Przejdź do głównej zawartości

Sięgnąć nieba

Rozdział 16

Rozłączyłam się i przycisnęłam telefon do piersi. Pierwszy raz od dłuższego czasu czułam się względnie szczęśliwa. Zeszłam na dół. Pod drzwiami leżała jakaś kartka. Pewnie ktoś wsunął ją przez szparę. Wzięłam papier do ręki i zachciało mi się śmiać. "Martwię się o Ciebie. N." Sięgnęłam po najbliższy długopis i napisałam na kartce:

"Zawsze będzie jakaś kolejna góra
Ja zawsze będę chciała ją poruszyć
Zawsze będzie jakaś ciężka walka
I czasami będziesz musiał przegrać,
Nie ma znaczenia jak szybko tam dotrę
Nie ma znaczenia co czeka mnie po drugiej stronie.
To wspinaczka
Walki, z którymi się mierzę
Szanse, które wykorzystuję
Czasami mnie zniechęcają, nie
Nie złamię się
Mogę o tym nie wiedzieć
lecz to są momenty
Które zapamiętam najbardziej
Muszę po prostu iść przed siebie
Muszę być silna
Muszę się przedzierać
Z.

PS DAJ MI SPOKÓJ"


Postanowiłam nie dawać mu żadnych wyjaśnień. Nie zasłużył. Uderzył moją przyjaciółkę, pokazał siebie w pamiętnej rozmowie. Nie ważne, czy coś do niego czułam, czy nie. On i nasza przyjaźń to przeszłość.
- Cóż – pomyślałam – pewnie bardziej zależało mu na Arianie niż na mnie.
W liście zacytowałam kawałek tekstu z "The climb" (Miley Cyrus). Wydawał mi się odpowiedni.
Lekko wytrącona z równowagi, poszłam się wyszykować. Dopiero gdy wychodziłam z salonu zauważyłam, że na kanapie siedzi Shauna. Pewnie dopiero co się obudziła, bo miała roztargane włosy i wczorajsze ubranie.
- O, cześć Zoo-ooey – moje imię wypowiedziała, ziewając.
- Spałaś tu? - spytałam rozbawiona.
Przytaknęła.
- Idę. Muszę się wyszykować. Wychodzę – poinformowałam przyjaciółkę.
Zrobiła się czujna.
- Z kim?
Westchnęłam. Poczułam się jak na spowiedzi.
- Z synem tej kobiety, która przyszła po jakieśtam worki – wytłumaczyłam cierpliwie.
- Zwariowałaś? Przecież cię rozpozna...
- Wczoraj mnie nie rozpoznał, to dziś też nie.
- I co, pokażesz się przy nim w peruce? - spytała z ironicznym uśmieszkiem.
Zapomniałam.
- Szlag – mruknęłam.
Zupełnie o tym nie pomyślałam. Ale dobro całej sprawy było ważniejsze niż wygląd. Raz na jakiś czas trzeba się poświęcić.
- Zamiast peruki wezmę kapelusz... Niech stracę. Ale...
- Ale? - moja przyjaciółka zaniepokoiła się.
- Ale ty, w tym czasie gdy ja będę się ośmieszać, wznowisz poszukiwania, które zaczęłyśmy dwa miesiące temu.
- Że w sensie, te twoje wizje i w ogóle?
- Yhym..
- Okay.
Spojrzałam na zegarek. Zostało mi mniej niż piętnaście minut. Musiałam się nieźle wyrabiać. Zrobiłam delikatny makijaż. Z westchnieniem schowałam włosy pod kapeluszem. Przejrzałam się w lustrze. Pogoda zaczynała się psuć, więc ubrałam się cieplej. Miałam na sobie długie spodnie w kolorze brzoskwini, białą bluzkę z kolorowymi plamami z przodu, a na wierzch narzuciłam czarną, skórzaną kurtkę. Kapelusz w ogóle nie pasował do całości.
Spojrzałam na zegarek. Pięć minut. Do torebki wrzuciłam paczkę chusteczek, telefon, trochę kasy. Wzięłam do ręki bluzę Ryan'a. Usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam i otworzyłam je, ale gdy się cofałam, zachaczyłam o mini-dywan. Zachwiałam się, a chłopak w ostatniej chwili złapał mnie za rękę.
- Dzięki – wykrztusiłam gdy już względnie stabilnie stałam.
- Do usług – odpowiedział wesoło.
Z ulgą zauważyłam, że Shauna dawno zmyła się z kanapy. Zapanowało niezręczne milczenie. Żeby je przerwać, podałam chłopakowi bluzę.
