Przejdź do głównej zawartości

Sięgnąć nieba

Rozdział 17

Stanął obok mnie. Podpisaliśmy się i przypięliśmy kłódkę do poręczy, a ja tak po prostu się do niego przytuliłam. Objął mnie w talii, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. Stanęłam na palcach i wtuliłam się w jego kurtkę. Czułam się tak bezpiecznie. Byłam niemal pewna, że chłopak słyszał jak bije moje serce. Nie szybko, podekscytowane, tylko powoli i umiarkowanie jakby chciało cieszyć się tą chwilą.
Poczułam jego oddech przy moim uchu.
- Idziemy na szarlotkę i kawę? - wyszeptał.
Uśmiechnęłam się.
- Czytasz mi w myślach.
Ale żadne z nas się nie ruszyło. W końcu postanowił nas ruszyć deszcz. Gdy odsunęliśmy się od siebie, spojrzałam jeszcze raz na kłódkę.

Zoey

Ryan

Między inicjałami nic nie było. Pusta przestrzeń. A może coś jednak między nami było? Nie miałam pojęcia, a w tej chwili miałam ochotę tylko na ciepłą kawę. Ryan ze wszystkich sił próbował uchronić mnie od deszczu. W końcu powiedziałam, że to nie ma sensu i szybko popędzilliśmy do kawiarni. Chłopak zamówił dla nas po kubku gorącego napoju i ciasto. Ja zajęłam nam stolik. Gdy wrócił na miejsce z dwoma kubkami, chciałam mu oddać kasę, ale się nie zgodził.
- Ja stawiam – powiedział tylko i uśmiechnął się.
Jeszcze chwilę próbowałam go przekonać, ale przerwał mi kelner, który przyniósł ciasto. Zaczęliśmy jeść.
- Pycha – powiedziałam z ustami pełnymi szarlotki.
Ryan wziął serwetkę i starł bitą śmietanę z czubka mojego nosa.
- Widzę – roześmiał się.
Potem przez dobre półtorej godziny rozmawialiśmy. Nagle przypomniałam sobie o kartce dla Nathan'a.
- Ryan, muszę iść. Chcę jeszcze coś dostarczyć przyjacielowi. Może spotkamy się niedługo?
- Jasne. Odprowadzić cię?
Pokiwałam głową. Chciałam jeszcze nacieszyć się jego towarzystwem.
- Ale przecież będziesz miał o połowę więcej drogi do domu – zauważyłam.
Machnął ręką.
- Zadzwonię po taksówkę.
Szliśmy w strugach deszczu, już nie zważając na to, że jesteśmy mokrzy. Teraz już wszystko jedno.
- Włosów nie dało się uratować – pomyślałam.
Kosmyki, które wystawały zza kapelusza, pokręciły się jeszcze bardziej niż zwykle. Przed domem eks-przyjaciela, poprosiłam Ryan'a, żeby zaczekał. Schyliłam się i wsunęłam kartkę pod drzwi. Poszliśmy dalej. Gdy dotarliśmy przed dom Shauny, wyjęłam komórkę.
- Boże – pomyślałam – 15 nieodebranych od Shauny. Zabije mnie.
Szybko pożegnałam się z Ryan'em i weszłam do domu. Od razu dopadła mnie przyjaciółka. Zastałam ją w tym samym stanie co rano.
- Gdzie tyle byłaś? Już myślałam, że zabrali cię do jakiegoś laboratorium rządowego, czy...
- Co ty wygadujesz? Laboratorium rządowego? - roześmiałam się.
Pokręciła głową.
- No dobra, może jestem trochę poddenerwowana tym szukaniem.
- To już nie szukaj informacji, bo doprowadzi cię to do białej gorączki.
Pokiwała głową.
- Pójdę się ogarnąć – powiedziała.
Tymczasem uprzątnęłam salon (był zawalony papierami), ściągnęłam kapelusz z głowy i rzuciłam go w kąt. Poszłam po suszarkę, a po chwili moje włosy były suche. Związałam je w kucyk i przebrałam się w dresy. Zamówiłam pizzę. Widziałam, że Shaunie przydałby się odpoczynek. Chodziła zestresowana i to przeze mnie, bo wciągnęłam ją w to wszystko. Nawet się nie przebrałam, tylko wzięłam perukę, kapelusz i parasol, pobiegłam do pobliskiej wypożyczalni filmów. Wróciłam w samą porę, bo przywieźli pizzę. Zapłaciłam i postawiłam karton na stole, przed telewizorem.
