Przejdź do głównej zawartości

Sięgnąć nieba

Rozdział 13

Wyszliśmy przed szpital. Shauna obiecała, że odezwie się , jeśli coś się zmieni w stanie Filipa. Wyjęłam komórkę i zadzwoniłam po taksówkę. Kobieta po drugiej stronie linii, poinformowała mnie, że samochód przyjedzie za kilka minut.
- O jaki słownik chodzi? - spytał Nathan.
- Powiem ci potem. Przy wszystkich. Nie będzie mi się chciało wszystkiego opowiadać po trzy razy. Dodam tylko, że to ma związek z błyskawicami z palców i umiejętnością robienia fal – zaśmiałam się ironicznie – A, i musimy się śpieszyć.
- Jasne – dodał przyjaciel i zamilkł.
Staliśmy tak dopóki nie przyjechała taksówka. Zajęliśmy miejsca z tyłu. Podałam adres kierowcy i poprosiłam, by się pośpieszył. I tak jechaliśmy jakieś 50km/h.
- Przepraszam – odezwałam się – czy mógłby pan jechać szybciej?
- Przepaszam – powiedział sarkastycznie, naśladując mój głos – ale nie chcę łamać przepisów.
Westchnęłam. Zaczęłam gapić się przez okno. Miasto nocą wyglądało całkiem ładnie. Jego widok mnie uspokajał. Gdy wyrwałam się z melancholii, wychyliłam się przez fotel i ku swojemu niezadowoleniu, zobaczyłam, że jedziemy już 40km/h. Stuknęłam Nathana w ramię. Obrócił się do mnie. Nic nie mówiąc, wskazałam na licznik prędkości. Zdziwiłam się, kiedy przyjaciel powiedział:
- Proszę się zatrzymać. Teraz – dodał z naciskiem na ostatnie słowo.
Posłałam mu pytające spojrzenie. Pokręcił głową. Gdy zatrzymaliśmy się na pobliskim parkingu, Nathan wysiadł z auta i otworzył drzwi od strony kierowcy.
- Niech pan wysiada, ja poprowadzę.
Mężczyzna spojrzał na niego z rozbawieniem.
- Uważaj, bo ci pozwolę – powiedział z ironicznym uśmiechem.
- Wątpię, że chciałby pan mieć do czynienia z moją przyjaciółką.
Wysiadłam z samochodu i stanęłam obok Nathana.
Kierowca spojrzał na nas ze źle skrywanym niepokojem.
- Przecież to takie chuchro, że...
Wyciągnęłam go z auta i wykręciłam rękę. Wydał z siebie krzyk zdziwienia i bólu. Wepchnęłam go z tyłu, na miejsce pasażera. Nathan uśmiechnął się do mnie usatysfakcjonowany i zajął miejsce kierowcy. Usiadłam obok niego. Odpalił gaz. Droga była prosta, więc mogliśmy nadrobić trochę czasu. Jechaliśmy już 90km/h.
- Jak to zrobiłaś? - szepnął Nathan, nie odrywając wzroku od drogi – Kiedy mówiłem, że nie da sobie z tobą rady, myślałem raczej o tych twoich błyskawicach z palców – uśmiechnął się.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem. Odkąd... no wiesz..., jestem silniejsza, szybsza i zwinniejsza – odszepnęłam.
Pokiwał głową, a ja odwróciłam się, by skontrolować eks-kierowcę. Siedział z obrażoną miną i rękami skrzyżowanymi na piersi. Pomyślałam, że wszystko okej, więc wróciłam do wgapiania się w okno. Po niecałych dziesięciu minutach byliśmy na miejscu.
- Jeździsz jak pirat drogowy – zaśmiałam się do Nathan'a.
- Śpieszyło ci się, więc... - uśmiechnął się łobuzersko.
Zapłaciliśmy kierowcy i szybko podeszliśmy do drzwi. Drżącą ręką przekręciłam klucz w zamku i wpadłam do środka. Próbowałam sobie przypomnieć, gdzie ostatnio widziałam słownik.
- Dobra – pomyślałam – Najpierw ktoś zrobił zwarcie w kompie i ten się podpalił. Potem znalazłyśmy słownik w ogrodzie.. Rano, gdy nie było Shauny, zeszłam z nim na dół...
Wychodziło na to, że słownik był gdzieś na kanapie, na którą wpadła wtedy Shauna zakopana pod moimi ciuchami. Pociągnęłam Nathan'a do salonu. Słownik leżał nietknięty pod poduszką. Może niepotrzebnie się martwiłam? Opadłam na kanapę.
- To o co jest w tej książce takiego ciekawego? - spytał Nathan.
Wzięłam tom do ręki i dopiero wtedy, zauważyłam, że coś jest nie tak.
