Rozdział 14
Odreagowałam nieco tamtego
wieczoru, wrzeszcząc w poduszkę.
- A! Shaunaaaaa? - zaczęłam,
siląc się na głos niewiniątka.
- Chodzi ci o tą dziurę w
ścianie, prawda? - zaśmiała się – Widziałam.
- Coo? Jaka dziura? To pewnie
sprawka korników... Może masz mole w szafie?
- Jasne, jasne. Wmawiaj sobie
– wyszczerzyła się.
- No dobra. Ale będziesz
mogła tam wbudować półkę, czy coś...
- Tak, mini garderobę.
- Albo sejf!
Shauna nagle zerwała się z
krzesła.
- Wiem! Ta dziura serio może
nam się przydać! Jeśli znajdziemy coś takiego jak słownik to
możnaby to tam ukryć. A właśnie! Co ze słownikiem?
Wzięłam zmasakrowaną
książkę z kanapy i pokazałam przyjaciółce.
- No i klapa – skwitowała.
Zadzwonił dzwonek do drzwi.
Gdy otworzyłam, w progu stały Sofia, Rose, Kris i Jane.
Zaproponowałyśmy im herbatę, kawę, ale odmówiły. Westchnęłam
i wskazałam im kanapę. Gdy zażądały wyjaśnień, opowiedziałam
im wszystko ze szczegółami, pomijając śmierć Ariany.
Przypomniałam też sobie o adoptowanym chłopcu.
- Ciekawe jak sobie radzi –
pomyślałam – przecież miałam go odwiedzić.
Tak więc, tłumaczenie im
wszystkiego zajęło mi dobrych kilka godzin. Gdy wszyscy wszystko
zrozumieli, dziewczyny musiały już iść. Pożegnałyśmy się.
Była 20:00, gdy znów rozległ się dzwonek do drzwi. Wymieniłyśmy
z Shauną porozumiewawcze spojrzenia. Moja przyjaciółka otworzyła,
a w progu stała pulchna kobieta średniego wzrostu. Miała poczciwy
wyraz twarzy. Uśmiechnęła się sympatycznie. Od razu było widać,
że nie jest miejscowa, bo nie zaczęła piszczeć na mój widok. Na
podjeździe stał samochód, a w nim siedziało jeszcze kilka osób.
- Dzień dobry? - przywitała
się Shauna.
- Witaj, witaj kochana. Czy
zastaliśmy twoich rodziców?
- Emm.. Nie. Wrócą za
półtora roku. A coś się stało?
Kobieta zaczęła intensywnie
myśleć.
- Mieliśmy interesy z twoim
ojcem. Przyszliśmy zabrać worki z niepotrzebnymi rzeczami, dla
uchodźców.
- Uchodź... A! Tak. Widziałam
jakieś worki. Zaraz je przyniosę. Może zostanie pani na kolację?
- zaproponowała uprzejmie Shauna.
- Ależ ty miła! Z chęcią
dziecko.
Kobieta dopiero teraz do mnie
podeszła.
- Cześć!
- Yy.. Dzień dobry –
spróbowałam się uśmiechnąć. - Zapraszam – ruchem głowy
wskazałam kanapę, a kobieta pokręciła głową.
- Chwileczkę, muszę pójść
po rodzinę – powiedziała i truchtem podbiegła do samochodu.
Nie czekając aż wróci,
wyszłam z domu i skierowałam się do ogrodu, z którego przeszłam
na jakąś górkę. Słońce mnie oślepiało. Usiadłam. Jakieś
pięćdziesiąt metrów dalej znajdował się mały sklepik, alejka z
drzewami po obu stronach i jeszcze kilka zabudowań. Potem ciągnęły
się pola. Siedziałam tam kilka minut, aż zauważyłam, że ktoś
do mnie idzie. Wstałam i starałam się nie sturlać z górki. Gdy
chłopak staną kilka metrów ode mnie, mogłam zobaczyć jak
wygląda. Był wysoki, miał wysportowaną sylwetkę. Jego włosy
były czarne, prawie tak jak moje, ale największe wrażenie wywarły
na mnie jego oczy. Niemal tak ciemne jak włosy, ze złotymi plamkami
na tęczówkach.
