Przejdź do głównej zawartości

Sięgnąć nieba

Rozdział 15

- No... Zapomniałam komórki – powiedziała, zwijając się ze śmiechu – Czyli już wiadomo, co robisz jak jesteś sama.
- Hahaha, bardzo śmieszne – przewróciłam teatralnie oczami. - Skoro wrobiłaś mnie w sprzątanie, to próbuję sobie to urozmaicić – wyszczerzyłam się.
- A ty mnie wrobiłaś w kolację...
- No dobra, dobra..
Shauna podniosła komórkę do góry i oświadczyła:
- Idę, a ty możesz skończyć piosenkę – zaśmiała się i wyszła.
Zamknęłam drzwi, odłożyłam mopa i zagłębiłam się w lekturze jakiegoś kryminału, który znalazłam na półce. Lektura powieści nie szła mi zbyt dobrze. Ciągle odbiegałam myślami do Ryan'a.
- Nie możliwe, żeby ledwo poznany chłopak tak zakręcił mi w głowie – powiedziałam do siebie i mimo woli uśmiechnęłam się.
Przecież, w szkole to ja byłam uważana za tą twardzielkę, która nie wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia.
Na dworze zrobiło się już całkiem ciemno, a ja sobie coś uświadomiłam.
To nie było tak, że nie wierzyłam w miłość.
Ja tylko nie chciałam, żeby przychodziła.
Pogrążając się w melancholijnym nastroju, odłożyłam książkę i przygotowałam sobie kolację.
- Od rana nic nie jadłam – pomyślałam – Cały dzień z pustym żołądkiem.
Popijałam karmelową kawę.
I nagle pojawiła się myśl: co jeśli Ryan mnie rozpozna? Co ja mu powiem?
Może nie należało się tym przejmować? Przynajmniej na razie...
- No nic – pomyślałam – trzeba się czymś zająć.
Wiedziałam, że Shauna żartowała z "dokończeniem piosenki", ale postanowiłam właśnie tym się zająć. Wiedziałam, że moja przyjaciółka ma w szafie gitarę, więc wbiegłam po schodach i wygrzebałam instrument spod sterty ubrań. Usiadłam w pokoju Shauny i oparłam się o ścianę. Oparłam gitarę o udo i próbowałam zagrać melodię kołysanki.
- Dobrze, że kiedyś uczyłam się grać – mruknęłam.
Moje palce gładko jechały po strunach, wydobywając z nich coraz to nowe dźwięki. Odnajdywałam brzmienia, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Porzuciłam myśl o graniu piosenki z dzieciństwa. Zamiast tego wybrałam "Ready or not"

Jestem typem dziewczyny,
Która nie odezwie się ani słowem,
Która siedzi na krawędzi
I czeka na resztę świata,
Ale mam zamiar się przełamać
Przełamać się
Dzisiaj w nocy będę niegrzeczna
Złapałam Cię na tym, w jaki sposób na mnie patrzyłeś i zaczęłam trzeźwo myśleć
I teraz jestem jak pszczoła,
I poluję na miód,
I jestem trochę nieśmiała, ale Ty jesteś taki fantastyczny
Mogę zostać Twoim kryptonimem

...

* Bridgit Mendler – Ready or not

Zagrałam jeszcze parę piosenek, mając nadzieję, że dzięki nim nie będę tyle myślała nad tym wszystkim. Jak mogłam się spodziewać, muzyka nic nie pomogła. Po prostu musiałam uporać się ze swoimi rozkminkami. Albo pójść spać. Druga opcja wydawała się rozsądniejsza, więc przeszłam do wykonania. Pogasiłam światła i zasnęłam. O godzinie trzeciej nad ranem obudził mnie łomot do drzwi. Bezszelestnie zeszłam na dół, a z kuchni wzięłam patelnię (do naleśników!). Lekko uchyliłam drzwi. Wiecie kto tam stał?
- Shauna? - zdziwiłam się – Co ty tu robisz o trzeciej rano?
- Jak to co?! Próbuję dostać się do mieszkania! Nie słyszałaś jak wrzeszczałam i waliłam w drzwi?
Pokręciłam głową.
- Jak długo tu stoisz?
- Najpierw odłóż tą patelnię. Nie czuję się bezpiecznie gdy masz ją w ręku.
Posłusznie położyłam przedmiot na szafce. Shauna weszła do środka.
- Dobijałam się jakieś półtorej godziny.
Chciałam coś jej odpowiedzieć, ale nagle jedna myśl przyszła mi do głowy.
- Wróciłaś od Filipa o pierwszej trzydzieści? - spytałam patrząc na nią podejrzliwie.
BINGO. Zaczerwieniła się. Skończyła robić mi wyrzuty.
- Zasiedziałam się – wytłumaczyła.
- W to nie wątpię – skwitowałam i zaproponowałam przyjaciółce herbatę. - A jak on się czuje? - spytałam, wlewając wodę do czajnika.
- O wiele lepiej. Niedługo go wypiszą, ale nie będzie mógł się jeszcze ruszać z domu.
- To dobrze, a tymczasem idę spać. Sayonara ! - machnęłam ręką i wróciłam na górę.
Obudziłam się kilka godzin później. Była 9:50. Usiadłam po turecku i sięgnęłam po komórkę. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie zadzwonić do Ryan'a. Bo chyba po to dał mi swój numer? Przecież nie miał mojego. Po dziesięciu minutach niepewności, wreszcie wybrałam numer.
- Halo? - w słuchawce usłyszałam głos Ryan'a.
- Cześć, tu Zoey – przywitałam się.
- O, hej!
Uśmiechnęłam się. Wyraźnie usłyszałam, jak się ożywił.
- I co teraz? - pomyślałam.
Przed zadzwonieniem, mogłam przemyśleć, co chciałam powiedzieć.
- Może gdzieś wyjdziemy? - spytał chłopak.
Moje serce najpierw podskoczyło, a potem zrobiło salto.
- Jasne – ucieszyłam się – Ale myślałam, że mieszkasz w innym mieście.
- Niedawno się tu przeprowadziliśmy. Mamy mały domek na obrzeżach miasta – wytłumaczył – to kiedy mogę po ciebie przyjść? - spytał.
- Jestem wolna przez cały dzień. Tylko niedawno wstałam, więc będę musiała się ogarnąć.
- Okay. Ile czasu potrzebujesz?
- Daj mi pół godziny.
- Boże, aż tyle?
- A ty czego się spodziewałeś, nie jestem facetem, nie wyszykuję się w pięć minut.
- Na urodę trzeba trzeba zapracować, co nie? - roześmiał się.
Odruchowo zmrużyłam oczy.
- Na urodę, powiadasz? - uśmiechnęłam się.
Niemal widziałam jak się zaczerwienił.
- Dobra, dwadzieścia minut – zaproponowałam.
- Będę. Do zobaczenia!
- Pa!