- Poczekaj – wymamrotałam pod nosem.
Przyjaciel usiadł obok mnie i zdjął mi z głowy perukę.
- O czymś zapomniałaś – uśmiechnął się.
- Tak, tak – odpowiedziałam, w ogóle go nie słuchając.
Zauważyłam, że okładka słownika była oderwana od reszty książki. Poczułam zimny pot na plecach. Przekartkowałam całą książkę. PUSTO. Ktoś wyrwał okładkę, a zawartość słownika zamienił na czyste strony. Jak my mogłyśmy zapomnieć o czymś tak ważnym?!
- No tak – pomyślałam – w ostatnim czasie ciągle byłyśmy gdzieś zapraszane... Głównie przez Filipa, oczywiście.
Nathan wyczuł, że się niepokoję i objął mnie ramieniem.
- Będzie dobrze... nie wiem o co chodzi, ale będzie dobrze.
Prychnęłam.
- Ty to umiesz pocieszyć. Nawet nie wiesz, jak ważna była ta książka.
- To mi powiedz.
- Potem.
Wyślizgnęłam się z jego uścisku i zjechałam na dywan. Włączyłam telewizor. Akurat leciał jakiś melodramat. Ze ściśniętym żołądkiem patrzyłam, jak chłopak oświadcza się partnerce. Szybko przełączyłam.
- Okej – mruknęłam pod nosem – na to się zgadzam.
Wbiłam wzrok w ośmiornicę miażdżącą jakiś budynek. Spanikowani ludzie biegali dookoła potwora, zamiast się gdzieś ukryć. Kolejny film, który nie miał najmniejszego sensu. Ale przynajmniej nie ma tu żadnego romansu. Przez dłuższy czas unikałam rozmów o tym, filmów a zwłaszcza myśli. Jeszcze przed śmiercią kilka razy byłam zakochana, a potem? Cóż... zawsze na końcu historii pojawiało się pudło lodów truskawkowych, pudełko z chusteczkami w kwiatki i wielki rachunek za TV. I to wszystko zawsze kończyło się cierpieniem i łzami. Podsumowując – nie miałam najlepszych doświadczeń. Już dawno przestałam wierzyć, że znajdę "prawdziwą miłość". Jeśli taka istnieje.
- Ostatnio w ogóle się nie uśmiechasz.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciela.
- Słucham? - odpowiedziałam, równocześnie nie ogarniając o co mu może chodzić.
Powtórzył.
- Chyba żartujesz – powiedziałam, patrząc na niego z ironią. - Człowieku! - podniosłam głos – Czy ty myślisz, że jest mi łatwo? Chciałabym zauważyć, że przez ostatnie dwa miesiące utopiłam się w jeziorze, zdradziła mnie przyjaciółka, musiałam patrzeć na wasze smętne miny, ledwo udało się uratować cię spod walącego się dachu, musiałam was ratować od bandytów! Tak! To jest powód do śmiechu!!!
- Uspokój się...
- Nie uspokoję się! Na dodatek zabiłam .... - uświadomiłam sobie co chcę powiedzieć i zamilkłam.
Spuściłam głowę. Spowrotem usadowiłam się na kanapie.
- Kogo zabiłaś...? - spytał z niepokojem.
Po jego minie, wywnioskowałam, że się domyślił.
- Czyli to ty...
Jego oczy rzucały pioruny. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak zdenerwowanego.
- Nie zauważyłaś, że to była też moja przyjaciółka?! - krzyknął.
Wtedy drzwi otworzyły się. Do środka wkroczyła Shauna, Kris, Jane, Rose i Sofia.
- O co ci chodzi?! Ja mówiłam o mojej złotej rybce! Zapomniałam ją nakarmić! - wydarłam się.
Spojrzał na mnie tak, że wiedziałam, iż mi nie uwierzył. Zachowując spokój, wyszłam z salonu i poszłam do pokoju Shauny. Usiadłam na moim posłaniu. Za mną wkroczyła przyjaciółka. Spytała co się dzieje.
- Błagam cię, Shauna, nie wrzeszcz na mnie! Ja nie wiedziałam co robię! - tłumaczyłam się przez łzy.
- Tylko powiedz co się stało.
- To ja zabiłam Arianę – wydusiłam z siebie, co wywołało jeszcze większy szloch – Jestem żałosną morderczynią...
Przez chwilę moja przyjaciółka wydawała się wstrząśnięta tą informacją. Kilka minut później, już ochłonęła. Przytuliła mnie. A ja poczułam się jak trzylatek, który właśnie przyznał się do podjadania ciasteczek.
