Przejdź do głównej zawartości

Życie mimo wszystko

 Rozdział 4

Po pogrzebie wszyscy, którzy obchodzili żałobę, poszli się modlić, a ciotka, Ariana, Anka i mama poszli do knajpy. Po prostu. Jakby to była standardowa czynność wykonywana po pogrzebie. Usatysfakcjonowało mnie to, że pogrzeb odbył się na plaży, nad jeziorem. To było mi na rękę. Zauważyłam, że Ariana zostawiła przy brzegu torebkę z dziwną zawartością.
- Dobrze – powiedziałam.
Gdy moja była przyjaciółka wróciła po swoją torebkę, już było ciemno. Podeszła do wody i wyciągnęła z niej książkę. Zdołałam przeczytać.
"Od Zoey dla Ariany z okazji urodzin"
Ja sama stanęłam na pomoście, na samym środku, żeby dobrze widzieć. Ariana weszła do wody. Najpierw po kostki, potem do pasa. Wyciągnęłam rękę przed siebie. Moja sukienka lekko lawirowała wokół kostek. Ariana splunęła na książkę i rzuciła ją daleko przed siebie. Dziewczyna chciała już wyjść z wody, ale jej nie pozwoliłam. Koniuszki palców skierowałam do środka dłoni. Fale zaczęły się pojawiać. Gdy były już w połowie, fale miały z trzy i pół metra. Ariana nie umiała pływać. Zaczęła młócić wodę palcami, ledwo utrzymując się na powierzchni.
- Niedoczekanie – wycedziłam.
Grzywy fal waliły ją po przerażonej twarzy niczym bezlitosne baty. Zachłystywała się raz po razie. Raz po razie.
Zacisnęłam dłoń w pięść, nadal trzymając ją nad wodą, tak mocno, że aż zbielały mi kłykcie. Fale były tak ogromne, że nie potrafiłam określić ich wielkości. Ariana znalazła się pod wodą. Utrzymywałam grzywacze tak długo, aż zobaczyłam, że dziewczyna się nie wynurza. Znowu rozłożyłam dłoń. Zabiłam swoją przyjaciółkę, a tafla była tak gładka, jakby nic się nie wydarzyło... Odetchnęłam i rozmasowałam dłoń.
Tydzień później odbył się kolejny pogrzeb (też na plaży). Wszyscy oczywiście płakali i w ogóle. Rodzice Ariany zaprosili moją kochaną rodzinkę. Nie ukrywam, że poczułam jakieś ukłucie w środku, kiedy zobaczyłam, że wszyscy są ubrani na czarno. Gdy ja umarłam jakoś nie przejeli się doborem odpowiedniego stroju (jakby tylko o ubranie chodziło). Nie mogłam się powstrzymać przed przyjściem, choć jak tylko ksiądz zaczął się modlić, stwierdziłam, że już wolę siedzieć na pomoście i czytać książkę od Shauny, która nadal tam leżała (książka, nie Shauna), niż tego słuchać. Ale czy rzeczywiście musiałam czas spędzać tylko tam gdzie się utopiłam? Czy nie mogłam choćby odwiedzić mojego domu? Pomyślałam, że nie zaszkodzi mi mała wycieczka. Chociaż, że jezioro znajdowało się na "małym" odludziu, to przecież nie czułam zmęczenia. A jako duch mogłam przemieszczać się szybciej. Podniosłam się i ruszyłam do domu. Po drodze, wszystko wydawało się jakieś piękniejsze oraz weselsze.
- No.. Teraz Anka ma nauczkę, że nie należy odsuwać ode mnie przyjaciół, a Ariana, że nie warto jej wierzyć. Ciekawe czy ona też zostanie po "tej stronie"... - pomyślałam.
Przyśpieszyłam tempo. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Może nawet gdy rodzina wróci, to trochę ich postraszę? Przez te rozmyślania prawie wlazłam na drzwi wejściowe (a mogłam spokojnie przez nie przejść). Odskoczyłam. Zdziwiłam się, że tak szybko dotarłam na miejsce. Wiedziałam, że jestem szybsza, ale aż tak bardzo? Weszłam do salonu. Wszystko było tak jak dawniej. Regał z książkami nadal był zapchany (głównie MOIMI książkami), kot, który leżał na dywanie, podniósł główkę i patrzył na mnie zaciekawiony.
- Oj.. Widzisz mnie? Też masz szósty, czy tam siódmy zmysł? - powiedziałam do zwierzaka.
Kucnęłam obok niego. Wiedziałam, że nie mogłam go pogłaskać, więc tylko schyliłam głowę do jego pyszczka. Zaczął mruczeć. Od zawsze lubiłam koty. To, jak okazują miłość, jak w zimowe wieczory potrafią ogrzać ciepłym futerkiem.. Wstałam i ponownie rozejrzałam się po pokoju. Moje spojrzenie zatrzymało się na tarasie, z którego tak niedawno obserwowałam zachód słońca. Byłam bardzo ciekawa jednego i chyba oczywistego, gdy jest się duchem. Stanęłam przed drewnianą barierką i skoczyłam. Uniosłam się, a gdy tylko się to stało, z ust wyrwał mi się okrzyk:
- Ale extra!
Dotychczas unosiłam się nad ziemią tylko z dwa centymetry. Jakoś zapomniałam, żeby sprawdzić czy dam radę wyżej. Teraz mogłam korzystać z nowo odkrytej umiejętności. Wróciłam do salonu. Podfrunęłam do najwyższego regału i usiadłam na nim. Teraz wystarczyło poczekać na Ankę, ciotkę i mamę. Wujka nie wliczałam, bo ciągle jakoś tak kryłam w sobie wzruszenie, że chociaż on okazał trochę szacunku na moim pogrzebie. "Więc jego zostawię w spokoju" – pomyślałam.
Gdy po kilku godzinach bezczynnego siedzenia na szafce, miałam się poddać, usłyszałam szczęk zamka. Do środka wkroczyły trzy postacie (chyba nie muszę znów mówić kto). Jedna rzuciła się na sofę i włączyła telewizor, druga stanęła przed lustrem i poprawiała makijaż, a trzecia usiadła na fotelu, tuż pod regałem z książkami.
- No to zaczynamy – obwieściłam uroczystym tonem, przygotowując się na dobrą zabawę.
Okazało się, że moja "moc", dzięki której pozbyłam się Ariany działała nie tylko na wodę. Zrozumiałam to, gdy zrzuciłam ciotce stos książek na głowę.
- Co do...?! - krzyknęła, ale nie zdążyła skończyć, bo oberwała "Małym słownikiem języka polskiego", który wcale nie był mały (1200 stron). Potem sprawiłam, że urwała się transmisja ulubionego serialu Anki, a na ekranie pojawiły się czarno-szare paski, a sam telewizor zaczął się "miotać" jakby coś w niego wstąpiło.
- Niech mnie szlag trafi! Ariana pogniewała się na nas i teraz straszy, czy co?! - wrzasnęła ciotka Celina, rozmasowując głowę.
Na jej twarzy malowała się mieszanina strachu i gniewu. Tylko Anka pozostała jakby skamieniała.
- Powiedziałabym raczej, że to Zoey.
Jak na zawołanie wszystkie umilkły. Mnie samej nie obchodziło co o mnie mówią i już miałam się zabierać za moją mamę, gdy drzwi znów się otworzyły. Staną w nich wujek z małym chłopcem, który wyglądał mi na jakieś siedem lat.
- Kto to jest? - pomyślałam.


