Przejdź do głównej zawartości

Życie mimo wszystko

Rozdział 8

Wskazałam jej palcem na napis. Zmarszczyła brwi.
- To jakieś hieroglify? - pochyliła się jeszcze bardziej nad słownikiem.
Uniosłam brwi.
- Żartujesz sobie?
- Co cię nagle ugryzło? - spytała zdziwiona.
- Przecież tutaj jest wyraźny napis – powiedziałam.
Shauna spojrzała na mnie jak na wariatkę, ale po chwili odpuściła.
- Chyba powinnam zacząć się przyzwyczajać, że wszystko teraz będzie dziwniejsze i ciekawsze – dodała z błyskiem w oku.
- Czekaj... Czyli ty tego nie widzisz? Tylko jakieś niezrozumiałe znaki? - spytałam zdziwiona.
- Dokładnie. Co jest tam napisane? - spytała.
Odchrząknęłam.
- Ta, która jest energią i światłem, ta, która pełna jest sprzeczności, ta, która życie odzyska, przepowiednię odnajdzie tam, gdzie żyć tyle wprawdzie sztucznych, gdzie dusza przeplata się między rzeczywistym, a fikcyjnym, pod światłem – wyrecytowałam.
Siedziałyśmy przez długą chwilę w milczeniu. Nagle Shauna odezwała się z błyskiem w oczach.
- Zoey! Ten początek... Ta, która jest energią i światłem! Przecież to ty! Ty strzelasz iskrami z dłoni, a mówiłaś, że czułaś się jakbyś była przepełniona ENERGIĄ I ŚWIATŁEM! Rozumiesz?! - Shauna zaczęła skakać dookoła kanapy. - Wreszcie coś mamy!
- Jeszcze nie jesteśmy pewne. Mamy jeszcze te sprzeczności... Chociaż... - teraz ja poderwałam się z kanapy. - przecież moje "moce" to jakby woda i iskry, a iskry to ogień! Dwa sprzeczne żywioły!! Shauna! - teraz i biegałam dookoła kanapy.
- Dobra, zarządzamy spokój – roześmiała się. - nad odzyskaniem życia chyba nie ma się co zastanawiać, ale... - Shauna przerwała, widząc moją minę.
Przyciskałam ręce do boków głowy, powieki miałam zaciśnięte. Znów ten ból głowy...
- Zo, może przynieść ci wody? Nie wiem... Zimny okład?! Zoey! - wrzasnęła spanikowana Shauna, gdy osunęłam się na podłogę.
Z bólu wręcz nie mogłam stać. Pochyliłam się do przodu, zaczęłam wrzeszczeć.
- Nie, nie, d-dam radę.. - udało mi się wydusić z siebie kilka słów.
Myślałam, że za chwilę, moja czaszka eksploduje. Nie zanosiło się na to, by miało kiedykolwiek przestać, ale gdy przed oczami ukazały mi się obrazy ostry ból nasilił się. Zacisnęłam zęby i przestałam wrzeszczeć. Nie bez trudu, oczywiście. Najpierw zobaczyłam czarne postacie naokoło domu Shauny. Były jakby utkane z czarnej mgły. Następnie owe postacie przenikały przez ściany słychać było mój... mój krzyk... A potem "zjawy" przeszły przez drzwi, ciągnęły mnie za sobą. Tam, gdzie zjawy mnie dotknęły, widać było, że żyły robią się czarne, ale ja nadal żyłam. Shauny nigdzie nie było. Potem dobiegł mnie ochrypły głos, który mówił, że "to koniec". Następnie wizja rozmyła się, a na jej miejsce wskoczyła następna. Widziałam wysoką kobietę, o czarnych włosach, zielonych oczach. Patrzyła na mnie zatroskanym i zaniepokojonym wzrokiem. Chciała się odezwać, ale wtedy jej ramię przeszyła strzała z czarnym grotem.
Wtedy głowa przestała mnie boleć, a ja otrząsnęłam się i spojrzałam na Shaunę klęczącą obok mnie.
- Wszystko ok? - spytała.
Powoli pokiwałam głową.
- Zoey, co to było?
- Znów miałam te wizje.
- Co widziałaś tym razem? - spytała, pomagając mi wstać z podłogi.
Usiadłyśmy przy stole kuchennym.
- Najpierw dziwne zjawy... Wydaje mi się, że napadły na nas... tutaj... A potem jakąś kobietę. W ramię dostała strzałą. Chciała coś powiedzieć.
Widząc przerażony wzrok przyjaciółki dodałam:
- Ale przecież nie wiemy, czy te obrazy przedstawiają coś, co się dopiero wydarzy. Nie jestem wróżką, nie przepowiadam przyszłości.
Shauna zamyśliła się.
- Hmm... W pierwszej wizji widziałaś pusty grób i mój dom. A wspominałaś mi o tym, że kilka minut przed bólem głowy, zastanawiałaś się, czy w nadal leżysz na cmentarzu. I nie wiedziałaś gdzie możesz pójść – spojrzała na mnie z zaciekawieniem. - Może wizje odpowiadają ci na różne pytania, albo dają ci wskazówki? - zasugerowała – Bo przecież jednak przyszłaś do mnie.
Zastanowiłam się. Rzeczywiście, brzmiało to dość sensownie, ale do tej pory wszystko było jednym, wielkim znakiem zapytania.
