Przejdź do głównej zawartości

Życie mimo wszystko

Rozdział 5

Anka już mi spieszyła z odpowiedzią. Rzuciła się do małego i kucnęła przy nim. Chwyciła go za policzki i powiedziała przesadnie słodkim głosem:
- Ojejejejejciu! To naś malutki kolega! Cio tam u ciebie? Jak tiam jeśt w tym oklopnym domu dziecka, co?
Chłopiec jakoś wyrwał się z jej objęć i schował się za nogi wujka.
- Idź sobie – powiedział cicho.
Jakoś poczułam sympatię do tego dziecka.
- Już cię lubię – powiedziałam zlatując z regału i stając za kanapą.
Wiedziałam, że mnie nie usłyszy, ale... Prawie dostałam zawału, gdy chłopiec spojrzał prosto..... centralnie ...... na mnie i odpowiedział:
- Ja ciebie chyba też.
Wmurowało mnie w ziemię, choć unosiłam się trochę nad nią.
- Jak?! - pomyślałam. - Jak to możliwe, że on mnie słyszy i widzi?!
Może trzeba będzie znaleźć jakąś książkę czy coś...?
- Co mówiłeś? - spytała ciotka.
- Nic, nic – odparł zmieszany chłopiec.
Chyba jedynie wujek miał trochę rozumu i zaproponował:
- Może powiesz jak masz na imię? - spytał uśmiechając się pokrzepiająco.
Chłopiec zawahał się. Rozumiałam go. Nie spodobało mu się towarzystwo. Wreszcie powiedział jeszcze ciszej, niż wcześniej.
- A-adam.
Ciotka kiwnęła lekceważąco ręką.
- Dobra, a teraz idź do swojego pokoju, bo tu nam będziesz tylko przeszkadzał – powiedziała nie patrząc na niego.
Wujek rzucił mu przepraszające spojrzenie.
- Po schodach, korytarzem prosto, a potem na prawo – powiedział. - dasz radę?
Adam kiwnął potwierdzająco głową i niepewnie ruszył według danych mu instrukcji. Wiedziałam, że będzie mieszkał w moim pokoju.
- Niech się cieszy, – wymamrotałam - że nie zażyczyłam sobie różowych ścian tylko niebieskie. Ale i tak jest biedny...
Wiedziałam z własnego doświadczenia, że mieszkanie pod jednym dachem z tymi trzema to udręka nawet gdy ma się siedemnaście lat, a co dopiero gdy jesteś siedmiolatkiem. Teraz chciałam jeszcze bardziej je nastraszyć. Gdy tylko wujek wyszedł z pokoju (on nie zasługiwał na piekło, które tu się rozpęta) przystąpiłam do działania. Tym razem zajęłam miejsce przed drzwiami, żeby wszystko widzieć. Moja mama znów stanęła przed lustrem, tym razem układając włosy. Gdy zbliżyła się do niego jeszcze bardziej, lustro "przypadkiem" pękło, a ona odskoczyła od przedmiotu jak oparzona. Opadła na fotel obok ciotki Cecylii.
- Tu chyba naprawdę straszy – powiedziała.
Otarła pot z czoła, a ja sprawiłam, że drewniane nogi fotela złamały się i ten, razem z moją mamą spadli na ziemię.
- Och ZOEY! Jeśli to ty, to jeszcze nam za to zapłacisz!! - ryknęła.
- Ciekawe jak – powiedziałam i drwiąco się uśmiechnęłam – tak się składa, że jestem duchem.
Poczułam, że zaczynam się nudzić, ale nie popuściłam im. Jeszcze przez pół godziny w pewnych odstępach czasu, męczyłam je, a potem postanowiłam powłóczyć się po korytarzach. Zapadł już zmrok. Przechadzając się tu i tam, zauważyłam, że od mojej białej sukienki bije dziwna srebrna poświata. Pomyślałam, że muszę wyglądać dość strasznie... Duch z czarnymi włosami, ubrany w białą sukienkę. Do tego czerwone usta. Pewnie wyglądam jak pół-wampir. Zaśmiałam się. Chciałam jeszcze zajrzeć do mojego pokoju. To znaczy, może nie zajrzeć, bo chłopiec mógłby paść na zawał, ale zapragnęłam znów przejść się moim korytarzem. Jak tu mieszkałam, tylko tam mogłam posiedzieć w spokoju. Rodzina mnie nie lubiła i zaledwie tolerowała, więc omijano ten korytarz szerokim łukiem. Rozmowa ze mną była albo okropnym obowiązkiem, albo koniecznością. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego dość daleko chłopca. Patrzył na mnie trochę ze strachem, trochę z zaciekawieniem.