- Cześć – powiedział z
uśmiechem – Jestem Ryan.
- Zoey – odpowiedziałam i
uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Trochę musiałem się
ciebie naszukać, żeby się przywitać.
- Specjalnie tu przychodziłeś,
żeby się przywitać?
Czy on się rumieni?
- Ta druga dziewczyna
zaprosiła nas na kolację, więc wypadało...
- Jasne – uśmiechnęłam
się szerzej.
Przez chwilę wpatrywał się
we mnie, a ja prawie utonęłam w jego oczach.
- Skądś cię kojarzę...
Prowadziłaś blog, tak?
Z ulgą pokiwałam głową.
Już myślałam, że mnie rozpoznał w sensie umarła-żyje..
- Czytałem twoje opowiadania.
Zeszłam trochę z górki.
- I jak? Podobały ci się?
- Jasne. Były świetne.
Zaczął wyrażać swoją
opinię, o mojej twórczości. Nawet nie zauważyliśmy, gdy
zeszliśmy z górki i skierowaliśmy się w stronę alejki. Gdy
skończył mówić, zatrzymał się.
- Szanowna Pani? - zagaił z
rozbawieniem, ofiarując mi ramię.
Wzięłam go pod rękę,
chichocząc. Spacerowaliśmy i rozmawialiśmy na wiele tematów. Nie
mogłam uwierzyć, że tak dobrze mi się gada z ledwo poznanym
chłopakiem. Było w nim coś takiego, że nie można od niego
oderwać wzroku. Trochę staroświecki i za razem nowoczesny. Nagle
puścił moją rękę i podbiegł do przodu.
- Twoja przyjaciółka mówiła,
że lubisz biegać.
Roześmiałam się.
- Rzeczywiście.
- Jesteś w tym dobra?
- Chyba tak.
- To mnie dogoń! - krzyknął,
odbiegając.
Ruszyłam za nim. Dawno nie
czułam się tak beztrosko. Śmiałam się i biegłam jednocześnie.
- To nie fair! Zacząłeś
wcześniej! - krzyknęłam przez śmiech.
Był kilka metrów przede mną.
Pociągnęłam go lekko za rękaw.
- Ej! Nie oszukuj! - odwrócił
się.
Zobaczyłam na jego twarzy
szeroki uśmiech. Wymiękłam. Zatrzymałam się. Oparłam ręce o
kolana i próbowałam złapać oddech. Ryan podbiegł do mnie.
Wyprostowałam się. Zauważyłam, że słońce już zachodzi.
Zrobiło mi się zimno, a miałam na sobie tylko granatową bluzkę
na ramiączkach i krótkie spodenki. Chłopak bez słowa zdjął z
siebie bluzę i pomógł mi ją włożyć.
- Dzięki, ale teraz tobie
będzie zimno – spojrzałam mu w oczy.
- Mam odporność ze stali –
roześmiał się i poprawił mi kaptur – wracajmy.
Pokiwałam głową. Wziął
mnie za rękę. Szliśmy bez słowa, ciesząc się ciszą. Dziwiłam
się, jak łatwo przychodzą mu takie gesty. Gdy weszliśmy do domu
Shauny, wszyscy odwrócili się do nas. Na stole były już resztki z
kolacji, którą przegapiliśmy. Staliśmy tak po środku
przedpokoju, nadal trzymając się za ręce. Mama Ryan'a podniosła
się z krzesła i zwróciła się do Shauny, posyłającej mi groźne
spojrzenie.
- Bardzo dziękujemy za
gościnność kochanie! Na nas już czas.
- Naprawdę nie ma za co.
Tylko niech pani nie zapomni o workach – roześmiała się.
Kobieta odpowiedziała jej tym
samym. Po czym zawołała do syna, że "czas jechać".
- Spotkamy się kiedyś? -
spytał mnie Ryan.
- Na pewno – uśmiechnęłam
się.
Chłopak uścisnął mi rękę,
uśmiechnął się i wyszedł za rodziną. Kilka minut po tym, jak
drzwi się zamknęły nadal wpatrywałam się w nie z rozmarzonym
wzrokiem. Shauna do mnie podeszła i pomachała mi ręką przed
nosem.