- Całkiem możliwe, ale ja już niczego nie jestem pewna – westchnęłam.
Spochmurniałam.
- Może pójdziemy na spacer? - spytała Shauna.
Popukałam się w czoło.
- Zwariowałaś? Chcesz żeby całe miasto padło na zawał? Wysłaliby mnie do laboratorium i przeprowadzali badania. Stwierdziliby, że jestem zombie.
Shauna podniosła kilka ubrań i wzięła do ręki swój kapelusz.
- Zawsze można cię przebrać – zaproponowała.
Wzruszyłam ramionami.
- Możemy spróbować.
Gdy przejrzałam się w lustrze, stwierdziłam, że nie jest tak źle. Jeśli będę nosiła kapelusz naciągnięty na czoło tak, by zasłaniał połowę twarzy, to chyba nikt mnie nie rozpozna. Przynajmniej mam taką nadzieję. Włosy związałam w warkocz, który upięłam pod kapeluszem. Ubrania wybrała mi Shauna, bo większość znajomych zna mój styl dobierania ciuchów. Tak więc, miałam na sobie białą bluzkę włożoną w żółte spodnie, a na wierzch czarną, krótką kamizelkę na ramiączkach. Na głowie miałam wyblakły słomiany kapelusz i gdyby nie on, wyglądałabym nawet nieźle. Skórę posmarowałam samoopalaczem, który kontrastował z moją naturalnie bladą cerą. Usta pomalowałam różową szminką, która wyglądała po prostu śmiesznie.
- Gotowa? - brązowa głowa Shauny ukazała się w drzwiach.
- Raczej tak – powiedziałam. - jak wyglądam?
Obróciłam się kilka razy i zaśmiałam się.
- Śmiesznie i jak nie ty – Shauna również się uśmiechnęła.
Wręczyła mi jeszcze dużą, skórzaną torbę i ruszyłyśmy do wyjścia. Wspaniale było znów zobaczyć twarze znajomych. Gdy mijałyśmy ich na ulicy, witali Shaunę i "miłą nieznajomą". To znaczy, że chyba jesteśmy dobrymi charakteryzatorkami. Po drodze kupiłyśmy jeszcze parę okularów, które od razu wciągnęłam na nos. Wyglądałam jak mucha. Gdy weszłyśmy do parku, na pobliskiej ławce siedziała cała nasza paczka. Sofia, Rose, Jane, Kris, Nathan i Filip. Chciałam się odwrócić i odejść, ale Shauna zaczęła mnie ciągnąć w ich stronę. Zauważyli nas.
- Shauna! Przestań! Oni się zorientują – syknęłam.
- Gadasz bzdury.
Tak... Jak zwykle, zapomniałam, że moja przyjaciółka jest optymistką. Zawsze, wszystko ma się udać. Westchnęłam. Gdy dzieliło nas już tylko jakieś dziesięć metrów zobaczyłam, że wszyscy są smutni, "pochmurni", a Sofia ma zapuchnięte oczy.
- Jeszcze nie pozbierali się po twojej śmierci – wytłumaczyła mi Shauna.
Delikatnie kiwnęłam głową.
- Cześć – powiedział Filip, gdy doszłyśmy do grupy – Kto to? - wskazał ruchem głowy na mnie.
- No, ee... - zaczęła Shauna, ale nie dałam jej dokończyć.
Próbując nieco zmienić swój głos, odpowiedziałam mu.
- Ja.. Mam na imię Corin. Jestem daleką kuzynką Shauny – wytłumaczyłam, naciągając kapelusz jeszcze bardziej na twarz.
- Może opowiesz coś... o sobie? - zaproponował Filip, chcąc podtrzymać rozmowę.
Tym razem Shauna odpowiedziała za mnie.
- Corin pisze wiersze. I niesamowicie śpiewa!
Zakłopotałam się. To, no... rzeczywiście prawda z tym śpiewaniem, nie tylko jako "Corin", ale... nie lubiłam się przechwalać. Nic z tych rzeczy!
- Super! - powiedział Filip, uśmiechając się.
Chłopak zwrócił się do mojej przyjaciółki. Zaczęli o czymś rozmawiać, a ja zerknęłam na resztę. Dziewczyny patrzyły na mnie. Ich wzrok był smutny, ale nie brakowało w nim odrobiny zaciekawienia. Popatrzyłam na Nathan'a. Nawet nie zwrócił uwagi na nasze przybycie. Ukrył twarz w dłoniach, siedział zgarbiony. Miał roztrzepane włosy.
- Ale i tak jest przystojny – pomyślałam i natychmiast zganiłam się za tą myśl.
Co to miało być?! Nigdy więcej... Nathan to tylko przyjaciel, znaczy były, znaczy nadal tak jakby, bo nie żyję, ale... zresztą nieważne. Przez cały czas patrzyłam na przyjaciela, czego sama w ogóle nie zauważyłam. Ale Filip tak. Przysunął się i powiedział:
- On ciągle nie może się pozbierać po śmierci... przyjaciółki...
- No i co z tego?! Dajcie mi wreszcie spokój – zdziwiłam się, słysząc zirytowany głos Nathan'a.
- Sorry, ale wiesz... Ona już nie wróci, będziesz przez całe życie w żałobie? - spytał Filip i po minie tego drugiego, widziałam, że przegiął. I to ostro.
Nathan podszedł do Filipa i widziałam, że ledwo nad sobą panuje.
- Przestańcie! - wyrwało mi się.