- Jesteś duchem, prawda? - spytał.
Trochę mnie to zszokowało.
- Czy tego nie widać od razu? Jasne, że jestem duchem.
- Noo.. Tak pół na pół widać. Bo wiesz, duchy są chyba raczej przezroczyste, a ja przecież widzę, że masz czarne włosy, niebieskie oczy i w ogóle - powiedział nieśmiało. - a ty jesteś dobrym duchem, czy złym?
- Czuję się jakby mi zadawano pytania do jakiejś ankiety. Jestem dobra.. To znaczy, zależy dla kogo – uśmiechnęłam się – czy musimy stać na korytarzu? Jak cię złapią na szwędaniu się po nocy, to uwierz mi, będzie awantura. Chodźmy to twojego pokoju. Wiesz, że to kiedyś ja tam mieszkałam?
Podszedł do mnie i uśmiechnął się. Sięgał mi zaledwie do biodra, więc albo ja byłam taka wysoka, albo on taki niski. Udaliśmy się do pokoju, a po drodze często musiałam zwalniać tempo, bo Adaś nie nadążał. Gdy w końcu znaleźliśmy się w moim-jego pokoju chłopiec był zasapany, a ja musiałam zadać mu najważniejsze pytanie.
- Dlaczego mnie widzisz?
Spojrzał na mnie i wzruszył ramionami.
- Nie wiem.
Teraz to miałam mętlik w głowie. Czy jedni mają taki dar, a inni nie? Shauna mnie tylko słyszała.
- Moja przyjaciółka mnie słyszała, ale nie widziała. Nie umiesz tego wyjaśnić? - zaciekawiłam się.
Zaprzeczył.
- Mogę cię o coś spytać?
- No dobra - odpowiedziałam niepewnie.
- Jak umarłaś? Czy ci na dole to twoja rodzina?
Zaskoczyło mnie, że jest jakiś taki dziwnie poważny jak na siedmiolatka. Czy dzieci w tym wieku nie powinny się bawić klockami Lego, zamiast wypytywać duchy o powód ich śmierci?
Trochę zwlekałam z odpowiedzią.
- No więc, utopiłam się w jeziorze. Jakieś pięć kilometrów stąd. - powiedziałam i wskazałam ręką kierunek, w którym znajdowało się jezioro. - Teraz prawie cały czas tam siedzę. Nie mam co robić. I tak, ci na dole to niestety moja rodzina.
Z niewiadomego powodu, chłopiec zamilkł na chwilę, a potem powiedział:
- A tak w ogóle, to trochę podejrzałem jak ich straszysz. Myślę, że się dogadamy.
W głowie pojawił mi się obraz spadającego "Małego słownika języka polskiego" na głowę ciotki Cecylii. Mimowolnie uśmiechnęłam się.
- Też tak sądzę. A teraz lepiej idź spać, bo już po północy - powiedziałam.
Gdy chłopiec wgramolił się pod kołdrę, a ja już miałam wychodzić, ten powiedział cicho:
- A przyjdziesz jeszcze do mnie? Chyba z nikim innym nie da się tu porozmawiać. No jeszcze ten pan jest fajny.
- Przyjdę. A do tego czasu, bądź dzielny – poradziłam. - i pamiętaj: tylko tu będziesz mógł cieszyć się chwilą spokoju. One omijają ten korytarz szerokim łukiem – powiedziałam i przeszłam przez drzwi.
Teraz, kiedy już umiałam latać, jeszcze szybciej dotarłam nad jezioro. Zaczęło lać jak z cebra. Weszłam do jeziora, patrzyłam na jego niespokojną taflę. Wyciągnęłam rękę i spróbowałam dotknąć kropel deszczu. Po chwili podniosłam i drugą. Zrobiłam kilka piruetów. Moje czarne włosy wirowały wokół mnie, a ja poczułam, że robię się mokra. Krople deszczu spływały po moich ramionach. Gdzieś w oddali usłyszałam potężny grzmot. W jednej chwili poczułam, jak moje ciało przeszywa czysta energia. Z moich dłoni wylatywały iskry. Czułam się wspaniale. Taka przepełniona życiem...
- Chwila... Życiem?! Ja jestem martwa! - pomyślałam i spojrzałam na swoje odbicie w tafli jeziora.


