Przejdź do głównej zawartości

Ulica Scar'ów

Rozdział 1,5

Ami była moją najlepszą przyjaciółką od czasów przedszkola, może nawet wcześniejszych. Zawsze dzieliłyśmy się skittels'ami, podpisywałyśmy się na drzewach i ławkach w parku – ku oburzeniu starców, uprawiających jogging. Przeprowadziłyśmy zamach wodny na wandali z naszej ulicy, jako zemstę - co prawda już dawno zapomniałyśmy za co.
Rozumiała mnie bez słów, a gdy do kościoła weszła kobieta odstawiona jak Marilyn Monroe, w zgniło-zielonych obcisłych legginsach, ledwo dusiłyśmy śmiech. Nawet nie musiałyśmy się porozumiewać.
Ami, czyli tak na prawdę Abundancja Dew była średniego wzrostu, miała ciemne (wiecznie w artystycznym nieładzie) włosy od zawsze sięgające jej do ramion oraz piękną oliwkową cerę bez żadnej skazy. Nienawidziła swojego imienia i odkąd pamiętam, narzekała, "dlaczego jej cholerni rodzice musieli ją tak cholernie nazwać". Wszyscy nazywają ją Ami, bo tak jest łatwiej, a ona najzwyczajniej w świecie oszczędza sobie wstydu.
Dorastałyśmy razem, dzieliłyśmy się swoimi problemami i zawsze znajdywałyśmy rozwiązanie. Mówiłam jej o wszystkim. Nawet po pożarze, kiedy to moje życie diametralnie się zmieniło. Straciłam ojca. Oddaliłam się od matki. I zaczęło się dziać ze mną coś, czego obie nie potrafiłyśmy wytłumaczyć. Wszystko przez to, że odnajdywałam ukojenie w wodzie, która odsuwała moją traumę – ogień. Ciągnęło mnie pod powierzchnię fal, potrafiłam spędzać tam godziny.
Prostując: bez oddychania.


Rozdział 2
Dwa lata temu

Wszystko skłaniało się ku temu, że wizyta w szpitalu jest nieunikniona. Co więcej: zbliżała się coraz większymi krokami. Wszyscy lekarze mówili to samo: zatrucie, jednak zbyt często zwracałam obiad, biegałam do łazienki i robiłam wiele innych rzeczy, by było to tylko zatrucie. Według mojej opinii. Chcieli przeprowadzić u mnie płukanie żołądka, czego trochę się bałam. Bo jak to jest, kiedy wlewają ci do brzucha wodę, potem ją wypłukują i powtarzają tą czynność do upadłego? Na pewno niezbyt przyjemnie.
Do szpitala musieliśmy dojechać sami: pogotowie wspaniałomyślnie stwierdziło, że nie jest ze mną tak źle, by wysyłać ambulans. Półleżałam więc na siedzeniu pasażera z czerwoną miską na kolanach i patrzyłam jak niegdyś pysze frytki wracają do Ziemi Ojczystej. Od samego widoku i zapachu chciało się wymiotować, więc byłam pełna podziwu dla rodziców, którzy dzielnie to wytrzymywali.
Tato siedział za kierownicą i co jakiś czas zerkał na mnie, czy wszystko w porządku. Nie było. Na jego przepracowanej twarzy odmalowało się zatroskanie. Wiedziałam, że wyglądam okropnie. Przez te kilka dni schudłam kilka kilo i choć powinnam czuć się lekka jak piórko, zawartość mojego żołądka ściągała mnie na dół. Tata starał się jechać jak najszybciej, co było raczej trudnym zadaniem ze względu na korki.
W przerwie między konwulsjami spojrzałam na niego. Nerwowo stukał palcami po skórzanej kierownicy, wyraźnie zirytowany. Zdecydowanie się przepracowywał. Wieki temu, mój ojciec dostał zatrudnienie w kancelarii prawnej, co pozwoliło przeprowadzić nam się w Lepszą Okolicę, z dala od ciemnych zaułków i obleśnych czterdziestolatków, którzy proponują, że pokażą ci "kotki w piwnicy". Zaczęłam chodzić do normalnej szkoły, nie powiedziane, że z normalnymi ludźmi. Większość z nich to nadęte snoby z butami wypolerowanymi na błysk i zawsze czystymi koszulami. Ilekroć wchodziłam do ceglanego budynku, chciało mi się wymiotować. Nie mogłam jednak uciekać. Nie chciałam zawieść ojca, więc zostawało mi przecierpieć to "towarzystwo na poziomie". Oni chodzili w markowych ciuchach, one w jaskrawych sukienkach. Ja miałam biały podkoszulek i jasne jeansy.
Przeprowadziliśmy się, gdy miałam około dzięwięciu lat. Po sześciu latach, szkoła nie była już tak nieskazitelna, przynajmniej na zewnątrz. Wszystko wiązało się ze sobą. W tym szóstym roku mojej nauki budynek wręcz sypał się w oczach. Uczniów przybywało coraz mniej. Poziom spadał. Ogień p o t r a f i niszczyć. 