  Werqa Ju

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Największe niesprawiedliwości świata

Myśl dnia: ten moment, gdy nawet osiedlowy supermarket ma Instagrama, a ty nie i zastanawiasz się co takiego mogą tam wrzucać. Zdjęcia szynki z promocji? Pomijając tym razem poważne tematy, trochę się pośmiejemy (powodzenia, moje poczucie humoru jest dziwne) rozważając nad tym co przeszkadza nam w świecie.  Zapraszam na post pełen nawiasów i subiektywnych podpunktów trochę po nic. A jednak po coś. ☆ Najbardziej denerwują mnie osoby, które jedzą, jedzą, i nie tyją (wcale nie jestem jedną z nich ciii, to koncepcja samoirytacji). Mogą wtrąbić cały słoik Nutelli, dobić to grubymi naleśnikami na oleju, z syropem klonowym i cukrem, a nogi nadal wyglądają jak z paryskiego wybiegu. Ugh. ☆ Łączenie kolorów. Kiedy ty boisz się połączyć czarny z żółtym, a te wszystk...

Książka o promyczku

Jeśli kiedykolwiek chciałeś poddać się tylko dlatego, że było trudno, powinieneś przeczytać wspaniałe dzieło Kim Holden. Książka chwyciła mnie za gardło, przydusiła, a na koniec wywołała niemożliwy do powstrzymania potok łez. Masz przed sobą taki krajobraz: jezioro, chmurne popołudnie. Na pomoście siedzi dziewczyna z nogami podkulonymi pod samą brodę i kiwa się w tył-przód jakby miała chorobę sierocą. Szara przestrzeń otacza ten samotny punkcik, mimo że w około turyści na kocach łudzą się o trochę słońca. Po twarzy bieduli strumieniami płyną łzy, sprawiając, że wygląda szalenie nieatrakcyjnie, ale co tam.  Pytanie: Co tak naprawdę robi? Odpowiedź: Czyta najpiękniejszą, najbardziej nieziemską książkę jaką mógł wymyślić człowiek. Właściwie, może Kim Holden nie jest człowiekiem? Może jest wszechwiedzącą maszyną do pisania wyrywających serca powieści? Może jej życiową misją jest uczenie nas, [SPOILER ALERT] że tak naprawdę to nie śmierć jest najważniejsza?

Kot dla uwagi

http://www.unsplash.com Naprawdę dawno mnie tu nie było, więc trzy miesiące spóźniona, witam wszystkich w nowym roku! Mam nadzieję, że dla wszystkich będzie jeszcze lepszy niż ten poprzedni. Przyznajcie się, kto zdążył już złamać swoje postanowienia? Dzisiaj przychodzę do was tak właściwie... z niczym. Przepraszam. Daję znać, że żyję i jeżeli ktoś pozostał jeszcze na tych starych śmieciach, mam nadzieję, że mój warsztat nadal będzie was zadowalał. A teraz czas na lanie wody. Upływający czas mierzę nie tylko zerkając na białe kartki kalendarza, ale też przez patrzenie w lustro. Włosy, które w sierpniu sięgały nad ramię, teraz urosły o dobre sześć centymetrów. Mam wrażenie, że jeszcze te prawie pół roku temu uważałam się o wiele mądrzejszą niż jestem teraz, ale cóż, tak bywa. Mam nadzieję, że niedługo znowu zacznę gadać od rzeczy. Nie wiem nawet o czym powinnam pisać. Nie kręci mnie już wysławianie się na każdy temat, a także lanie wody (udawajmy, że właśnie teraz tego nie ...