zamiar zaraz zniszczyć. Weronika stanęła na czatach i pomogła mi przedostać się przez okno, ponieważ było usytuowane wyżej niż poprzednie. Natychmiast przeszłam do ofensywy. Rozrzuciłam po całym pokoju zgniłe róże, a na każdym możliwym skrawku powierzchni narysowałam wielkie „S”, do butów pod szafą włożyłam rybę. Podeszłam do łóżka i zostawiłam tam całą reklamówkę rybeczek. Na ścianie przy biurku narysowałam ogromne serce a w nim „S” i mały wpis „przepraszam za problemy”. Następnie rozwaliłam kijem, kilka ważnych dla właściciela rzeczy i szybko uciekłam przez okno. Zanim ktokolwiek zdążył dobiec do miejsca zbrodni jedziemy czarnym bmw śpiewając „Bad Boys” i śmiejąc się do łez.
Wolność - to się w takich chwilach czuje.
***
3 miesiące później
Właśnie przyglądałam się w lustrze krótko ściętym włosom, tworzących irokeza z fioletowymi końcówkami, kiedy usłyszałam stukot obcasów na białej, szpitalnej posadzce. Chwilę później w odbiciu stanęła dziewczyna, której tak dawno nie widziałam.
-Fajne, nie uważasz?- uśmiechnęłam się, wskazując na moje włosy.
-Są super, zawsze takie chciałaś mieć – powiedziała, uśmiechając się z lekką furią.-DLACZEGO MI NIE POWIEDZIAŁAŚ?!
Tylko się uśmiechnęłam.
-O czym?
-Och, nie udawaj głupiej. Nie powiedziałaś MI o tym, że masz jakąś cholerną białaczkę limfo.. coś tam?!
-Limfoblastyczną.
-Tak właśnie tą.
-Nie widziałam takiej potrzeby. Zresztą miałyśmy inne rzeczy do roboty. Właśnie jak oni się miewają?
-To był dla niech kompletny szok, a ty tak po prostu wyparowałaś i nikt prócz nas nie wiedział, gdzie się podziewasz. Nie zmieniaj tematu. Co teraz?
Wzruszyłam ramionami i wyszłam na korytarz.
-Nic nadzwyczajnego – odparłam. - Jadę na prawdziwy survival!
Jej mina była bezcenna, pełna złości i szoku.
-Przecież jesteś w trakcie terapii! - krzyknęła.
-Tak, to prawda. Niestety to moje marzenie, a jakbyś nie wiedziała marzenia trzeba spełniać jako pierwsze w kolejności. Z resztą nie opłaca mi się to całe leczenie mam 0% szans na przeżycie. Trzeba chwytać dzień.
Popatrzyła na mnie jak na potwora. Zapewne chciała mnie zbesztać za te słowa, ale wiedziała jaka jest prawda. Bez słowa przytuliła się do mnie i tym samym pozwoliła mi spełnić moje ostatnie życzenie i przygodę w samotności.
***
Dostałaś SMS:
Czyli jednak już nigdy nie wrócisz tak?


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Black Heart

Kto miał chociaż raz przemożone wrażenie, że nie wie, co chce w życiu robić..? A jeśli wie, to waha się, czy na pewno będzie się spełniał w danym zawodzie, czy wytrwa? Tematyka dzisiejszego postu nie będzie o doradztwie zawodowym - Boże, broń! Nie wyobrażam sobie, że coś takiego mogłoby wyjść spod mego pióra. Niech ktoś mi o tym przypomni, kiedy skończę jakieś dwadzieścia lat i obym nie została właśnie doradcą zawodowym...  Chciałam napisać, że wszystkiego warto próbować. Mądrość życiowa, o której czytamy, którą napotykamy, nie wzięła się z niczego. Ktoś musiał coś robić, działać, angażować się - a z tym jest teraz problem. Mogę potwierdzić w stu procentach na przykładzie kilku znajomych. Żeby grupowo się w coś zaangażować, wszystkich trzeba ciągnąć na siłę. Żadnej dobrej woli. Żadnej chęci i ciekawości. Zresztą, nie wiedzą co tracą. Najgłębsze wartości życia trzeba odkryć samemu, pokonując swoje wewnętrzne bariery. Nikt niczego się nie nauczy, jedynie czytając książki i cytując...

Tutaj jestem!

Na pewno każdy z młodych, początkujących pisarzy ma taki okres, gdy zastanawia się nad swoim debiutem. Myślimy i myślimy, ale często nasze zmagania spełzają na niczym. Niedawno wysłałam próbkę swojego opowiadania do gazety. Nie otrzymując odpowiedzi przez dłuższy czas, wysłałam kolejny raz swoją prośbę. Tak to się ciągnęło, aż w końcu dostałam odpowiedź. Dosyć neutralną, bo okazało się, że nie mogą umieścić mojego opowiadania, ale zapraszają do wzięcia udziału w konkursie literackim. Okej. Jako, że jestem osobą bardzo dużo myślącą, to zaczęłam układać sobie w głowie przemyślenia i przeróżne wyjścia. Po pierwsze, cieszę się, że chociaż spróbowałam (dziwię się, że nie zwrócili mi uwagi za spam :3), mimo odmowy i postanowiłam zrobić pierwszy krok ku osiągnięciu swojego celu. Lecz co jeszcze mogę zrobić? 

Pokonać złość

/udowodnić, że może być lepiej. Zacznę od tego, że sama często denerwuję się z różnych powodów, ale ten post jest o jednym: człowieku. Każdy z nas zna sytuację, gdy nie może wytrzymać czyjegoś zachowania, sposobu bycia czy po prostu obecności. Zanim zacznę całą rozprawkę o pokonywaniu złości, chcę o czymś wspomnieć. Wiem, że często nie mamy wpływu na nasze uczucia, ale zastanów się, zanim zaczniesz kłócić się z kimś o to, kim jest. Wiem, że jesteśmy tylko ludźmi i niektóre rzeczy nas ponoszą, ale nie możemy mieć pretensji do nikogo za to jak prowadzi swoje życie. Możemy zwrócić uwagę danej osobie, jeżeli coś nam nie pasuje w jej/jego zachowaniu, ale pamiętajmy o konstruktywnej krytyce.