- Chodź na film – wrzasnęłam do Shauny.
Wychyliła się zaciekawiona zza drzwi łazienki.
- Film? Jaki? - spytała.
- Apartament.
- Horror, komedia, melodramat?
- Horror.
- Uuu, to ja jestem za – szybko podbiegła i usadowiła się na kanapie.
Włożyłam płytę do odtwarzacza. Powoli zaczynało się ściemniać.
Oglądałyśmy, jedząc pizzę. Gdyby nie lampy, oglądałybyśmy film w ciemnościach, a wtedy pewnie byśmy się posikały.
- Dobra jest – skomentowała Shauna, gdy bohaterka schodziła z czwartego piętra po rynnie, uciekając przed jakąś psycholką.
- Ale ledwo się trzyma – dodałam.
Wtedy zgasło światło. Pisnęłyśmy.
- To nic – próbowałam uspokoić i siebie, i ją.
- Zejdę do piwnicy, sprawdzić bezpieczniki – wydukała.
- Okay.
Sama podniosłam się z kanapy i po ślepaku wyruszyłam na poszukiwania latarki. Na razie świeciłam sobie telefonem. Jakby na domiar złego, rozległo się pukanie do drzwi. Stałam w kuchni sama, a gdy usłyszałam ten charakterystyczny dźwięk, moje serce zamarło. Obróciłam się niespokojnie.
- Z dwojga złego, co mi szkodzi – stwierdziłam, biorąc z szafki w przedpokoju patelnię.
Wcześniej zapomniałam ją odłożyć na miejsce. Uniosłam patelnię przygotowując się do ataku. Jednym szybkim ruchem otworzyłam drzwi. Wmurowało mnie w ziemię. W progu stał Ryan, cały mokry. Trząsł się z zimna. Powoli opuściłam patelnię.
- He-ej Zoey.
Szybko wciągnęłam go do środka.
- Boże, jesteś cały przemoknięty! Chodź!
Prowadząc go do łazienki, znalazłam latarkę.
- Poczekaj tu, przyniosę ci jakieś ubrania taty Shauny.
Po dwa schodki, pobiegłam do piwnicy. Zastałam tam przyjaciółkę, zawzięcie wpatrującą się w bezpieczniki. Poświeciłam na nią latarką.
- Odkryłam, że nie jestem elektrykiem – zauważyła.
- Brawo... Możesz mi dać jakieś ubrania twojego taty?
- Jasne, a po co ci?
- Najpierw daj mi te ubrania.
Shauna poleciała na górę, a po chwili wróciła z parą spodni i niebieską koszulą. Szybko podziękowałam i wróciłam do Ryan'a.
- Masz, przebierz się – rzuciłam mu ciuchy i wyszłam na korytarz.
Gdy był gotowy, dałam mu ręcznik, żeby wytarł głowę. Usiadłam przy stole kuchennym. Chłopak poszedł w moje ślady.
- Więc co się stało? - spytałam.
- Wracałem do domu, ale mieszkanie było zamknięte. Dobijałem się, a potem przypomniało mi się, że rodzina wyjeżdżała na jakieś spotkanie. A ja zapomniałem kluczy. Stałem na progu i czekałem, miałem nadzieję, że wrócą wcześniej, ale na próżno. I pomyślałem... mógłbym tu przenocować jedną noc? - spytał niepewnie.
W tej chwili wydał mi się taki bezradny.
Zawołałam Shaunę, bo przecież to jej dom. Chłopak ponowił swoją prośbę. Moja przyjaciółka wzruszyła ramionami.
- Okay. Możesz spać w pokoju moich rodziców. I tak ich nie ma – powiedziała i wróciła do piwnicy.
Po chwili światło wróciło, a z dołu dobiegł nas triumfalny okrzyk Shauny.
- Zostanę elektrykiem!
Roześmieliśmy się. Moja przyjaciółka wróciła, a chwilę później i ona usiadła przy stole w kuchni.
- Co powiecie na kolację? - spytała.
- Ja jestem za. Nawet po tej pizzy jestem głodna – mruknęłam.
- Też bym coś zjadł.
Nawet się nie obejrzał, a został wciągnięty w robienie sałatki. Dzielnie walczył z fetą, która była już doszczętnie zniszczona i zmiażdżona. Wyjęłam z lodówki drugą paczkę.
- Może ci pomóc? – zaproponowałam z uśmiechem.
- To odmawia współpracy.
- Nie tylko ty tak twierdzisz – roześmiałam się, gdy przypomniałam sobie Shaunę z pomidorem na bluzce.