- A więc, za to, że
zostawiłaś mnie samą z tą przeuroczą rodzinką, sprzątasz po
kolacji – uśmiechnęła się promiennie – a ja idę odwiedzić
Filipa.
- Zgadzam się na tą karę –
odpowiedziałam, udając skruszoną minę.
Po chwili zorientowałam się,
że nadal mam na sobie bluzę chłopaka. Gdy ją zdejmowałam,
zauważyłam, że coś wypadło z kaptura. Karteczka z numerem
telefonu. Roześmiałam się. Trzeba było mu to przyznać: był
strasznie sprytny. Wbiłam numer Rayan'a do telefonu, położyłam
bluzę na oparciu krzesła i zaczęłam znosić naczynia do kuchni.
Dobiegł mnie głos Shauny.
- To ja idę! Wrócę
niedługo! - zawołała i wyszła.
Zmywając talerze, narobiłam
jeszcze większego bałaganu. Zawsze gdy zmywałam, następowała
powódź. Tak więc po umyciu ostatniego kubka musiałam się zabrać
za wycieranie podłogi. Świetny sposób na spędzenie wieczoru.
Chodziłam na czworaka po podłodze ze szmatą w ręce. Po jakimś
czasie stwierdziłam, że mop nada się lepiej. Gdy zmywałam kolejną
kałużę, zaczęłam śpiewać acapella piosenkę We're dancing.
Kiedy chwytasz moją
dłoń...
Widzę jedynie twoją twarz....
I wszystkie ściany stają się czarne.
Jak scena z filmu...
Nasze stopy zaczynają się poruszać, co ty
robisz stinolium
To jest jak idealny parkiet.
Połóż ręce na mojej talii
Słyszę skrzypce
i to dzieje się podczas jednego kroku
i wtedy moja głowa się obraca.
Nie widzę ścian
Od minuty, w której wyszliśmy
z tego miejsca.
Tańczymy i wtedy
świat znika
Tańczymy do muzyki, której
nikt inny nie słyszy
To jest jak magia, to tak jakbyśmy
zatrzymywali czas
Kiedy twoje serce uderza moje
Kiedy tańczymy,
tańczymy, tańczymy, kiedy
tańczymy, tańczymy,
tańczymy.
Kiedy tańczymy.
Widzę jedynie twoją twarz....
I wszystkie ściany stają się czarne.
Jak scena z filmu...
Nasze stopy zaczynają się poruszać, co ty
robisz stinolium
To jest jak idealny parkiet.
Połóż ręce na mojej talii
Słyszę skrzypce
i to dzieje się podczas jednego kroku
i wtedy moja głowa się obraca.
Nie widzę ścian
Od minuty, w której wyszliśmy
z tego miejsca.
Tańczymy i wtedy
świat znika
Tańczymy do muzyki, której
nikt inny nie słyszy
To jest jak magia, to tak jakbyśmy
zatrzymywali czas
Kiedy twoje serce uderza moje
Kiedy tańczymy,
tańczymy, tańczymy, kiedy
tańczymy, tańczymy,
tańczymy.
Kiedy tańczymy.
* Bridgit Mendler – We're
dancing
Wywijałam mopem i
stwierdziłam, że to jednak całkiem niezły sposób na spędzanie
samotnego wieczoru. Kiedy byłam już przy końcówce piosenki,
zauważyłam, że z przedpokoju przygląda mi się rozbawiona Shauna.
Zamarłam z mopem nad głową.
Werqa
Ju
Komentarze
Prześlij komentarz
Każdy komentarz i obserwacja wywołują uśmiech i niezwykle motywują.
✓ Komentarze wulgarne są od razu usuwane.
✓ Przyjmuję jedynie konstruktywną krytykę.
✓ Zostaw link do swojego bloga - chętnie poczytam.
✓ Nie bawię się w rzeczy typu: obserwacja za obserwację. Ale jeśli twój blog mi się spodoba - zaobserwuję.
✓ Jeśli komentujesz, zrobię to na pewno u ciebie.