- Rozumiem cię.
Zdziwiłam się, słysząc opanowany ton Shauny.
- Jak to?
- Chyba zrobiłabym to samo na twoim miejscu. To niczego nie naprawia, ale zrobiłabym to samo.
- Dzięki – wyszeptałam. - Nathan już wie. Jest wściekły.
Westchnęła.
- Spróbuję z nim pogadać. Przydałaby się lina, paralizator i kamizelka kuloodporna. Oczywiście dla niego.
- Dziękuję – powtórzyłam.
- Oj przestań, od tego ma się przyjaciół. Ty mi mówisz, którego mam sprać, a ja przystępuję do dzieła – uśmiechnęła się pod nosem.
Po czym wyszła z pokoju, zostawiając mnie samą. Słyszałam, jak Shauna schodzi po schodach, a potem mówi do dziewczyn, że wyjaśnimy sobie wszystko jutro, że dziś nie dam rady. Potem trzaśnięcie drzwiami. Przestałam słuchać. Zakopałam się pod kołdrą i zaczęłam nucić melodię kołysanki. Szczerze mówiąc, chciałam dać już sobie spokój z szukaniem wyjaśnień na temat ostatnich wydarzeć, ale porzuciłam ten zamiar, gdy usłyszałam z dołu podniesiony głos Nathan'a.
- Wiem, że to zrobiła! Nie widzisz, że strasznie się zmieniła?! Kto normalny zabija swoją przyjaciółkę!
- Nathan, nie znasz okoliczności... - Shauna chciała uratować sytuację.
- Mam gdzieś okoliczności! Ona już doszczętnie zgłupiała! Nie ma bladego pojęcia co się z nią dzieje i tego nie ogarnia! - chłopak nie dał dojść do głosu przyjaciółce – I nie zanosi się na to, żeby to zrozumiała! Tylko będzie paplać i mącić nam w głowach!
Poczułam wściekłość. Z moich palców sypały się iskry. Pod wpływem złości walnęłam z pięści w ścianę. Dziura była niemała. Stanęłam na górze schodów. Usłyszałam głos Shauny.
- Ty idioto! Nie wiesz przez co ona przechodzi! Ona 'ogarnia' to co się z nią dzieje, lepiej niż ty byś to ogarnął!
Zamarłam, gdy usłyszałam cienki pisk Shauny. Bez wahania zbiegłam na dół i co zastałam? Chwiejącą się przyjaciółkę, która trzymała się za głowę. Miała rozciętą brew. Posadziłam przyjaciółkę na dywanie i podeszłam do "przyjaciela".
- Teraz ty mnie będziesz słuchał, bo mam ci dużo do powiedzenia – powiedziałam twardym i zimnym głosem. Dosłownie wszystko się we mnie gotowało. - Nie mam bladego pojęcia, gdzie się podział chłopak, na którym mi zależało, któremu brak mojego uśmiechu, o którym do niedawne powiedziałabym: przyjaciel. Ale wiem, że to nie ty. Wrzeszczałeś na mnie, że zabiłam Arianę, a teraz sam podniosłeś rękę na moją przyjaciółkę! Mógłbyś choć spróbować mnie zrozumieć! - gdy chciał mi przerwać, przysunęłam się bliżej, tak, że nasze twarze dzieliły milimetry – Ale przyjmij do wiadomości, że nie jestem głupia i chociaż nie rozumiem wszystkiego co się tu dzieje, to się dowiem i włożę wszelkie starania, żeby zrozumieć – wysyczałam, a potem wymierzyłam mu policzek.
Został mu czerwony ślad po mojej dłoni.
- WYNOŚ SIĘ STĄD! - wrzasnęłam i wypchnęłam go za drzwi.
Zamknęłam je na cztery spusty i podbiegłam do Shauny.
- Boże, co on ci zrobił?
Po policzku przyjaciółki spłynęła strużka krwi.
- Nie wierzę, że to zrobił – pokręciła głową.
- Ja też. Ale wierzę, że mu nieźle przyłożyłam.
- Dzięki za obronę – próbowała się uśmiechnąć, ale tylko skrzywiła się nieco.
- Spoko. Pamiętasz? Od tego są przyjaciele. Ty mi tylko mówisz, którego mam zlać. Ale teraz trzeba odkazić ci ranę.
Powoli doszłyśmy do łazienki. Podałam jej wacik i wodę utlenioną.
- Jak myślisz, trzeba będzie zszywać? - spytała.
- Wątpię. Na oko nie wygląda tak źle. Powinno się samo zagoić. Ale nieźle krwawi.
Następnego ranka, Shauna czuła się o niebo lepiej. Doskwierał jej tylko lekki ból głowy. Plaster nad brwią sprawiał, że wyglądała trochę śmiesznie.