  Werqa Ju

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Black Heart

Kto miał chociaż raz przemożone wrażenie, że nie wie, co chce w życiu robić..? A jeśli wie, to waha się, czy na pewno będzie się spełniał w danym zawodzie, czy wytrwa? Tematyka dzisiejszego postu nie będzie o doradztwie zawodowym - Boże, broń! Nie wyobrażam sobie, że coś takiego mogłoby wyjść spod mego pióra. Niech ktoś mi o tym przypomni, kiedy skończę jakieś dwadzieścia lat i obym nie została właśnie doradcą zawodowym...  Chciałam napisać, że wszystkiego warto próbować. Mądrość życiowa, o której czytamy, którą napotykamy, nie wzięła się z niczego. Ktoś musiał coś robić, działać, angażować się - a z tym jest teraz problem. Mogę potwierdzić w stu procentach na przykładzie kilku znajomych. Żeby grupowo się w coś zaangażować, wszystkich trzeba ciągnąć na siłę. Żadnej dobrej woli. Żadnej chęci i ciekawości. Zresztą, nie wiedzą co tracą. Najgłębsze wartości życia trzeba odkryć samemu, pokonując swoje wewnętrzne bariery. Nikt niczego się nie nauczy, jedynie czytając książki i cytując...

Tutaj jestem!

Na pewno każdy z młodych, początkujących pisarzy ma taki okres, gdy zastanawia się nad swoim debiutem. Myślimy i myślimy, ale często nasze zmagania spełzają na niczym. Niedawno wysłałam próbkę swojego opowiadania do gazety. Nie otrzymując odpowiedzi przez dłuższy czas, wysłałam kolejny raz swoją prośbę. Tak to się ciągnęło, aż w końcu dostałam odpowiedź. Dosyć neutralną, bo okazało się, że nie mogą umieścić mojego opowiadania, ale zapraszają do wzięcia udziału w konkursie literackim. Okej. Jako, że jestem osobą bardzo dużo myślącą, to zaczęłam układać sobie w głowie przemyślenia i przeróżne wyjścia. Po pierwsze, cieszę się, że chociaż spróbowałam (dziwię się, że nie zwrócili mi uwagi za spam :3), mimo odmowy i postanowiłam zrobić pierwszy krok ku osiągnięciu swojego celu. Lecz co jeszcze mogę zrobić? 

Pokonać złość

/udowodnić, że może być lepiej. Zacznę od tego, że sama często denerwuję się z różnych powodów, ale ten post jest o jednym: człowieku. Każdy z nas zna sytuację, gdy nie może wytrzymać czyjegoś zachowania, sposobu bycia czy po prostu obecności. Zanim zacznę całą rozprawkę o pokonywaniu złości, chcę o czymś wspomnieć. Wiem, że często nie mamy wpływu na nasze uczucia, ale zastanów się, zanim zaczniesz kłócić się z kimś o to, kim jest. Wiem, że jesteśmy tylko ludźmi i niektóre rzeczy nas ponoszą, ale nie możemy mieć pretensji do nikogo za to jak prowadzi swoje życie. Możemy zwrócić uwagę danej osobie, jeżeli coś nam nie pasuje w jej/jego zachowaniu, ale pamiętajmy o konstruktywnej krytyce.