CDN. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Największe niesprawiedliwości świata

Myśl dnia: ten moment, gdy nawet osiedlowy supermarket ma Instagrama, a ty nie i zastanawiasz się co takiego mogą tam wrzucać. Zdjęcia szynki z promocji? Pomijając tym razem poważne tematy, trochę się pośmiejemy (powodzenia, moje poczucie humoru jest dziwne) rozważając nad tym co przeszkadza nam w świecie.  Zapraszam na post pełen nawiasów i subiektywnych podpunktów trochę po nic. A jednak po coś. ☆ Najbardziej denerwują mnie osoby, które jedzą, jedzą, i nie tyją (wcale nie jestem jedną z nich ciii, to koncepcja samoirytacji). Mogą wtrąbić cały słoik Nutelli, dobić to grubymi naleśnikami na oleju, z syropem klonowym i cukrem, a nogi nadal wyglądają jak z paryskiego wybiegu. Ugh. ☆ Łączenie kolorów. Kiedy ty boisz się połączyć czarny z żółtym, a te wszystk...

Książka o promyczku

Jeśli kiedykolwiek chciałeś poddać się tylko dlatego, że było trudno, powinieneś przeczytać wspaniałe dzieło Kim Holden. Książka chwyciła mnie za gardło, przydusiła, a na koniec wywołała niemożliwy do powstrzymania potok łez. Masz przed sobą taki krajobraz: jezioro, chmurne popołudnie. Na pomoście siedzi dziewczyna z nogami podkulonymi pod samą brodę i kiwa się w tył-przód jakby miała chorobę sierocą. Szara przestrzeń otacza ten samotny punkcik, mimo że w około turyści na kocach łudzą się o trochę słońca. Po twarzy bieduli strumieniami płyną łzy, sprawiając, że wygląda szalenie nieatrakcyjnie, ale co tam.  Pytanie: Co tak naprawdę robi? Odpowiedź: Czyta najpiękniejszą, najbardziej nieziemską książkę jaką mógł wymyślić człowiek. Właściwie, może Kim Holden nie jest człowiekiem? Może jest wszechwiedzącą maszyną do pisania wyrywających serca powieści? Może jej życiową misją jest uczenie nas, [SPOILER ALERT] że tak naprawdę to nie śmierć jest najważniejsza?

Kot dla uwagi

http://www.unsplash.com Naprawdę dawno mnie tu nie było, więc trzy miesiące spóźniona, witam wszystkich w nowym roku! Mam nadzieję, że dla wszystkich będzie jeszcze lepszy niż ten poprzedni. Przyznajcie się, kto zdążył już złamać swoje postanowienia? Dzisiaj przychodzę do was tak właściwie... z niczym. Przepraszam. Daję znać, że żyję i jeżeli ktoś pozostał jeszcze na tych starych śmieciach, mam nadzieję, że mój warsztat nadal będzie was zadowalał. A teraz czas na lanie wody. Upływający czas mierzę nie tylko zerkając na białe kartki kalendarza, ale też przez patrzenie w lustro. Włosy, które w sierpniu sięgały nad ramię, teraz urosły o dobre sześć centymetrów. Mam wrażenie, że jeszcze te prawie pół roku temu uważałam się o wiele mądrzejszą niż jestem teraz, ale cóż, tak bywa. Mam nadzieję, że niedługo znowu zacznę gadać od rzeczy. Nie wiem nawet o czym powinnam pisać. Nie kręci mnie już wysławianie się na każdy temat, a także lanie wody (udawajmy, że właśnie teraz tego nie ...