  Werqa Ju

Komentarze

  1. Świetnie piszesz! :) Tak młodzieżowo i prosto, a jednocześnie wykorzystujesz kreatywne pomysły - tego typu historii jeszcze nigdy nie spotkałam na żadnym blogu. :D Mogę poświęcić Twoim opowiadaniom jeden post na moim blogu (recenzentkaksiazki.blogspot.com)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej... Bardzo dziękuję, będę zaszczycona, jeśli chcesz o tym napisać :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Każdy komentarz i obserwacja wywołują uśmiech i niezwykle motywują.

✓ Komentarze wulgarne są od razu usuwane.
✓ Przyjmuję jedynie konstruktywną krytykę.
✓ Zostaw link do swojego bloga - chętnie poczytam.
✓ Nie bawię się w rzeczy typu: obserwacja za obserwację. Ale jeśli twój blog mi się spodoba - zaobserwuję.
✓ Jeśli komentujesz, zrobię to na pewno u ciebie.

Popularne posty z tego bloga

Black Heart

Kto miał chociaż raz przemożone wrażenie, że nie wie, co chce w życiu robić..? A jeśli wie, to waha się, czy na pewno będzie się spełniał w danym zawodzie, czy wytrwa? Tematyka dzisiejszego postu nie będzie o doradztwie zawodowym - Boże, broń! Nie wyobrażam sobie, że coś takiego mogłoby wyjść spod mego pióra. Niech ktoś mi o tym przypomni, kiedy skończę jakieś dwadzieścia lat i obym nie została właśnie doradcą zawodowym...  Chciałam napisać, że wszystkiego warto próbować. Mądrość życiowa, o której czytamy, którą napotykamy, nie wzięła się z niczego. Ktoś musiał coś robić, działać, angażować się - a z tym jest teraz problem. Mogę potwierdzić w stu procentach na przykładzie kilku znajomych. Żeby grupowo się w coś zaangażować, wszystkich trzeba ciągnąć na siłę. Żadnej dobrej woli. Żadnej chęci i ciekawości. Zresztą, nie wiedzą co tracą. Najgłębsze wartości życia trzeba odkryć samemu, pokonując swoje wewnętrzne bariery. Nikt niczego się nie nauczy, jedynie czytając książki i cytując...

Tutaj jestem!

Na pewno każdy z młodych, początkujących pisarzy ma taki okres, gdy zastanawia się nad swoim debiutem. Myślimy i myślimy, ale często nasze zmagania spełzają na niczym. Niedawno wysłałam próbkę swojego opowiadania do gazety. Nie otrzymując odpowiedzi przez dłuższy czas, wysłałam kolejny raz swoją prośbę. Tak to się ciągnęło, aż w końcu dostałam odpowiedź. Dosyć neutralną, bo okazało się, że nie mogą umieścić mojego opowiadania, ale zapraszają do wzięcia udziału w konkursie literackim. Okej. Jako, że jestem osobą bardzo dużo myślącą, to zaczęłam układać sobie w głowie przemyślenia i przeróżne wyjścia. Po pierwsze, cieszę się, że chociaż spróbowałam (dziwię się, że nie zwrócili mi uwagi za spam :3), mimo odmowy i postanowiłam zrobić pierwszy krok ku osiągnięciu swojego celu. Lecz co jeszcze mogę zrobić? 

Pokonać złość

/udowodnić, że może być lepiej. Zacznę od tego, że sama często denerwuję się z różnych powodów, ale ten post jest o jednym: człowieku. Każdy z nas zna sytuację, gdy nie może wytrzymać czyjegoś zachowania, sposobu bycia czy po prostu obecności. Zanim zacznę całą rozprawkę o pokonywaniu złości, chcę o czymś wspomnieć. Wiem, że często nie mamy wpływu na nasze uczucia, ale zastanów się, zanim zaczniesz kłócić się z kimś o to, kim jest. Wiem, że jesteśmy tylko ludźmi i niektóre rzeczy nas ponoszą, ale nie możemy mieć pretensji do nikogo za to jak prowadzi swoje życie. Możemy zwrócić uwagę danej osobie, jeżeli coś nam nie pasuje w jej/jego zachowaniu, ale pamiętajmy o konstruktywnej krytyce.