- Zapomniałeś jej zabrać.
Wbił we mnie wzrok i zaczął się uśmiechać od ucha do ucha.
- Co? - spytałam.
- Znalazłaś mój numer.
- Znalazłam.
- I zadzwoniłaś.
- I zadzwoniłam... To gdzie mnie zabierasz? - uśmiechnęłam się.
- Zobaczysz – spojrzał na mnie tajemniczo.
- A, poczekaj chwilę – szybko sięgnęłam po kartkę do Nathan'a.
Postanowiłam, że po drodze podrzucę mu ją pod drzwi.
- Możemy iść – powiedziałam.
Szliśmy przez tą część miasta, której jeszcze nie znałam. A przynajmniej rzadko w niej bywałam. Mijaliśmy cukiernie, kawiarnie i kino. Zatrzymaliśmy się na chwilę w parku, żeby odpocząć od marszu. Oparłam się o drewnianą ławkę i przymknęłam oczy. Byłam wdzięczna Ryan'owi, że nie wspomniał ani słowem o dziwnym kapeluszu. Poczułam, że niepewnie wziął mnie za rękę. Nie protestowałam. Odruchowo oparłam głowę o jego ramię.
- Nienawidzę tego kapelusza – wypaliłam, otwierając oczy.
- Co? - wydawał się zdziwiony, ale też rozbawiony.
Wyprostowałam się.
- Nienawidzę tego kapelusza – powtórzyłam i roześmiałam się.
- Czemu? Jest... jest... nawet...
- Nawet nie próbuj o nim nic mówić, bo ty go będziesz nosił – uśmiechnęłam się.
Uniósł ręce w geście kapitulacji, jednocześnie puszczając moją dłoń. Zaczęliśmy żartować jeszcze na temat tego idiotycznego kapelusza, a gdy głupawka nam przeszła, opuściliśmy ławkę i ruszyliśmy w dalszą drogę. Wydawało mi się, że jesteśmy prawie na miejscu, a wtedy Ryan zasłonił mi rękami oczy.
- Teraz ja cię poprowadzę – powiedział cicho – ufasz mi?
To pytanie trochę mnie zmieszało. Nie umiałam mówić o swoich uczuciach.
- Tak – wyszeptałam, ledwo dosłyszalnie.
Chłopak polecił mi trzymać oczy zamknięte, a następnie zabrał swoje dłonie. Objął mnie w pasie. Czułam jak mnie prowadził. Nagle zatrzymaliśmy się. Słyszałam szum wody.
- Możesz otworzyć oczy.
Zrobiłam to, o co mnie poprosił. Zaparło mi dech w piersi. Jeszcze nigdy tu nie byłam. Staliśmy sami, na środku drewnianego mostu. Po obu stronach płynęła szafirowa woda, lekko szemrząc. Barierki były obładowane kłódkami z przeróżnymi inicjałami. Odwróciłam się do Ryan'a. Widząc moją reakcję, uśmiechnął się szeroko.
- Widzę, że niespodzianka się udała. Nie byłaś tu nigdy?
Pokręciłam głową. Nie mogłam wydusić z siebie choć jednego słowa.
- O co chodzi? - spytałam cicho, wskazując na kłódki.
Opowiedział mi o tym zwyczaju. Zakochani wchodzą na most i stają przy barierce. Wspólnie przypinają do niej kłódkę wcześniej złożywszy na niej swoje inicjały. To ma być znak niezłomnego uczucia, które będzie trwać przez wieczność. Chłopak trochę zawahał się przy słowie "zakochani".
- Poczekaj tu na mnie – odparł – Okej?
Przytaknęłam i zaczęłam się wpatrywać w czystą wodę. Aż do teraz, nie miałam bladego pojęcia, że w moim mieście płynie jakakolwiek rzeka.
- A niby byłam dobra z geografii – uśmiechnęłam się pod nosem.
Może nauczycielka stwierdziła, że to oczywiste i dlatego nic nie wspominała? W każdym radzie, byłam już poinformowana. Chwila... Jak nazywała się ta rzeka?
Zauważyłam Ryan'a, z powrotem wchodzącego na most. Metr przede mną zatrzymał się. Odwróciłam się do niego, a on uklęknął, wprawiając mnie w osłupienie. W rękach trzymał kłódkę.
- Zoey, czy chciałabyś mieć ze mną kłódkę? - spytał poważnie z lekkim uśmiechem.
Uśmiechnęłam się do niego czule.
- Jasne – odpowiedziałam – Dawaj ją tu.