 Werqa Ju

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Black Heart

Kto miał chociaż raz przemożone wrażenie, że nie wie, co chce w życiu robić..? A jeśli wie, to waha się, czy na pewno będzie się spełniał w danym zawodzie, czy wytrwa? Tematyka dzisiejszego postu nie będzie o doradztwie zawodowym - Boże, broń! Nie wyobrażam sobie, że coś takiego mogłoby wyjść spod mego pióra. Niech ktoś mi o tym przypomni, kiedy skończę jakieś dwadzieścia lat i obym nie została właśnie doradcą zawodowym...  Chciałam napisać, że wszystkiego warto próbować. Mądrość życiowa, o której czytamy, którą napotykamy, nie wzięła się z niczego. Ktoś musiał coś robić, działać, angażować się - a z tym jest teraz problem. Mogę potwierdzić w stu procentach na przykładzie kilku znajomych. Żeby grupowo się w coś zaangażować, wszystkich trzeba ciągnąć na siłę. Żadnej dobrej woli. Żadnej chęci i ciekawości. Zresztą, nie wiedzą co tracą. Najgłębsze wartości życia trzeba odkryć samemu, pokonując swoje wewnętrzne bariery. Nikt niczego się nie nauczy, jedynie czytając książki i cytując...

Tutaj jestem!

Na pewno każdy z młodych, początkujących pisarzy ma taki okres, gdy zastanawia się nad swoim debiutem. Myślimy i myślimy, ale często nasze zmagania spełzają na niczym. Niedawno wysłałam próbkę swojego opowiadania do gazety. Nie otrzymując odpowiedzi przez dłuższy czas, wysłałam kolejny raz swoją prośbę. Tak to się ciągnęło, aż w końcu dostałam odpowiedź. Dosyć neutralną, bo okazało się, że nie mogą umieścić mojego opowiadania, ale zapraszają do wzięcia udziału w konkursie literackim. Okej. Jako, że jestem osobą bardzo dużo myślącą, to zaczęłam układać sobie w głowie przemyślenia i przeróżne wyjścia. Po pierwsze, cieszę się, że chociaż spróbowałam (dziwię się, że nie zwrócili mi uwagi za spam :3), mimo odmowy i postanowiłam zrobić pierwszy krok ku osiągnięciu swojego celu. Lecz co jeszcze mogę zrobić? 

Pokonać złość

/udowodnić, że może być lepiej. Zacznę od tego, że sama często denerwuję się z różnych powodów, ale ten post jest o jednym: człowieku. Każdy z nas zna sytuację, gdy nie może wytrzymać czyjegoś zachowania, sposobu bycia czy po prostu obecności. Zanim zacznę całą rozprawkę o pokonywaniu złości, chcę o czymś wspomnieć. Wiem, że często nie mamy wpływu na nasze uczucia, ale zastanów się, zanim zaczniesz kłócić się z kimś o to, kim jest. Wiem, że jesteśmy tylko ludźmi i niektóre rzeczy nas ponoszą, ale nie możemy mieć pretensji do nikogo za to jak prowadzi swoje życie. Możemy zwrócić uwagę danej osobie, jeżeli coś nam nie pasuje w jej/jego zachowaniu, ale pamiętajmy o konstruktywnej krytyce.