  Werqa Ju 
 Hej! :) Wstawiam tu nowy rozdział, już 4. ^^ Musiałam trochę się nad nim pomęczyć, ale myślę, że się opłacało :). Jeśli chcecie, żeby opowiadania były dłuższe, lub krótsze, to piszcie 
w komentarzach. :) Więc miłego czytania! 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kot dla uwagi

http://www.unsplash.com Naprawdę dawno mnie tu nie było, więc trzy miesiące spóźniona, witam wszystkich w nowym roku! Mam nadzieję, że dla wszystkich będzie jeszcze lepszy niż ten poprzedni. Przyznajcie się, kto zdążył już złamać swoje postanowienia? Dzisiaj przychodzę do was tak właściwie... z niczym. Przepraszam. Daję znać, że żyję i jeżeli ktoś pozostał jeszcze na tych starych śmieciach, mam nadzieję, że mój warsztat nadal będzie was zadowalał. A teraz czas na lanie wody. Upływający czas mierzę nie tylko zerkając na białe kartki kalendarza, ale też przez patrzenie w lustro. Włosy, które w sierpniu sięgały nad ramię, teraz urosły o dobre sześć centymetrów. Mam wrażenie, że jeszcze te prawie pół roku temu uważałam się o wiele mądrzejszą niż jestem teraz, ale cóż, tak bywa. Mam nadzieję, że niedługo znowu zacznę gadać od rzeczy. Nie wiem nawet o czym powinnam pisać. Nie kręci mnie już wysławianie się na każdy temat, a także lanie wody (udawajmy, że właśnie teraz tego nie ...

Książka o promyczku

Jeśli kiedykolwiek chciałeś poddać się tylko dlatego, że było trudno, powinieneś przeczytać wspaniałe dzieło Kim Holden. Książka chwyciła mnie za gardło, przydusiła, a na koniec wywołała niemożliwy do powstrzymania potok łez. Masz przed sobą taki krajobraz: jezioro, chmurne popołudnie. Na pomoście siedzi dziewczyna z nogami podkulonymi pod samą brodę i kiwa się w tył-przód jakby miała chorobę sierocą. Szara przestrzeń otacza ten samotny punkcik, mimo że w około turyści na kocach łudzą się o trochę słońca. Po twarzy bieduli strumieniami płyną łzy, sprawiając, że wygląda szalenie nieatrakcyjnie, ale co tam.  Pytanie: Co tak naprawdę robi? Odpowiedź: Czyta najpiękniejszą, najbardziej nieziemską książkę jaką mógł wymyślić człowiek. Właściwie, może Kim Holden nie jest człowiekiem? Może jest wszechwiedzącą maszyną do pisania wyrywających serca powieści? Może jej życiową misją jest uczenie nas, [SPOILER ALERT] że tak naprawdę to nie śmierć jest najważniejsza?

Największe niesprawiedliwości świata

Myśl dnia: ten moment, gdy nawet osiedlowy supermarket ma Instagrama, a ty nie i zastanawiasz się co takiego mogą tam wrzucać. Zdjęcia szynki z promocji? Pomijając tym razem poważne tematy, trochę się pośmiejemy (powodzenia, moje poczucie humoru jest dziwne) rozważając nad tym co przeszkadza nam w świecie.  Zapraszam na post pełen nawiasów i subiektywnych podpunktów trochę po nic. A jednak po coś. ☆ Najbardziej denerwują mnie osoby, które jedzą, jedzą, i nie tyją (wcale nie jestem jedną z nich ciii, to koncepcja samoirytacji). Mogą wtrąbić cały słoik Nutelli, dobić to grubymi naleśnikami na oleju, z syropem klonowym i cukrem, a nogi nadal wyglądają jak z paryskiego wybiegu. Ugh. ☆ Łączenie kolorów. Kiedy ty boisz się połączyć czarny z żółtym, a te wszystk...