  Werqa Ju

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Black Heart

Kto miał chociaż raz przemożone wrażenie, że nie wie, co chce w życiu robić..? A jeśli wie, to waha się, czy na pewno będzie się spełniał w danym zawodzie, czy wytrwa? Tematyka dzisiejszego postu nie będzie o doradztwie zawodowym - Boże, broń! Nie wyobrażam sobie, że coś takiego mogłoby wyjść spod mego pióra. Niech ktoś mi o tym przypomni, kiedy skończę jakieś dwadzieścia lat i obym nie została właśnie doradcą zawodowym...  Chciałam napisać, że wszystkiego warto próbować. Mądrość życiowa, o której czytamy, którą napotykamy, nie wzięła się z niczego. Ktoś musiał coś robić, działać, angażować się - a z tym jest teraz problem. Mogę potwierdzić w stu procentach na przykładzie kilku znajomych. Żeby grupowo się w coś zaangażować, wszystkich trzeba ciągnąć na siłę. Żadnej dobrej woli. Żadnej chęci i ciekawości. Zresztą, nie wiedzą co tracą. Najgłębsze wartości życia trzeba odkryć samemu, pokonując swoje wewnętrzne bariery. Nikt niczego się nie nauczy, jedynie czytając książki i cytując...

Tutaj jestem!

Na pewno każdy z młodych, początkujących pisarzy ma taki okres, gdy zastanawia się nad swoim debiutem. Myślimy i myślimy, ale często nasze zmagania spełzają na niczym. Niedawno wysłałam próbkę swojego opowiadania do gazety. Nie otrzymując odpowiedzi przez dłuższy czas, wysłałam kolejny raz swoją prośbę. Tak to się ciągnęło, aż w końcu dostałam odpowiedź. Dosyć neutralną, bo okazało się, że nie mogą umieścić mojego opowiadania, ale zapraszają do wzięcia udziału w konkursie literackim. Okej. Jako, że jestem osobą bardzo dużo myślącą, to zaczęłam układać sobie w głowie przemyślenia i przeróżne wyjścia. Po pierwsze, cieszę się, że chociaż spróbowałam (dziwię się, że nie zwrócili mi uwagi za spam :3), mimo odmowy i postanowiłam zrobić pierwszy krok ku osiągnięciu swojego celu. Lecz co jeszcze mogę zrobić? 

Pokonać złość

/udowodnić, że może być lepiej. Zacznę od tego, że sama często denerwuję się z różnych powodów, ale ten post jest o jednym: człowieku. Każdy z nas zna sytuację, gdy nie może wytrzymać czyjegoś zachowania, sposobu bycia czy po prostu obecności. Zanim zacznę całą rozprawkę o pokonywaniu złości, chcę o czymś wspomnieć. Wiem, że często nie mamy wpływu na nasze uczucia, ale zastanów się, zanim zaczniesz kłócić się z kimś o to, kim jest. Wiem, że jesteśmy tylko ludźmi i niektóre rzeczy nas ponoszą, ale nie możemy mieć pretensji do nikogo za to jak prowadzi swoje życie. Możemy zwrócić uwagę danej osobie, jeżeli coś nam nie pasuje w jej/jego zachowaniu, ale pamiętajmy o konstruktywnej krytyce.