 Werqa Ju

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Black Heart

Kto miał chociaż raz przemożone wrażenie, że nie wie, co chce w życiu robić..? A jeśli wie, to waha się, czy na pewno będzie się spełniał w danym zawodzie, czy wytrwa? Tematyka dzisiejszego postu nie będzie o doradztwie zawodowym - Boże, broń! Nie wyobrażam sobie, że coś takiego mogłoby wyjść spod mego pióra. Niech ktoś mi o tym przypomni, kiedy skończę jakieś dwadzieścia lat i obym nie została właśnie doradcą zawodowym...  Chciałam napisać, że wszystkiego warto próbować. Mądrość życiowa, o której czytamy, którą napotykamy, nie wzięła się z niczego. Ktoś musiał coś robić, działać, angażować się - a z tym jest teraz problem. Mogę potwierdzić w stu procentach na przykładzie kilku znajomych. Żeby grupowo się w coś zaangażować, wszystkich trzeba ciągnąć na siłę. Żadnej dobrej woli. Żadnej chęci i ciekawości. Zresztą, nie wiedzą co tracą. Najgłębsze wartości życia trzeba odkryć samemu, pokonując swoje wewnętrzne bariery. Nikt niczego się nie nauczy, jedynie czytając książki i cytując...

Tutaj jestem!

Na pewno każdy z młodych, początkujących pisarzy ma taki okres, gdy zastanawia się nad swoim debiutem. Myślimy i myślimy, ale często nasze zmagania spełzają na niczym. Niedawno wysłałam próbkę swojego opowiadania do gazety. Nie otrzymując odpowiedzi przez dłuższy czas, wysłałam kolejny raz swoją prośbę. Tak to się ciągnęło, aż w końcu dostałam odpowiedź. Dosyć neutralną, bo okazało się, że nie mogą umieścić mojego opowiadania, ale zapraszają do wzięcia udziału w konkursie literackim. Okej. Jako, że jestem osobą bardzo dużo myślącą, to zaczęłam układać sobie w głowie przemyślenia i przeróżne wyjścia. Po pierwsze, cieszę się, że chociaż spróbowałam (dziwię się, że nie zwrócili mi uwagi za spam :3), mimo odmowy i postanowiłam zrobić pierwszy krok ku osiągnięciu swojego celu. Lecz co jeszcze mogę zrobić? 

Pokonać złość

/udowodnić, że może być lepiej. Zacznę od tego, że sama często denerwuję się z różnych powodów, ale ten post jest o jednym: człowieku. Każdy z nas zna sytuację, gdy nie może wytrzymać czyjegoś zachowania, sposobu bycia czy po prostu obecności. Zanim zacznę całą rozprawkę o pokonywaniu złości, chcę o czymś wspomnieć. Wiem, że często nie mamy wpływu na nasze uczucia, ale zastanów się, zanim zaczniesz kłócić się z kimś o to, kim jest. Wiem, że jesteśmy tylko ludźmi i niektóre rzeczy nas ponoszą, ale nie możemy mieć pretensji do nikogo za to jak prowadzi swoje życie. Możemy zwrócić uwagę danej osobie, jeżeli coś nam nie pasuje w jej/jego zachowaniu, ale pamiętajmy o konstruktywnej krytyce.